Tym razem w propozycji trasy na weekend nie oprę się jedynie na własnych doświadczeniach. W głównej mierze skorzystam z sugestii jednego z naszych czytelników, którego podróżnicze upodobania są chyba podobne do moich. Droga powinna być przede wszystkim kręta, pokryta w miarę dobrym asfaltem, ale przede wszystkim z niewielkim natężeniem ruchu. Proponowana dzisiaj wyprawa drogą krajową nr 20 spełnia wszystkie te kryteria.
Na skróty:
W mapach i atlasach zaznaczona jest na czerwono i wydawałoby się, że powinna być równie zatłoczona, co inne tej klasy „krajówki”. A jednak tak nie jest. Mowa tu o drodze krajowej nr 20, która zaczyna się w zachodniopomorskim Stargardzie, niecałe 50 km od Szczecina, a kończy na obwodnicy Trójmiasta (albo odwrotnie, jak kto woli). Z lekkim nadużyciem można powiedzieć, że podobnie jak amerykańska Route 66, łączy wschodnie i zachodnie wybrzeże. Czemu akurat ta droga, a nie inna? Otóż „dwudziestka” wciśnięta jest między dwie inne drogi krajowe: nr 10 i nr 6, które w zasadzie prowadzą w tym samym kierunku, czyli od Szczecina do Gdańska, tylko różnymi szlakami. „Szóstka” biegnie przez Kołobrzeg, Koszalin i Słupsk, a „dziesiątka” przez Piłę, Bydgoszcz i Toruń, aż do autostrady A1. Krótko mówiąc, obie drogi prowadzą przez szereg w miarę dużych miast, jakby okrążając Pojezierze Drawskie.
Start spod konserwy
Naszą podróż rozpoczynamy jednak nie w Stargardzie, ale w samym Szczecinie, na wyspie Łasztownia. Stoi tam dosyć kontrowersyjny pomnik kultowego dla niektórych „Paprykarza Szczecińskiego”. Warto cyknąć sobie przy nim pamiątkową fotkę, bo ta nietypowa atrakcja ma tyle samo zwolenników, co przeciwników, więc niedługo może zniknąć z mapy miasta. Mnie osobiście się podoba. Teraz już pędem lecimy drogą nr 10 w kierunku Stargardu. Musimy trafić w odpowiedni zjazd do miasta, w ul. Stargardzką, bo ta „krajówka” omija je szerokim łukiem. Można też zjechać kawałek dalej, bezpośrednio na drogę nr 20, która i tak na krótko cofnie nas do miasta. W samym Stargardzie (do niedawna Szczecińskim) warto zatrzymać się na chwilę i zerknąć na piękną starówkę. Przez miasto przepływa rzeka Ina, a nad korytem łączącego się z nią Kanału Młyńskiego postawiono w pierwszej połowie XV wieku Bramę Młyńską, która jest jedynym tego typu obiektem na świecie.
Jeśli zatrzymamy się w jednym z tych miasteczek, poczujemy, że życie płynie tu wolniej i spokojniej. Można tu znaleźć lokalne specjały znane w całej Polsce, np. miody drahimskie z wrzosowisk Bornego Sulinowa, wędzone ryby z okolicznych jezior, o smażalniach nie wspominając. Jak już wspomniałem, na całej długości trasy czekają przepiękne widoki, niekończące się winkle, jakby zbudowane z myślą o motocyklistach, tajemnicze miejscowości, do których można odbić niewiele zbaczając z trasy, np. Borne Sulinowo czy wspaniałe historyczne budowle, takie jak zamek krzyżacki w Bytowie.
Rzeka nad rzeką
Żeby nie było zbyt monotonnie, odbijemy na chwilę z głównej trasy. We wspomnianym Bytowie lub w okolicach Kościerzyny skręcimy w kierunku Tucholi, w malowniczą drogę biegnąca wzdłuż Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego. W samej Tucholi proponuję zajrzeć do prywatnego muzeum motocykli Edwina Wytrążka. Co prawda sam pan Edwin zmarł w 2011 roku, ale tym ciekawym, choć niewielkim zbiorem opiekuje się teraz jego rodzina, która w wolnych chwilach udostępnia go zainteresowanym. Jeżeli jesteście już zmęczeni podróżą proponuję kapitalną miejscówkę na biwak. To pole namiotowe w Rytlu, położone w jednym z licznych zakoli wijącej się po okolicach rzeki Brdy. Jest w pewnej odległości od miasta, wyposażono go w kilka zadaszeń i ławeczek oraz w sanitariaty.

REKONSTRUKCJA HISTORYCZNA SERII BITEW I POTYCZEK ARMII NAPOLEONSKIEJ
N/Z ARMIA NAPOLEONSKA ODDAJE SALWE Z ARMATY
FOT. RAFAL MALKO / AGENCJA GAZETA










