fbpx

Ośmiu różnych zwycięzców, piętnastu zawodników na podium i każdy z sześciu producentów z przynajmniej jednym finiszem „na pudle” – już pierwsze statystyki pokazują, że w sezonie 2021 MotoGP działo się wiele, a stawka jeszcze nigdy nie była tak wyrównana. Mistrz świata mógł być jednak tylko jeden i został nim Fabio Quartararo.

Kalendarzowy powrót do normalności

Pomimo ograniczeń, sezon 2021 rozegrano bez większych przeszkód. Owszem, kalendarz jeszcze nie wyglądał tak jak w czasach „przedpandemicznych”, ale zdecydowanie bliżej mu było do normalnego, aniżeli covidowego rozkładu jazdy. Odwołano niestety całe pozaeuropejskie, jesienne tournée po Australii, Tajlandii, Malezji i Japonii, a także planowany debiut GP Finlandii, ale ostatecznie odbyło się osiemnaście wyścigów na czternastu różnych obiektach, w tym w Stanach Zjednoczonych.

Mistrzowska jazda Fabio Quartararo

O ile w ubiegłym roku można było odnieść wrażenie, że żaden z zawodników nie chce sięgnąć po mistrzostwo, w tym sezonie szybko wyklarował się główny kandydat do tytułu. Fabio Quartararo miał intensywną zimę, bo nie tylko przeszedł zarażenie koronawirusem, ale też postanowił skorzystać z porad psychologa. Chciał uporać się z ubiegłorocznymi problemami, gdy nie do końca radził sobie w stresowych sytuacjach, kiedy nie wszystko szło po jego myśli.

Zmiany widoczne były niemalże natychmiast, bo Francuz cieszył się z piątego miejsca na inaugurację sezonu, choć gdyby nie utknął za jednym z rywali, pewnie powalczyłby co najmniej o podium. Potem jednak wygrał w Dosze i w Portugalii, a triumfu w Jerez pozbawił go problem z tzw. pompującym przedramieniem. W zaledwie kilka dni Fabio przeszedł operację i zdobył podium w domowym GP Francji. Do puli dorzucił jeszcze triumfy na Mugello, w Assen i Silverstone.Co jednak najważniejsze, Quartararo jeździł niezwykle równo. Na obiektach niesprzyjających Yamasze – jak Sachsenring czy Red Bull Ring – nie tylko niwelował straty, ale też często stawał na podium. Zdarzały mu się też jednak wpadki, jak kontrowersyjne wyrzucenie ochraniacza klatki piersiowej w Barcelonie, przez co spadł z trzeciego na szóste miejsce. W międzyczasie świetnie się kwalifikował i w całym sezonie tylko trzykrotnie nie startował z pierwszego rzędu! Dzięki temu zgarnął nowiutkie BMW M5 CS dla najlepszego zawodnika w kwalifikacjach. 

Chociaż w końcówce sezonu upadł w GP Algarve, a w drugiej rundzie na Misano (gdzie przypieczętował tytuł) i w Walencji nie stanął na podium, to i tak zakończył rok z przewagą 26 punktów w klasyfikacji generalnej. Tym samym, w wieku zaledwie 22 lat, Fabio Quartararo został pierwszym Francuzem, który sięgnął po mistrzowski tytuł w królewskiej klasie Grand Prix.

Piekielnie mocne Ducati bez kropki nad „i”

W drugiej połowie sezonu sporym zagrożeniem dla Francuza był Pecco Bagnaia. Prawdopodobnie gdyby nie kilka niewymuszonych błędów Włocha, walka o tytuł mogłaby się rozstrzygnąć dopiero w Walencji. Zawodnik Ducati, tak jak Quartararo, zaliczył kilka słabszych rund, jednak najbardziej bolesne były straty punktowe z GP Włoch oraz GP Emilii Romanii. 

Po pierwsze zwycięstwo w tym roku, a zarazem w MotoGP, Bagnaia sięgnął dopiero we wrześniu w Aragonii. Podczas gdy wcześniej kilkukrotnie upadał jadąc na pozycji lidera, jak w Misano w 2020 roku czy na Mugello w 2021, tym razem w końcu złożył wszystko w całość. Mało tego, utrzymał za swoimi plecami szalejącego Marka Marqueza, więc triumf ten miał dla niego jeszcze większe znaczenie. Od tego momentu był on niemalże nie do zatrzymania, ale na pogoń za Quartararo było już nieco za późno.

Ducati w ogóle zaliczyło świetny sezon, zdobywając tytuł wśród konstruktorów oraz zespołów, a także triumfując w tabeli ekip satelickich. Jack Miller wygrał dwa wyścigi (w Jerez i Le Mans), a tegoroczny debiutant Jorge Martin dorzucił do puli aż cztery pole position i triumf w GP Styrii. Chociaż opuścił cztery wyścigi po fatalnej kontuzji, jakiej doznał w Portugalii, to i tak sięgnął po tytuł najlepszego pierwszoroczniaka. Kilkukrotnie na podium stawał też Johann Zarco, a dwa razy na „pudło” wskoczył debiutant Enea Bastianini. Z kolei Luca Marini może nie zachwycił, ale jako jedyny zawodnik we wszystkich trzech klasach ukończył wszystkie tegoroczne wyścigi.

