fbpx

Co prawda Bałtyk nie jest tak pięknym i ciepłym morzem jak kolebka naszej europejskiej cywilizacji czyli Morze Śródziemne, ale ?korabie? rozmaitej wielkości i przeznaczenia pływają po nim od ponad 2 tys. lat.

Radar jest wynalazkiem dopiero XX wieku, ale przedtem też jakoś trzeba było sobie radzić, aby ciemną nocą, przy pokrytym chmurami i zamglonym niebie, z którego nierzadko strugami lał się deszcz, dotrzeć do upragnionego portu i nie rozbić statku o niegościnny brzeg. Latarnie morskie (pierwotnie ich rolę spełniały ogniska), umieszczane najczęściej na nadbrzeżnych wzniesieniach, ostrzgały kapitanów przed zbliżającym się zagrożeniem. Na polskim wybrzeżu zachowało się ich kilkanaście i są to obiekty powstałe najczęściej pod koniec  XIX i na początku XX wieku. Nie są to takie „cuda świata” jak latarnia Faros w Aleksandrii ani Kolos Rodyjski, ale warto je obejrzeć oraz wdrapać się na nie, gdyż są powszechnie dostępne.

Jak to często bywa, plan wycieczki powstał jako suplement do innego wyjazdu. Otóż 25 czerwca obchodziłby 61. urodziny mój wieloletni druh motocyklowy i życiowy przyjaciel Andrzej „Barwa” Barwiński. Odjechał od nas swoim nierozłącznym, czerwonym Kawasaki GPZ 550 na niebiańskie szlaki 11 października 2009 roku. Zatem grono motocyklowe (ok. 40 osób) zebrało się w Okoninach Nadjeziornych koło Tucholi, aby być u Jubilata. A potem 8-osobowa grupka, uprzednio załatwiwszy sobie wolny czas, ruszyła zwiedzać zabytki Pomorza.

Pogoda, chcąc wynagrodzić wiosenne pluchy, stała się piękna, wręcz upalna. Tak więc jadąc m.in. przez Bytów, w którym kolejny raz obejrzeliśmy masywny zamek, dotarliśmy do Darłówka, gdzie mieliśmy zaklepane noclegi. Odstawiwszy motocykle, udaliśmy się na szeroką, piaszczystą plażę a wody Bałtyku (ciepłe!) zmyły z nas trudy i brudy całego dnia.

Nazajutrz już nie było tak hedonistycznie. Wyruszyliśmy z samego rana i najpierw dotarliśmy do latarni w Jarosławcu. Ponieważ była otwarta dopiero o dziesiątej, więc popruliśmy dalej na wschód. Droga między jez. Wicko a morzem jest zamknięta przez armię (poligony, gdzie ostro strzelają) więc trochę okrężnie dotarliśmy do Ustki. Zwiedziliśmy niewysoką latarnię i połaziliśmy po plaży.

Potem udało się nam nie przegapić parkingu przed świętą dla pogan górą Rowokół. Wczołgaliśmy się dość wygodną ścieżką, na tę wysoką na 115 m n.p.m. górę. Na wierzchołku dodatkowo stoi wieża widokowa, z której rozpościera się fantastyczny widok na przybrzeżne jeziora Gardno, Łebsko i Dołgie oraz wielokilometrowe wybrzeże faktycznie błękitnego Bałtyku. Widać było również latarnię morską w Czołpinie oraz otaczające ją piaszczyste wydmy i przepaściste lasy. Niebiańskie widoki. Zszedłszy z góry, podjechaliśmy na parking nieopodal wspomnianej latarni. Stąd piaszczystą przecinką dotarliśmy na miejsce i zdobyliśmy kolejny obiekt wysyłający nad Bałtyk światło swych tysięcy świec. Zwiedzanie tego rejonu zakończyliśmy łażeniem po zagrodach gburskich w skansenie w Klukach. Czekał nas teraz powrót do wynajętego lokum. Ale ponieważ nie byliśmy tutaj dla przyjemności, więc wracając, zmusiłem nieszczęsną czeredkę do wdrapania się jeszcze na zamkniętą rano wieżę latarni w Jarosławcu. (powstała w 1830 roku wieża latarni ma 33,3 m wysokości, zasięg jej świateł to prawie 42 km).

