fbpx

Mimo że nie jest trenerem ani selekcjonerem, to często właśnie w jego rękach leżą losy zawodników. Jego wiedza i doświadczenie mogą zadecydować o powrocie na tor lub przerwaniu wyścigu. Konrad pracuje jako fizjoterapeuta i osteopata nie tylko w kuluarach motorsportu, często trafiają do niego również motocykliści cywilni. Dlaczego? Jakie błędy popełniamy jeżdżąc na jednośladach? No i jak je wyeliminować?

Żaneta Lipińska: Praca przyjemna, ale bardzo odpowiedzialna. Zdarzyło ci się powiedzieć „stop”, bo zagrażało to życiu lub zdrowiu?

Konrad Wieczorek: Decyzję o ewentualnym kontynuowaniu lub zaprzestaniu uczestnictwa w zawodach zawsze zostawiam zawodnikowi. Na szczęście nie miałem sytuacji, że musiałem „rzucić biały ręcznik”, ale gdybym był zmuszony, pewnie bym to zrobił, bo zdrowie jest najważniejsze. Zawodnicy w kwalifikowanym sporcie są bardzo świadomi, wiedzą kiedy się wycofać, no chyba że chodzi o Le Mans (śmiech). To zupełnie inna historia, inna adrenalina i presja. Tam faktycznie trzeba czasem na chłodno wytłumaczyć sytuację, w emocjach nie czuć bólu…

Ż.L.: Pamiętam Le Mans, kiedy Adrian Pasek jechał mimo złamanej kości ramiennej, wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. Sytuacja w zespole była dramatyczna, emocje udzielały się wszystkim…

K.W.: Na emocje podczas wyścigów motocyklowych nie ma mocnych. Zimna krew jest potrzebna do realizacji swojej pracy, by robić to jak najlepiej, ale atmosfera rywalizacji udziela się również mnie. Sytuacja z Adrianem Paskiem była wyjątkowa – to były duży „highside”. Adrian wypadł poza tor na tyle pechowo, że, jak się później okazało, złamał guzek większy kości ramiennej, taki uraz jest bardzo bolesny. Jednak za wszelką cenę chciał pomóc zespołowi i zdecydował się na kontynuowanie wyścigu. 

Ż.L.: Ale pewnie są to chwile, które zapamiętuje się do końca życia…

K.W.: W zawodowym sporcie pracuję od piętnastu lat, ale najbardziej emocjonujące były dla mnie finały Speedway Grand Prix z udziałem Bartka Zmarzlika, którym medycznie opiekuję się już od dekady. Nie ukrywam, że podczas biegów finałowych napięcie jest tak duże, że drżą kończyny i traci się głos podczas kibicowania. Wyścigi motocyklowe, szczególnie te długodystansowe, trwające 24 godziny, to napięcie i adrenalina, która udziela się dosłownie dzień i noc. Do tego (w czasach przed pandemią) ponad 150 tys. kibiców zebranych wokół toru w Le Mans, odrzutowce nad głową i dźwięk motocykli pędzących ponad 300 km/h to wspaniałe doświadczenia. Dochodzi jeszcze obcowanie z ludźmi, którzy dążą do tego samego celu, zawodnicy z najwyższej światowej półki, jak chociażby Broc Parkes, który ścigał się w królewskiej serii MotoGP. Każdy z zespołu: zawodnik, mechanik, menedżer czy fizjoterapeuta pracuje indywidualnie, ale liczy się sukces całej ekipy i to praca zespołowa tzw. „team work” pozwala zawodnikom stanąć na podium.

Ż.L.: Sport to nie tylko sukcesy, ale i porażki. Tak naprawdę tutaj zaczyna się najcięższe zadanie. Jakie były twoje najbardziej krytyczne sytuacje na torze?

K.W.: Fakt, sport to nie tylko błysk fleszy i sukcesy. Bywają też trudne chwile, te krytyczne również. W mojej pamięci utkwiła np. sytuacja przykrego upadku Krzysztofa Kasprzaka podczas meczu żużlowego w Lesznie. Okazało się, że doszło do złamania obojczyka i reszta sezonu była dla Stali Gorzów trudna. Działania podczas wyścigów długodystansowych też mają różne oblicza, chociażby fizyczna praca nad Kamilem Krzemieniem, który próbował w pojedynkę kontynuować wyścig i jechał samotnie przez kilka zmian z rzędu. Czasem, chociaż chciałbyś pomóc, to nie możesz. Organizm ludzki ma swoją wytrzymałość. 

Ż.L.: A jak to jest na co dzień? Zwyczajni drogowi motocykliści również trafiają do twojego gabinetu?

K.W.: Oczywiście, pracuję również z motocyklistami poruszającymi się po „cywilnych” drogach, jednak tu częściej odwiedzają mnie ci, którzy niefortunnie zaliczyli tzw. glebę i potrzebują kompleksowej rehabilitacji ortopedycznej. Wtedy najlepiej pojawić się jak najszybciej po takiej sytuacji, urazie czy operacji. Rehabilitacja przebiega wtedy sprawniej i pacjenci zdecydowanie szybciej wracają do pełnej sprawności. Przykładem może być tu Chris Bergman, któremu w rodzimej Szwecji odmówiono rehabilitacji, zalecając kilkanaście tygodni przerwy po operacji obu kończyn dolnych. Do nas „Krzysiek” trafił po szóstym tygodniu od zespolenia kości, a cztery tygodnie później poruszał się już samodzielnie. Za kolejne kilka tygodni wsiadł na motocykl ze świetnym rezultatem. Rehabilitacja pacjenta cywilnego i sportowego wiele się nie różni. W obu przypadkach naszym celem jest jego jak najszybszy powrót do samodzielnej funkcji, do ruchu i ćwiczeń. Im szybciej wprowadzimy kompleksowy protokół usprawniania, tym szybciej pacjent będzie się cieszył zdrowiem i pełnią funkcji, która umożliwi mu również kontynuowanie swojej motocyklowej pasji

Ż.L.: OK, to są sytuacje większego kalibru, a co robimy źle podczas zwykłej jazdy?

