fbpx

Swoją przygodę z europejskimi obchodami 120-lecia marki Harley-Davidson w Budapeszcie rozpocząłem w… Austrii. W Wiedniu wylądował bowiem samolot, którym leciała reprezentacja polskich mediów motocyklowych, biorąca udział w tym wydarzeniu.

United we gather!

Z Wiednia busem zostaliśmy przewiezieni do, z pozoru niepozornego, salonu Harley-Davidson w Bratysławie. Napisałem niepozornego, gdyż położony na uboczu, skromnie oznaczony teren, okazał się być wielkim kompleksem, gdzie można było kupić Harleya, skorzystać z usług tatuażysty lub barbera czy zjeść i napić się w ogromnym motocyklowym PUB’ie pod szyldem HD.

Na miejscu czekała na nas (oraz innych przedstawicieli europejskich mediów) flota motocykli Harley-Davidson, modeli będących w aktualnej ofercie. Trasa zaplanowana była na dwa dni, tak aby na spokojnie można było przejechać się, przetestować i porównać na bieżąco różne modele.

Nasza podróż miała też swój dodatkowy cel. Pojazdy, którymi jechaliśmy, miały zasilić strefę motocykli testowych, dostępnych do jazd w trakcie trwania festiwalu.

Przyznam się, że kiedy w końcu dorwałem w swoje ręce Sport Glide’a (którego osobiście uważam za świetny motocykl) to cieszyłem się jak dziecko i nie oddałem go aż do samego Budapesztu.

Pierwszego dnia swoją podróż w 30-kilku stopniowym upale, zakończyliśmy w węgierskiej miejscowości Gyor. Wybór nie był przypadkowy, ponieważ właśnie tam w swoim malowniczo położonym Club Housie ugościł nas odział HOG. Odcinek, który pokonaliśmy drugiego dnia, okazał się być zdecydowanie bardziej wymagający. Zbliżając się do Budapesztu wjechaliśmy na piękne, kręte, górskie winkle, które znacząco podniosły poziom adrenaliny we krwi, jednocześnie pozwalając na bardziej ekstremalne testy dosiadanych maszyn.

Po wjeździe do Budapesztu chyba nikt nie miał wątpliwości co do tego, że 120-lecie marki będzie obchodzone hucznie. Rzesze motocyklistów, które mijaliśmy, plakaty czy flagi umieszczone na terenie całego miasta, nie budziły najmniejszych wątpliwości, że całe miasto żyje zbliżającymi się urodzinami HD.

Zbliżając się do stadionu Puskás Aréna, gdzie wszystko miało się odbywać, wrażenie to tylko narastało, a warto tutaj nadmienić, że był to dopiero czwartek, czyli pierwszy dzień festiwalu, który swój moment kulminacyjny miał mieć w sobotę.

Mięliśmy krótką chwilę aby zapoznać się z miejscem wydarzenia, zameldować się w hotelu i zobaczyć chociaż skrawek przepięknego Budapesztu.

Olbrzymie wrażenie zrobiła na mnie ilość motocyklistów widocznych na każdym kroku, którzy przyjechali świętować 120-lecie swojej ukochanej marki.

United we celebrate!

Piątek przywitał nas oficjalną premierą dwóch nowych motocykli Harley-Davidson CVO Street Glide oraz CVO Road Glide. Powiem, tylko że motocykle charakteryzują się zupełnie nowym silnikiem, a testy pokażą, czy jest to rewolucja, czy powolna ewolucja.

Tego dnia mogliśmy na spokojnie sprawdzić, co na festiwalu ma nam do zaoferowania Harley-Davidson. A trzeba przyznać, że nie było tego mało! Mieliśmy strefą custom, gdzie znajdowały się kilkadziesiąt mocno zmodyfikowanych motocykli HD, niejednokrotnie będących prawdziwymi dziełami sztuki! Była też strefa historyczna, gdzie znalazły się motocykle stanowiące przekrój rozwoju marki. W innym miejscu mogliśmy zobaczyć tegoroczne limitowane malowania motocykli oraz dosiąść tych będących w ciągłej sprzedaży. Mało?

Na otwartym terenie znajdowały się olbrzymie skocznie big air gdzie o odpowiednich godzinach mogliśmy podziwiać zapierające dech w piersiach skoski na motocyklach oraz pojazdach typu baggy. Nieopodal znajdował się również park do pokazów motocykli trialowych.

