fbpx

Tym razem w propozycji trasy na weekend nie oprę się jedynie na własnych doświadczeniach. W głównej mierze skorzystam z sugestii jednego z naszych czytelników, którego podróżnicze upodobania są chyba podobne do moich. Droga powinna być przede wszystkim kręta, pokryta w miarę dobrym asfaltem, ale przede wszystkim z niewielkim natężeniem ruchu. Proponowana dzisiaj wyprawa drogą krajową nr 20 spełnia wszystkie te kryteria.

W mapach i atlasach zaznaczona jest na czerwono i wydawałoby się, że powinna być równie zatłoczona, co inne tej klasy „krajówki”. A jednak tak nie jest. Mowa tu o drodze krajowej nr 20, która zaczyna się w zachodniopomorskim Stargardzie, niecałe 50 km od Szczecina, a kończy na obwodnicy Trójmiasta (albo odwrotnie, jak kto woli). Z lekkim nadużyciem można powiedzieć, że podobnie jak amerykańska Route 66, łączy wschodnie i zachodnie wybrzeże. Czemu akurat ta droga, a nie inna? Otóż „dwudziestka” wciśnięta jest między dwie inne drogi krajowe: nr 10 i nr 6, które w zasadzie prowadzą w tym samym kierunku, czyli od Szczecina do Gdańska, tylko różnymi szlakami. „Szóstka” biegnie przez Kołobrzeg, Koszalin i Słupsk, a „dziesiątka” przez Piłę, Bydgoszcz i Toruń, aż do autostrady A1. Krótko mówiąc, obie drogi prowadzą przez szereg w miarę dużych miast, jakby okrążając Pojezierze Drawskie.Tymczasem na nitce naszej „dwudziestki” większe miejscowości występują nielicznie i są to np. Szczecinek, Bytów i Kościerzyna. Przez całą piękną, krętą i nieźle oznaczoną trasę towarzyszyć nam będzie co najmniej nienaganny, żeby nie powiedzieć doskonały asfalt z dobrze wyprofilowanymi łukami i szerokimi poboczami. Te ostatnie poznałem akurat dosyć dobrze, gdy podczas zeszłorocznego wyjazdu musiałem w okolicach Bytowa przeprowadzić delikatny remont mojej leciwej Beemki. Dobry asfalt ma też inne zalety – jeżeli jedziesz z pasażerem, nie będzie on narażony na kompresje kręgosłupa. Ruch na tej drodze praktycznie o każdej porze roku jest  bardzo ograniczony. Ciężarówek prawie nie ma, osobówek też jest niewiele. Gdy jedziesz niezbyt szybkim, zabytkowym motocyklem, małe natężenie ruchu jest dodatkowym atutem.

Start spod konserwy

Naszą podróż rozpoczynamy jednak nie w Stargardzie, ale w samym Szczecinie, na wyspie Łasztownia. Stoi tam dosyć kontrowersyjny pomnik kultowego dla niektórych „Paprykarza Szczecińskiego”. Warto cyknąć sobie przy nim pamiątkową fotkę, bo ta nietypowa atrakcja ma tyle samo zwolenników, co przeciwników, więc niedługo może zniknąć z mapy miasta. Mnie osobiście się podoba. Teraz już pędem lecimy drogą nr 10 w kierunku Stargardu. Musimy trafić w odpowiedni zjazd do miasta, w ul. Stargardzką, bo ta „krajówka” omija je szerokim łukiem. Można też zjechać kawałek dalej, bezpośrednio na drogę nr 20, która i tak na krótko cofnie nas do miasta. W samym Stargardzie (do niedawna Szczecińskim) warto zatrzymać się na chwilę i zerknąć na piękną starówkę. Przez miasto przepływa rzeka Ina, a nad korytem łączącego się z nią Kanału Młyńskiego postawiono w pierwszej połowie XV wieku Bramę Młyńską, która jest jedynym tego typu obiektem na świecie.Zaraz za Stargardem uciekamy od cywilizacji i rozpoczynamy ciągnącą się przez wiele kilometrów jazdę wśród ogromnych, malowniczych pól i łąk. Widoki są kojące i rozpoczynamy prawdziwy relaks. Wbrew temu, co by się mogło wydawać, teren nie jest płaski. Wręcz przeciwnie – mocno zróżnicowany i pofałdowany, przez co krajobrazy są cudowne. Dzięki takiemu ukształtowaniu drogi na pewno nie jest nudno. Po dłuższej chwili wjeżdżamy na Pojezierze Drawskie, do krainy niesamowitej ilości jezior. Jest ich tak dużo i są tak czyste, że aż żałuję, że nie mają tak dobrego PR jak mazurskie. Z drugiej strony może to i lepiej, bo przynajmniej panują tu sielski spokój i cisza. Wraz z jeziorami w sposób naturalny pojawia się tu wielka liczba zakrętów i winkli, na których można się nieźle zabawić. Jadąc tędy nie sposób ominąć nieco zapomnianych przez czas i ludzi małych i większych miejscowości, jak chociażby Drawsko Pomorskie, Złocieniec, Czaplinek, a dalej Szczecinek, Biały Bór, Bytów czy Kościerzyna. Te dwie ostatnie to już Kaszuby i następna porcja leśnych zakrętów, okalających kolejną niezliczoną ilość jezior.

