Były już szef Suzuki Davide Brivio uchylił kibicom rąbka tajemnicy i wyjawił, że swego czasu japoński producent był o włos od podpisania umowy z Jorge Lorenzo. Zamiast niego wybrał jednak Joana Mira, z którym w sezonie 2020 MotoGP wywalczył mistrzowski tytuł.
Na skróty:
Jorge Lorenzo w MotoGP nie ma od ponad roku, ale raz po raz robi wokół siebie tzw. szum. Najpierw głośnym zakończeniem kariery, a potem szybkimi przenosinami do Yamahy i objęciem tam roli testera, z nadziejami na powrót w sezonie 2021. Z planów niewiele wyszło, a zamiast tego Hiszpan podróżuje po świecie, kolekcjonuje samochody i nawet próbował swych sił w roli gwiazdy estrady.
Teraz okazało się, że w 2018 roku 5-krotny mistrz świata był o włos od podpisania umowy z Suzuki. Chociaż w tamtym czasie faktycznie w paddocku krążyły takie plotki, to nikt nie traktował ich szczególnie poważnie. Teraz jednak Davide Brivio w wywiadzie udzielonym MotoGP.com wyjawił, że faktycznie coś było na rzeczy i opowiedział o powodach, dlaczego producent z Hamamatsu ostatecznie zaoferował kontrakt debiutantowi Joanowi Mirowi.
Trudne wybory Suzuki w MotoGP
Trzy lata temu Lorenzo przeżywał trudny czas na Ducati. Po bardzo słabym sezonie 2017, w 2018 Hiszpan ostatecznie złapał na Desmosedici dobry rytm, ale na pozostanie u Bolończyków było już za późno. Ostatecznie z podpisania umowy z Suzuki nic nie wyszło, Lorenzo przeszedł do Hondy i po zaledwie roku startów na RC213V – okupionym kontuzjami – zakończył karierę.
„Zaczęliśmy myśleć o zatrudnieniu Joana Mira po tym, jak w sezonie 2017 wygrał dziesięć wyścigów, a potem został mistrzem świata Moto3” – przyznał Brivio, który po tym, jak doprowadził do podwójnego mistrzostwa Suzuki w MotoGP, postanowił opuścić paddock i przenieść się do Formuły 1, gdzie będzie pracował w ekipie Renault (zwanej Alpine F1) jako dyrektor wyścigowy.
Na Suzuki debiutowało w klasie MotoGP zresztą jeszcze dwóch innych Hiszpanów: w 2015 roku był to Maverick Viñales, a w 2017 obecny team-partner Mira – Alex Rins. W międzyczasie na GSX-RR na pełen etat startowali chociażby Aleix Espargaro, czy Andrea Iannone, a teraz okazało się też, że na sezon 2015 Suzuki prawie podpisało umowę z Andreą Dovizioso!
„Ostatecznie musieliśmy zdecydować, czy na sezon 2019 wybieramy Lorenzo czy Mira. To nie był jednak wybór między tym, albo tamtym zawodnikiem, a pomiędzy swego rodzaju filozofią i kierunkiem, jaki chcieliśmy potem obrać. Czy chcemy związać się z weteranem Jorge Lorenzo, czy pomóc w rozwoju nowego talentu w postaci Joana Mira? Im lepiej poznawaliśmy Joana, im więcej się o nim dowiadywaliśmy, tym bardziej wyjątkowy nam się wydawał”.
Suzuki lepsze od… Hondy
Nie jest tajemnicą, że Mir był już po słowie z Hondą. Hiszpan podpisał z nią wstępną umowę na 2019 roku, ale na starty w satelickiej ekipie. Sam potem ujawnił, że kiedy Suzuki zaproponowało mu dołączenie do fabrycznego składu, nie wahał się zbyt długo. „Jego menadżer przyznał, że Joan chce do nas dołączyć, ale jest już po słowie z Hondą” – wyjawił Brivio.
„Zapytałem więc Joana wprost, czy jesteś zainteresowany umową z Suzuki, nawet jeśli masz opcję od Hondy? Jeśli miałbyś wybrać między Suzuki a Hondą, to gdzie byś poszedł? A on odpowiedział, że chce iść do Suzuki. Kiedy tylko mi to powiedział, od razu pomyślałem, że to odpowiedni gość”.
Suzuki oraz Joan Mir na przygotowanie się do obrony mistrzostwa nie mają wiele czasu. Podwójne zimowe testy odbędą się w Katarze, gdzie w ostatni weekend marca wystartuje sezon 2021 MotoGP.