fbpx

Wiecie, że to szef kuchni, restaurator i postać telewizyjna. Nie wiecie, że to miłośnik starych motocykli, były zawodnik wyścigowy i prawdziwy pasjonat. Poznajcie motocyklowe oblicze Mateusza Gesslera.

Andrzej Drzymulski: Mateusz, kiedy zakochałeś się w motocyklach?

Mateusz Gessler: Miałem 7–8 lat. Jak byłeś z Paryża i mieszkałeś tam, gdzie ja, to ciężko się nie zakochać w motocyklach. Mieszkałem 25–30 metrów od bramy wjazdowej oddziału motocyklowego policji. Dla mnie to byli bohaterzy. Byli pierwsi na interwencji, chronili ludzi, parady, głowy państwa. Imponowali mi. Poza tym, jak byłem małym krasnalem, to miałem swojego świra. Gdy słyszałem motocykl, to od razu zgadywałem jaki to silnik, jaki motocykl. Wychowałem się w czasach, gdy różnorodność motocykli była spora, bo jeździło już dużo japońskich maszyn. To był początek mojej pasji do motocykli.

AD: Jaki był Twój pierwszy motocykl?

MG: Yamaha Chappy – małe, grube opony, i groteskowy wygląd. Później miałem dużo motorowerów i skuterów, a pierwszy motocykl to była Yamaha XT 125, potem XT 500. To był mój ukochany sprzęt, mogłem na nim robić wszystko. Później miałem Suzuki DR. Trudno wymienić wszystkie, ale mogę powiedzieć, na którym miałem największą frajdę. Był to mój pierwszy bokser. Wtedy zakochałem się w tych silnikach i to uczucie do dziś nie minęło. Dla mnie motocykl musi mieć silnik boksera i okrągłą lampę.

AD: Dlaczego akurat bokser? Wygląd, dźwięk, charakter?

MG: Wszystko po kolei, ale przede wszystkim uczucia, które wywołuje. Jeździłeś kiedyś Harleyem? Jak go odpalasz to cały się trzęsie, czujesz, że to metalowa bestia robiona młotem przez kowala. Bokser też taki jest. Jak dasz gazu, nawet na luzie, to cały chodzi na boki. Drgania i dźwięk silnika są dla mnie bardzo ważne. Jednocześnie to konstrukcja bardzo niezawodna i ponadczasowa. Można ją ulepszać, chłodzić inaczej, zwiększać moc, ale charakter narzuca układ cylindrów, a on się nie zmienia.

AD: To jaki był Twój pierwszy bokser?

MG: BMW R 75

AD: Wiem jak ono skończyło…

MG: (śmiech) Nie będę tego opowiadał. Ludzie mają różne umiejętności, ale ja nie mam ich do głębokiej mechaniki no i mój R 75 skończył w polu. Musiałem wymienić cały przód. Jak wystartowałem i nie miałem hamulców to całe szczęście, że przede mną było pole.

AD: Lubię stare motocykle, ale te nowe jakoś pewniej jeżdżą.

MG: Ta nowa moda, ja ją nazywam „Neoretro”. Te motocykle mi się podobają z jednego, ważnego powodu. Są nowoczesne, ale jednak mają tę duszę i charakter na którym się wychowałem. Może nie wszystkie, bo niektóre uważam za nieco przegięte. Mimo to masz wrażenie, że zostały stworzone przez człowieka, dla człowieka. Czasami jest tak, że wsiadam na motocykl i po kilku kilometrach się nudzę, nie podoba mi się. Marka nie ma na to wpływu. Motocykl musi do mnie przemówić.

Mateusz zawsze opowiada o motocyklach całym sobą.

AD: Na co dzień jeździsz BMW R NineT. Czym jeździsz jeszcze?

MG: R NineT używam w mieście z tego powodu, że jest tak przyjemny i łatwy do jazdy, że robisz z nim w korkach co chcesz. Jak wyjeżdżam poza miasto, to głównie R 1200 GS. Mogę nim walnąć ponad 1000 km dziennie, zsiadam z niego i nie chodzę jak kowboj. Na R NineT chyba bym się nie odważył tyle przejechać. Pewnie bym to zrobił, ale tyłek by odpadł.

