fbpx

Zawsze uważałem ruch motocyklowy za raczej skonsolidowaną grupę, za­ryzykowałbym tu nawet określenie: społeczną. Ow­szem, zdarzały się oczywi­ście pewne wyjątki, niejako potwierdzające regułę. Chodzi tu np. o harleyowców, traktujących użytkowników innych motocykli jako niż­szą kastę jeźdźców. A i tego nie należałoby uogólniać, gdyż w Polsce bardzo czę­sto zanim ktoś dosiadł wy­marzonego H-D, przechodził kolejne etapy finanso­wo-pojemnościowe, ujeż­dżając po drodze przeróżne inne motocykle: polskie, niemieckie, radzieckie etc. 

W takim wypadku trudno było w imię samej tylko ide­ologii zrywać stare sprawdzone motocyklowe przyjaźnie. Pewnego rodzaju rozłamy można było zaob­serwować również wśród motocyklistów jeżdżących weteranami, gdzie swą od­rębność od innych starali się czasem zaznaczyć właściciele „anglików”, przy czym związane to było ra­czej z odmienną konstruk­cją motocykli niż z jakąś dodatkową ideologią. 

Koniec końców łączyło ich jednak zawsze to samo: wiatr we włosach i ten oso­bliwy stan ducha, w jaki wprowadza jazda motocy­klem. Jednakże zaistniał w hi­storii jednośladów pewien zaiste poważny konflikt, se­lekcjonujący wyraźnie dwie całkowicie odrębne grupy jeźdźców. Był to rozłam po­między dosiadającymi typo­wych klasycznych motocy­kli rockersami a jeźdźcami na skuterach – modsami. Zjawisko to nasiliło się w Europie najgwałtowniej na przełomie lat 50. i 60., i później w latach 60.

Zacząłem coraz bardziej interesować się tym okre­sem, zwłaszcza odkąd sam często jeżdżę swym już piątym skuterem – polską Osą, przy okazji obserwując in­nych użytkowników tej w końcu dość specyficznej formy motocykla, jaką jest niewątpliwie skuter. 

Decydującym jednak bodźcem, który ostatecznie nakłonił mnie do głębszego zastanowienia się i pozna­nia przyczyn tej odrębności modsów była sympatyczna rozmowa z pewną panią w wieku zdecydowanie balzakowskim, która z dumą i rozrzewnieniem wspomi­nała zwariowane lata sześć­dziesiąte, kiedy to szalejąc na swoim skuterze była pol­skim modsem (a może modsówą?). 

W obecnym czasie jest to raczej moda, właśnie na owe lata 60., aniżeli pełne nawiązanie do tamtej ideologii, ale nie da się ukryć, że modsi wciąż są wśród nas…. 

Historia skutera rozpo­częła się na początku na­szego stulecia. Pierwsze konstrukcje tego typu poja­wiły się ok. 1915 roku, a w latach 20. zostały znacznie rozwinięte, do­brymi tego przykładami są francuski Monet-Goyon z 1921 r. czy niemiecka Megola z 1925 r. Jednakże w tamtych czasach skuter traktowany był bardziej ja­ko ciekawostka konstruk­cyjna i nie odegrał znaczą­cej roli w rozwoju motocy­kli jako takich. 

Prawdziwy boom na skute­ry, w pełnym tego słowa znaczeniu, nastąpił w la­tach 50. i 60. Każda liczą­ca się wytwórnia motocykli w Europie wprowadziła do produkcji model skutera. Jego charakterystycznymi cechami były: mały rozmiar kół (najczęściej 8″ do 14″), brak środkowej górnej części ramy oraz oblachowanie całego pojazdu dla zabezpieczenia przed za­brudzeniem, zarówno od strony silnika, jak i jezdni. Brak środkowej górnej części ramy (w porównaniu do klasycznego układu mo­tocykla) ułatwiał dosiada­nie skutera kobietom, zwłaszcza tym w sukienkach. 

Bardziej luksusowe skutery wyposażone były w roz­rusznik elektryczny. Bar­dzo ważną . cechą skuterów było staranne opracowanie ich resorowania, tak aby maksymalnie zwiększyć komfort jazdy. 

W latach największej ekspansji skuterów pojawia­ły się coraz to nowe „wa­riacje na ich temat”, dzie­siątki marek, typów, mode­li. Po drogach Europy poru­szały się niezliczone ilości skuterów miejskich, turystycznych, towarowych, z przyczepką z boku, z przyczepką z tyłu, riksz i wiele, wiele innych. Z pewnością różnorodność ta stanowiłaby materiał na bardzo obszerną książkę… 

Pod koniec lat 40. ogromną rolę w spopulary­zowaniu skutera odegrały dwie włoskie firmy: Piaggio – skutery Vespa, oraz Inno­centi – skutery Lambretta. Swoimi wyrobami opano­wały całą Europę zarówno poprzez eksport skuterów, jak i sprzedaż licencji, któ­re zostały zakupione m.in. przez tak renomowane firmy jak angielski Douglas (Douglas-Vespa) czy nie­miecki NSU (NSU-Lambret­ta). 

W Polsce w 1958 roku rozpoczęto produkcję sku­tera rodzimej konstrukcji: Osa M-50, o poj. 150 ccm, a dwa lata później Osa M-52 o poj. 175 ccm i wymu­szonym układzie chłodze­nia za pomocą dmuchawy. Polskie Osy były bardzo udanymi konstrukcjami, odnosiły nawet sukcesy w sporcie. Estetyczna karo­seria, świetny silnik, nowoczesne zawieszenia – w tamtych czasach było się czym pochwalić. Jedynym mankamentem Osy było to, że była po prostu kosztow­na, znacznie droższa od najpopularniejszej WFM 125. Usprawiedliwieniem dla wysokiej ceny było głównie nadwozie, a więc właściwa skuterowi elegan­cja.