Nazajutrz, po dotarciu do Lęborka, obejrzeliśmy fragmenty murów miejskich i wyniosły gotycki kościół. Potem w Wejherowie skierowaliśmy się na północ w stronę Krokowej. W Piaśnicy skręciliśmy w lasy, aby oddać hołd pomordowanym w 1939 i 1940 roku Polakom. To taki hitlerowski Katyń tylko mniej znany. W Świecinie zatrzymaliśmy się na polu bitwy z 1462 r. która była przełomową dla całej 13-letniej wojny z Zakonem Krzyżackim. Następnie obeszliśmy wkoło zamek w Krokowej. Chwilkę też podziwialiśmy kościół w Żarnowcu. Jadąc wzdłuż wybrzeża Jeziora Żarnowieckiego, wdrapaliśmy się na otaczające go wzgórza i zatrzymaliśmy się przed wieżą widokową w Czymanowie. Windą wjechaliśmy na taras widokowy (bogatemu wszystko wolno) i zajęliśmy się podziwianiem tego, co ją otacza, a zwłaszcza zbiornika retencyjnego elektrowni przepompowej. Miała tutaj, „za Gierka”, powstać elektrownia atomowa. Pomysł znakomity, ale gdyby miał to być obiekt typu „Czarnobyl”, to może i lepiej, że jej wtedy nie postawiono.

Na ten dzień zwiedzanie zakończyliśmy, a jakże, na latarni morskiej Stilo nieopodal Sasina. Widoki jak zwykle, palce lizać. W Darłówku spędziliśmy ostatnią noc, ponieważ planowaliśmy przenieść się w stronę Pomorza Zachodniego. Przed wyjazdem odbyliśmy jeszcze przejażdżkę tramwajem wodnym z portu w Darłówku do Darłowa i z powrotem. W Darłowie połaziliśmy po starym mieście i zamku. A potem „na koń” i w drogę do Nowogardu. Pojechaliśmy sobie piękną widowiskowo drogą, która wiodła przez Krąg (tutaj obejrzeliśmy rycerski zamek nad jeziorem, który aktualnie jest luksusowym hotelem), Polanów (szczęśliwie nie było tu zlotu) w Drzewianach zjedliśmy obiad i dalej przez Bobolice, Połczyn Zdrój dotarliśmy do Świdwina (tutaj pogapiliśmy się na zamek), następnie przez Resko dotarliśmy do Nowogardu.

Następnego dnia rano nie było „zmiłuj się” i wyruszyliśmy w drogę. Najpierw zaliczyliśmy Gryfice ze skansenem kolejki wąskotorowej. W Kamieniu Pomorskim obejrzeliśmy katedrę z jej wirydarzem i skarbcem, a nawet udało się załapać na krótki koncert organowy. Potem przez Dziwnów wbiliśmy się bezczelnie pod samo molo w Międzyzdrojach. Połaziwszy po deptaku, usadowiliśmy znowu tyłki na motocyklach i podjechaliśmy pod latarnię w Świnoujściu. Taras widokowy tej latarni osiągnęliśmy po 220 krętych stopniach. Uff! A wieża latarni ma 68 m wysokości (latarnik miał aż 300 stopni schodów!) i jest to najwyższa latarnia Bałtyku. Powstała w 1857 roku a jej światła  są widoczne z 46,4 km.  Ponieważ z góry mogłem przyjrzeć się nieodległemu od latarni fortowi Gerharda, więc po zejściu udaliśmy się na jego zwiedzanie. Są to moje ulubione obiekty. Wracając do gościnnego Nowogardu podjechaliśmy jeszcze na taras widokowy w Lubinie, z którego roztacza się widok na Zalew Szczeciński, a w pobliskiej Wapnicy nasyciliśmy oczy kolorami jeziora Turkusowego. Potem przez Golczewo osiągnęliśmy Nowogard.

Wszystko dobre, co się dobrze kończy. W sobotę najkrótszą trasą wróciliśmy do swoich domostw. Niezapomniany tydzień.

Tekst i zdjęcia Marek Harasimiuk

ZOBACZ TAKŻE:

Junakiem na Nordkapp

Beskidy | Polska kresowa

Motocykle – ogłoszenia

KOMENTARZE