„Kebab w Tortilli z sosem mieszanym proszę”. Na śniadanie jednak były grzanki z jajkami po wiedeńsku.
Nie ukrywam, że smaczne.

AD: Z tego co widziałem, to jeździsz spokojnie po mieście. Gdzie się tego nauczyłeś?

MG: Żeby jeździć szybko, trzeba przede wszystkim to umieć. Po drugie trzeba to robić tylko na torze. Na drodze nie jesteśmy sami. Ja jeżdżę pomiędzy samochodami, ale przy małej prędkości. Zasady nauczyłem się we Francji: Nie jeździsz między samochodami powyżej 40 km/h. Jak przekroczysz tę prędkość to dostosuj się do ruchu i jedź jak samochód. Jak ruch zwalnia do 30 km/h, to wtedy znowu możesz zacząć wymijać innych.

Musimy pamiętać, że nasza wolność kończy się tam, gdzie innego się zaczyna. Na ulicy musimy jeździć wspólnie. W Polsce niestety kierowcy nie mają jeszcze nawyku, żeby podczas jazdy obserwować, czy gdzieś nie wyjeżdża motocykl. Jak przyjechałem do Polski w 2002 roku, to minęły 2–3 lata zanim kupiłem sobie skuter, bo byłem przerażony jak ludzie jeżdżą! Nawet w aucie się bałem! Dżungla! Ja nie mówię, że Francuzi lepiej jeżdżą, bo to nieprawda, ale w każdym kraju kierowcy mają inną manierę i musiałem się tego nauczyć.

Wywiad powstał w trakcie kręcenia materiału z BMW RNineT.

AD: Masz francuski styl ubioru. Otwarty kask i odkryte kostki. W Polsce nie do zaakceptowania, we Francji norma.

MG: To jest bardzo nierozsądne, jak ja jeżdżę – w tenisówkach i bez ochrony w dolnej części ciała. Ludzie myślą, że to najmniej zagrożona część, a jest odwrotnie. Jestem Paryżaninem, tam się tak jeździ, tak mnie nauczyli. Jak wyjeżdżam poza miasto i tłukę kilometry to ubieram pełny strój i buty. Nie umiem natomiast jeździć nawet po mieście bez kurtki i bez rękawiczek.

Ja wiem, że mój styl jest zły, ale ja jeżdżę na motocyklu nie po to, żeby się pokazać. To mój środek lokomocji pomiędzy restauracjami i innymi miejscami. Jak masz takie tempo życia jak ja, idziesz z miejsca do miejsca, to trudno się ubierać, przebierać. Ja nawet wolę czasem, żeby mnie deszcz lekko zmoczył i wejść prosto do pracy, a nie zmieniać buty, ściągać spodnie itd. To nie jest rozsądne, ale to wygoda.

AD: Podobno cały czas szukasz przygód i nowych smaków.

MG: Jeśli masz stały głód adrenaliny, potrzebujesz czegoś się uczyć i odkrywać, czy to świat, czy smaki, to łapiesz takie tempo życia. Uświadamiasz sobie, że łatwiej je realizować na motocyklu. Auto jest uciążliwe. Musisz stać w korkach, parkować je, tracić dużo czasu. Ja uważam, że życie powinno być frajdą. Nie ma czasu na narzekanie, nie ma czasu na przejmowanie się porażkami i jedną z tych rzeczy, która, oprócz karmienia ludzi i odkrywania smaków, mi to ułatwia to jeżdżenie na motocyklu.

To synonim odłączania się od pewnych problemów, bo nie ma miejsca, żeby o nich myśleć. Na motocyklu musisz być skoncentrowany. Zarazem unikniesz wypadku, ale i wyciszysz głowę. To wprowadza w koncentrację i jak zsiądę z motocykla, to jestem w takim stanie skupienia, że mogę gotować, układać dania, być w pełni oddanym temu co robię na wiele godzin.

Pomimo prowadzenia trzech firm, Mateusz wciąż większość czasu spędza w kuchni.