Jeśli zatrzymamy się w jednym z tych miasteczek, poczujemy, że życie płynie tu wolniej i spokojniej. Można tu znaleźć lokalne specjały znane w całej Polsce, np. miody drahimskie z wrzosowisk Bornego Sulinowa, wędzone ryby z okolicznych jezior, o smażalniach nie wspominając. Jak już wspomniałem, na całej długości trasy czekają przepiękne widoki, niekończące się winkle, jakby zbudowane z myślą o motocyklistach, tajemnicze miejscowości, do których można odbić niewiele zbaczając z trasy, np. Borne Sulinowo czy wspaniałe historyczne budowle, takie jak zamek krzyżacki w Bytowie.

Rzeka nad rzeką

Żeby nie było zbyt monotonnie, odbijemy na chwilę z głównej trasy. We wspomnianym Bytowie lub w okolicach Kościerzyny skręcimy w kierunku Tucholi, w malowniczą drogę biegnąca wzdłuż Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego. W samej Tucholi proponuję zajrzeć do prywatnego muzeum motocykli Edwina Wytrążka. Co prawda sam pan Edwin zmarł w 2011 roku, ale tym ciekawym, choć niewielkim zbiorem opiekuje się teraz jego rodzina, która w wolnych chwilach udostępnia go zainteresowanym. Jeżeli jesteście już zmęczeni podróżą proponuję kapitalną miejscówkę na biwak. To pole namiotowe w Rytlu, położone w jednym z licznych zakoli wijącej się po okolicach rzeki Brdy. Jest w pewnej odległości od miasta, wyposażono go w kilka zadaszeń i ławeczek oraz w sanitariaty.Prosto, ale czysto i urokliwie. Pole namiotowe jest tak mało uczęszczane, że obozując tam w na przełomie czerwca i lipca, nie mieliśmy nawet komu wręczyć zapłaty (suma naprawdę symboliczna) za rozbicie namiotów. Tuż obok (pewnie ze 4 km w linii prostej, ale kilkanaście km drogami), w miejscowości Fojutowo bardziej wybredni podróżnicy znajdą elegancki zajazd, ale my trafimy tu z innego powodu. Znajduje się tu bowiem słynny akwedukt przenoszący wody Wielkiego Kanału Brdy aż 9 metrów nad Czerską Strugą. Po „zaliczeniu” tej arcyciekawej budowli hydrotechnicznej i porządnym śniadaniu w zajeździe (jeżeli oczywiście nie jest zamknięty z powodu sami-wiecie-czego) proponuję powrót na szlak drogi nr 20 i dojazd do Kościerzyny. Tu również na chwilkę zboczymy z trasy, ale nie dalej niż pięć kilometrów. Drogą nr 221 dojedziemy do Będomina, gdzie znajduje się Muzeum Hymnu Narodowego. Jeśli dopisze nam szczęście, możemy trafić na jakąś rekonstrukcję bitwy albo pokaz produkcji papieru czerpanego.

REKONSTRUKCJA HISTORYCZNA SERII BITEW I POTYCZEK ARMII NAPOLEONSKIEJ
N/Z ARMIA NAPOLEONSKA ODDAJE SALWE Z ARMATY
FOT. RAFAL MALKO / AGENCJA GAZETA

Ponownie wracamy na „dwudziestkę” i za chwilę jesteśmy w Szymbarku. Tutaj, co oczywiste i banalne, ale jednak fajne, trzeba zrobić sobie pamiątkową fotkę przy „domu do góry nogami”. Im bliżej Trójmiasta, tym natężenie ruchu staje się większe, ale cóż – czasem i z tym trzeba sobie poradzić. Stąd już niedaleko do końca naszej trasy, bo droga nr 20 gdzieś między Sopotem a Gdynią łączy się z obwodnicą S6. Trójmiasta nie zwiedzamy, ponieważ potrzebowalibyśmy na to co najmniej tygodnia, więc każdy w swoją stronę, drogą szybkiego ruchu, udaje się do domu. Można oczywiście również pokonać tę trasę w odwrotnym kierunku. Przejazd drogą nr 20 to trochę ponad 300 km, a z boczną odnogą do Rytla i Tucholi będzie pewnie ze 100 km więcej. Trasa jest jednak dosyć szybka, więc spokojnie da się ją zrobić w weekend, wraz z powrotem do domu.Bardzo dziękuję panu Robertowi Palusowi za inspirację i przypomnienie mi tej fantastycznej trasy.

KOMENTARZE