Chciałbyś się przejechać najnowszymi motocyklami ze stajni HD? Proszę bardzo! Wystarczyło zapisać się na jazdę próbną w strefie DEMO. Mogliśmy też zobaczyć najnowszy pojazd elektryczny Harleya czyli LiveWire S2 Del Mar. W jeszcze innym miejscu znajdowała się „Wioska Sprzedawców” (Dealers Village) gdzie wśród kilku stoisk przedstawicieli swoich krajów, znaleźliśmy również rodzimy namiot Harley-Davidson Katowice.

Jeśli w jednym ze stoisk HD nie znaleźliśmy tego co nas interesuje, mogliśmy się solidnie obkupić na licznych stoiskach innych wystawców – dosłownie od stóp do głów. Mogliśmy postrzelać z wiatrówki, spróbować swoich sił w biciu rekordu wiszenia na kierownicy, poznać nowinki ze świata custom, obejrzeć klasyczne samochody a w strefie adrenaliny spróbować , za darmo, jednej z wielu atrakcji typowych dla wesołego miasteczka.

Mało powiedzieć Harley-Davidson zadbał abyśmy nie chodzili głodni czy spragnieni. Wszelakich foodtrucków było pełno dzięki czemu każdy znalazł coś dla siebie a kolejki były bardzo krótkie. Jeśli mięliśmy ochotę posłuchać muzyki, to mieliśmy do dyspozycji trzy różne sceny na których odbywały się koncerty oraz namiot DJ-a! Gdyby komuś było mało, należy pamiętać, że zarówno Harley-Davidson, jak i różni wystawcy mieli swoje własne atrakcje rozpoczynające się o w ciągu trwania festiwalu.

Ogarnięcie wszystkich tych atrakcji było praktycznie niemożliwe jednego dnia, na szczęście mieliśmy przed sobą jeszcze całą sobotę…

United we ride!

Sobotę rozpoczęliśmy od sesji pytań i odpowiedzi z Karen oraz Billem Davidson, czyli prawnukami współzałożyciela marki Arthura Davidsona, którzy mają rzeczywisty wpływ na rozwój i działanie marki.

Najważniejszym punktem soboty bez wątpienia była parada motocyklistów po wyznaczonej trasie na ulicach Budapesztu. Z informacji jakie otrzymałem wynikało, że zarejestrowanych w przejeździe było ponad 7000 motocyklistów, ale prawdopodobnie było ich jeszcze więcej! Jeszcze nigdy nie widziałem takiej, niemającej końca rzeki motocyklistów i motocyklistek! Mimo upałów i niedużego tempa poruszania się wszyscy uśmiechali się szeroko, pozdrawiając machających do nich obserwatorów. W powietrzu unosiła się niesamowite energia -atmosfera prawdziwej, nieskrępowanej radości oraz jedności. Tym bardziej że na każdym metrze ponad 20-kilometrowej trasy przejazdu stali równie euforyczni widzowie przejazdu.

Kiedy na paradę wyjechały już ostatnie motocykle, zdałem sobie sprawę, że bolą mnie policzki od uśmiechania się. Myślę, że to mówi samo za siebie. Co ciekawe, osoby, które wyjechały jako pierwsze, dotarły na miejsce mety tuż po wyjeździe, albo jeszcze w trakcie wyjazdu końcówki „ogonka”.

Myślę, że to właśnie w uczestnikach wydarzenia, fanach i użytkownikach marki Harley-Davidson kryje się największa „atrakcja” tego wydarzenia. Mogliśmy spotkać wiele typów motocyklistów, ale wszystkim przyświecało jedno, jednoczące hasło – „United we ride”. Ta niesamowita jedność i energia była wyczuwalna cały czas, bez względu czy byliśmy na terenie miasteczka festiwalowego, czy gdziekolwiek indziej w Budapeszcie, a nawet poza nim.

Jeśli ktoś jeszcze zastanawia się nad tym, czy wziąć udział w nadchodzących (w USA obchody odbędą się w dniach 13-16 lipca) lub następnych urodzinach HD, to myślę, że jeśli raz pojedziesz, to prawdopodobnie już nigdy nie opuścisz święta, jakim niewątpliwie są urodziny marki Harley-Davidson.

Tekst i zdjęcia: Michał Farbiszewski

KOMENTARZE