AD: Opowiedz nam o poszukiwaniach smaków. Masz dostawców z całej Polski.

MG: Jak masz takie pasje jak ja, to łatwo je połączyć. Człowiek jak szuka perfekcji, czy w jeździe, czy w gotowaniu, to ma swój cel. Dla mnie doświadczony motocyklista to taki co ma 80 lat. Ja mam świra na punkcie jedzenia. Budzę się rano i od razu o tym myślę. 70 % twojego dania tworzy produkt, 30 % to kucharz. Produkt musi być nieskazitelny, każdy kucharz sobie tego życzy. Przez szukanie produktów odkryłem świat. Gotowanie to uniwersalny język, przez który czuję się bezpieczny. Wystarczy, że ktoś widzi jak gotuję, nawet na małej patelence przy motocyklu, to łączy ludzi.

Przyjeżdżając do Polski nie znałem jej smaków. Najlepiej mogłem je poznać jeżdżąc po kraju. Dotarło do mnie, jak Polska jest różnorodna kulturowo i ile tu smaków. Gdy tworzyłem menu, to brakowało mi takich produktów dla mnie. Zacząłem jeździć po Mazowszu szukając dobrych prosiaków, warzyw, dobrego oleju. Jedzenie tworzy nie kucharz, a ludzie którzy robią produkty. Poznałem Pana Kowalskiego, który hoduje świnie złotnickie według najwyższych rygorów. Poznałem genialnego człowieka na Kaszubach, który odziedziczył gospodarstwo i był na rozwidleniu. Sprowadził dla mnie specjalna rasę krów Welsh Black. Jak rozmawialiśmy o tym, co robię, czego szukam, nawiązała się między nami jakaś chemia. Możemy siedzieć całą noc przy jego nalewce i rozmawiać o jedzeniu.

Są też sytuacje, w których gospodarzowi kupowałem kurczaki i prosiłem, żeby je hodował tak jak proszę. Mówił, że panie, to się nie opłaca, że to nie tak. Karmił je kukurydzą, kurczaki nie były duże, śmiał się ze mnie, że są mizerne. To było 10 lat temu,.Teraz w sklepach „ekologicznych” można kupić piersi kurczaków karmionych kukurydzą.

Bez motocykla nie poznałbym wielu ludzi. Jakbym jechał autem terenowym pomiędzy polami, to zaraz by mnie gonili ze strzelbą. A jak widzą spokojnie jadący motocykl, niczego nieniszczący, to chętniej z Tobą porozmawiają. Pokażą co mają w gospodarstwie, nakarmią. Widzą, że masz pasję. To łączy hodowców i motocyklistów, każdy kto robi coś z pasją osiągnie sukces.

AD: Rozpływasz się na temat silników bokser. Czy jesteś w stanie przypisać mu smak o podobnym charakterze?

MG: W końcu dziennikarz zadał mi trudne i dobre pytanie, brawo (śmiech). To możliwe. Słodki ryż na mleku z wanilią, a obok morele marynowane w chilli. Mleko zredukowane z wanilią, ryż aldente, ale wchodzący tak, jak go jadłeś będąc dzieckiem. Zjadasz go, a jak masz już tej słodyczy za dużo, to bierzesz łyżeczkę i dodajesz tę morelę marynowaną w chilli. To dodaje pikanterii i tej adrenaliny. Do tego porównałbym silnik boksera.

AD: Zawsze będziesz jeździł na motocyklach?

MG: Nie wiem, czy będę, ale na 100% chciałbym jeździć do końca życia. Ja nie boję się dyskomfortu, reumatyzmu. Ja się boje o bezpieczeństwo. Do jazdy na motocyklu musisz mieć refleks. W pewnym wieku ten refleks spada. Chciałbym jeździć jak najdłużej na torze, na crossie, po ulicy, żeby ten refleks ćwiczyć. Obiecuję sobie, że dopóki jestem w stanie chodzić i wkładam kluczyk do dziurki, to będę jeździć.

AD: Oby jak najdłużej. Dzięki wielkie za rozmowę.

Zdjęcia: Tomasz Parzychowski

KOMENTARZE