O popularności skute­rów w Europie niech za­świadczą liczby: w 1955 roku obydwa wspomniane koncerny – Piaggio i Inno­centi, produkowały dzien­nie (!) 1000 skuterów we Włoszech i prawie 300 za granicami kraju, nie ma­jąc jednocześnie żadnych problemów ze zbytem. Sku­ter stał się wszechobecny i zaczął naprawdę królo­wać na drogach. 

Na przełomie lat 50. i 60. pojawiły się grupy modsów (Mod – angielskie okre­ślenie użytkownika skute­ra). Ruch ten najbardziej zauważalny był w nadmor­skich kurortach Anglii, gdzie kult skuterów był równie silny jak kult moto­cykli. Modsi byli to prze­ważnie młodzi ludzie z tzw. „dobrych”, zamożnych ro­dzin, szukający pewnej od­miany, aczkolwiek na od­powiednio wysokim pozio­mie; zawsze modnie ubrani w kraciaste marynarki i spodnie bermudy. 

Ich ce­lem była wieczna zabawa, ale wyłącznie we własnym, bardzo szczelnym gronie. Do otaczającego ich świata odnosili się z charaktery­styczną ironią, akceptując tylko swój snobistyczny styl życia. Skuter traktowali bardziej jako sposób zade­monstrowania swej od­mienności, a nie jak roc­kersi jako sposób na życie przez jazdę. 

Rockersi byli to na ogół ludzie żyjący w kulcie wol­ności, której symbolem by­ła jazda motocyklem. Była to młodzież raczej z niż­szych warstw społecznych. Ich celem była także zaba­wa, jednak w zdecydowa­nie odmiennej formie niż zabawa wg modsów. Ra­dość rockersów zawsze po­wiązana była z jazdą, żyli po to, żeby jeździć, jeździli po to, aby żyć. Ich maszyny otaczane były autentycz­nym, płynącym z głębi ser­ca uczuciem, a więź z mo­tocyklem nierzadko bywała silniejsza niż ta z super­blondyną… Starcia grup modsów z rockersami były naprawdę bardzo ostre. Takie bój­ki przeradzały się szybko w prawdziwe bitwy, W obronie swych idei, a jednocześnie demonstrując pełną pogardę dla wartości wyznawanych przez prze­ciwnika, nie wahano się przed brutalnym użyciem siły. Odgrywały się sceny niczym z sensacyjnego fil­mu: lała się krew, łamały kości, demolowano motocy­kle i skutery. Znanych jest nawet kilka przypadków ofiar śmiertelnych. Poza wszelkimi różnicami, obie grupy łączyło jedno: bezwzględna nienawiść wobec wroga. 

W Polsce zjawisko to nie występowało na szczęście w aż takim nasileniu jak w Europie Zachodniej, zwłaszcza w Anglii. Jed­nakże i u nas modsi, okre­ślani jako „bananowa młodzież”, tworzyli zwarte grupy, demonstrując swą odmienność charaktery­stycznym strojem, stylem bycia i zabawy. Do dobrego tonu należało posiadać jak najlepszy (czytaj: najdroż­szy) skuter. Miało to nieba­gatelne znaczenie w sta­wianiu się ponad szarą, so­cjalistyczną przeciętność. 

W tym miejscu warto zwró­cić uwagę, że w polskich warunkach skuter (ze względu na swoją cenę) był pojazdem zdecydowa­nie luksusowym. Wielu znanych ludzi, aktorów, piosenkarzy, można było spotkać śmigających na białych Peugeotach czy Ve­spach. Była to moda o wy­jątkowo mocnym natęże­niu. 

Jedną z głównych różnic dzielących modsów i roc­kersów był stosunek do pojazdu i samej jazdy. Roc­kersi kochali swoje maszy­ny i bardzo o nie dbali, modsi natomiast traktowali skutery bardziej przedmio­towo, jako środek do osią­gnięcia swego celu, a nie cel sam w sobie. Najpraw­dopodobniej właśnie to sta­ło się bezpośrednią przy­czyną konfliktów. 

Obecnie na ulicach na­szych miast można znowu spotkać młodych ludzi ubranych w stylu lat 60., w kaskach typu „orzeszek”, mknących na z reguły bia­łych Vespach, Lambret­tach, Peugeotach czy Osach. Jest to niewątpliwie pewna próba wskrzeszenia idei modsów, na szczęście nie występują już tak silne antagonizmy pomiędzy ni­mi a rockersami, jak kie­dyś. Obie te grupy jeżdżą dziś i bawią się wspólnie. 

Nierzadko spotykam też ludzi grubo po czterdziest­ce, którym w młodości nie udało się (na ogół z powo­dów finansowych) zrealizo­wać marzeń o skuterze. Być może uda się teraz, bo przecież wiek nie gra tu chyba roli… 

Na zakończenie chciał­bym jeszcze raz wspomnieć panią, z którą rozmowa zainspirowała mnie do na­pisania tego artykułu. Otóż pomimo tego, że swe 40 urodziny obchodziła już dość dawno, nadal ma tę samą Osę, o której mi opo­wiadała i – uwaga – od cza­su do czasu, aby odświeżyć swe szalone wspomnienia, urządza sobie skuterowe wycieczki. Już wiem, co te­raz niejednemu z czytelni­ków świta w głowie: nie, nie, nie sprzeda jej za żadne skarby świata! 

Tak więc duch modsów jest wciąż żywy, oni po pro­stu – czy młodzi, czy też przyprószeni siwizną – na­dal są wśród nas. 

KOMENTARZE