K.W.: W związku z dominującym trybem naszej pracy i formą spędzania czasu wolnego, niestety najbardziej obciążająca nas wszystkich jest pozycja siedząca. Wieki temu człowiek siedział tylko wtedy, gdy odpoczywał bądź spożywał posiłek, reszta dnia to była aktywność fizyczna. Dziś jest zupełnie inaczej. Badania wykazują, że społeczeństwa rozwinięte ok. 80% czasu dziennej aktywności spędzają właśnie w pozycji siedzącej. Niesie to za sobą wiele konsekwencji, m.in. w postaci bólu mięśni, uczucia pieczenia, drętwienia kończyn czy nawet dysfunkcji układu krwionośnego lub trwałych zmian zwyrodnieniowych w układzie kostno-stawowym. W wywiadzie osteopaci czy fizjoterapeuci słyszą również od swoich pacjentów, że często boli ich głowa, cierpią na szumy uszne bądź zawroty głowy. Te dolegliwości mogą być spowodowane właśnie długim przebywaniem w pozycji siedzącej. Niestety fani motocyklizmu też siedzą na swoich maszynach, spędzając często za kierownicą wiele godzin. Musimy pamiętać, że ruch jest w stanie zastąpić prawie każde lekarstwo, zatem gorąco namawiam motocyklistów do aktywności fizycznej, chociażby spacerów.

Ż.L.: Zapytam brutalnie – czy na motocyklu możemy zrobić sobie krzywdę?

K.W.: Jeśli założymy jazdę rekreacyjną czy turystyczną, planujemy trasy po tysiące kilometrów na swoich jednośladach, na których siedzimy dziesiątki godzin, to oczywiście narażamy się na problemy, o których mówiliśmy przed chwilą. Bez względu na to, jak wygodny motocykl wiezie nas po drogach Polski, Europy czy świata. Ponadto drętwiejące palce u rąk i stóp, wzmożone napięcie okolicy szyi i karku, bóle odcinka lędźwiowego to tylko wybrane dolegliwości, które mogą nam przeszkodzić w wymarzonej podróży. Najczęstszym błędem jest nieodpowiednia pozycja za kierownicą, która może przełożyć się na różne dolegliwości. Zaokrąglone plecy, wysunięte do przodu barki, tyłopochylenie miednicy – to tylko niektóre z błędów. Najprostsze ćwiczenia (ze zdjęć) i analiza ustawienia swojego ciała mogą skorygować te zaburzenia.

Ż.L.: Ty również jeździsz motocyklem. Czy też doświadczyłeś tych problemów? 

K.W.: Tak, od kilku lat jestem czynnym motocyklistą, a to dzięki mojej żonie Magdalenie, która podarowała mi kurs na prawo jazdy kat. A. W dzieciństwie ujeżdżałem też sprzęty należące dziś do reliktów PRL. Dzisiaj turystyka motocyklowa to inny wymiar, bardzo dobre drogi, świetne motocykle, inżynierowie dbający o zawieszenie i ergonomię pozycji kierowcy itd. Dzienne odcinki tras mogą sięgać nawet tysiąca kilometrów. Osobiście mam na koncie podróż do Szkocji, gdzie w drodze powrotnej pokonaliśmy z moimi kolegami ortopedami Pawłem i Sławkiem odcinek liczący ponad 1050 km z Dunkierki do Gorzowa Wlkp.

Gdyby nie świadomość odpowiedniej pozycji za kierownicą i należytego przygotowania fizycznego przed sezonem, nie wiem, czy takie podróże mogłyby odbyć się w komforcie. A przecież tutaj chodzi głównie o bezpieczeństwo nasze i innych użytkowników ruchu drogowego. Jeśli nie mam żadnych dolegliwości i moje ciało świetnie współpracuje z motocyklem, to mogę skupić się na trasie i przyjemnym pokonywaniu kolejnych kilometrów. Dlatego namawiam każdego motocyklistę, by pracował nad swoim ciałem, nad ruchem. Chociażby przez proste 2-3 ćwiczenia, które ukazują zdjęcia w tym artykule.

Ż.L.: Czyli po prostu jeździjmy z głową?  

K.W.: Dokładnie tak. Otwarta głowa, dobra pozycja za kierownicą i dobra kondycja fizyczna są źródłami komfortu i bezpieczeństwa na drodze, oczywiście zaraz obok sprawnego motocykla. 

Ż.L.: Bo w końcu jazda na motocyklu to mimo wszystko więcej plusów i pozytywnego wpływu na nasze zdrowie, chyba szczególnie psychiczne!

K.W.: Dla mnie motocykl to jest odskocznia, odreagowanie, azyl. To nie jest wyścig ani bicie rekordu maksymalnej prędkości. Uwielbiam turystykę motocyklową za brak pośpiechu, za wolność, za powiew i zapach powietrza. 

KOMENTARZE