Wojna Yamahy i Mavericka Viñalesa

Yamaha miała w tym roku pełne ręce roboty, a wszystko skomplikowało się, gdy w Assen ogłoszono, że po tym sezonie Maverick Viñales odchodzi z zespołu. Hiszpan, który sezon 2021 rozpoczął od zwycięstwa, potem nie mógł dogadać się z motocyklem. Nie pomogły zmiana szefa mechaników oraz spokój w życiu prywatnym – zimą Mack ożenił się, a latem urodziła mu się córka Nina. Zresztą w tym roku MotoGP przeżyło prawdziwe „baby boom”, bo poza Viñalesem już po raz drugi został ojcem Pol Espargaro, a do grona tatusiów dołączyli też Alex Rins, Miguel Oliveira oraz spodziewający się narodzin córki Valentino Rossi. 

Wracając do wyścigów – kroplą, która przelała czarę goryczy, było zachowanie Viñalesa podczas wyścigu o GP Styrii, kiedy celowo jechał na piątym biegu, wrzucając szóstkę tuż przed zakrętem numer jeden. Miał też specjalnie uruchamiać tzw. pit-limiter na prostych, a następnie wkręcać maszynę na najwyższe obroty podczas okrążenia zjazdowego. Miało to wyglądać tak, jakby 26-latek chciał celowo zniszczyć silnik.

Yamaha zareagowała od razu i po początkowym zawieszeniu swojego zawodnika, wkrótce rozwiązała z nim kontrakt. W międzyczasie Viñales był już dogadany z Aprilią co do sezonu 2022. Wykorzystując szansę, Maverick spędził ostatnie sześć rund już na przystosowywaniu się do Aprilii RS-GP. W konsekwencji z producentem z Noale pożegnał się Lorenzo Savadori, który w końcówce sezonu miał startować z dzikimi kartami, ale przeszkodziły mu w tym problemy zdrowotne.

Zmiany, zmiany, zmiany

Ten sezon pełen był zmian w składach, czego w MotoGP nie widziano od dawna. Przed telenowelą z Viñalesem w roli głównej na dłuższą przerwę udał się Franco Morbidelli, któremu coraz bardziej doskwierał uraz prawego kolana. W końcu kontuzja stała się na tyle problematyczna, że Włoch zdecydował się na operację w środku sezonu. Opuścił przez to aż pięć rund, a w końcówce sezonu startował nie w pełni sił.

Yamaha musiała znaleźć zastępstwo za Włocha. Na jego M1 jeździli zawodnik WSBK Garrett Gerloff, a także startujący w Moto2 Jake Dixon. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy z Yamahy odszedł Viñales. Ostatnie rundy sezonu Morbido spędził już w fabrycznym składzie Yamahy jako team-partner Quartararo, a w Petronasie do Valentino Rossiego dołączył Andrea Dovizioso. Chociaż Dovi po zrobieniu sobie przerwy od MotoGP na koniec 2020 roku testował już z Aprilią, ostatecznie wrócił do Yamahy.

Marc Marquez wraca i… znów ulega kontuzji

Po złamaniu prawej ręki już na początku sezonu 2020 i późniejszych komplikacjach, w tym wielotygodniowym leczeniu antybiotykami, Marc Marquez wrócił do ścigania się dopiero podczas trzeciej rundy – w Portugalii. Na jednym z najbardziej wymagających fizycznie torów, na dodatek tzw. prawoskrętnym, Hiszpan finiszował na siódmym miejscu. Tydzień później w Jerez był dziewiąty, ale po wszystkim był tak wykończony fizycznie, że zastanawiał się nad kolejnym rozbratem z MotoGP.

Pomimo tego Marquez startował dalej, ale nie ukończył trzech kolejnych wyścigów. Przełom nastąpił na Sachsenringu, na którym był niepokonany od lat. Jeśli gdzieś miał wygrać, to tylko tam. Marc pojechał fenomenalnie i triumfował w Niemczech po raz jedenasty z rzędu! W międzyczasie zakończył rehabilitację i postanowił wrócić do „normalnego” trybu życia, skupiając się na poprawie stanu prawego barku, operowanego przed sezonem 2020. Marquez triumfował potem na „swoim” torze w Teksasie, a do puli dorzucił jeszcze triumf w GP Emilii Romanii. Choć wygrał po przewrotce Bagnaii, to udowodnił, że „stary, dobry Marc” wraca.

Wtedy jednak, tuż przed GP Algarve, Marquez upadł podczas treningu offroadowego. To, co początkowo miało być wstrząśnieniem mózgu, okazało się paraliżem jednego z nerwów prawego oka. Tego samego, którego uraz w 2011 roku nieomal nie zakończył kariery Hiszpana. Na razie ośmiokrotny mistrz świata odpoczywa w domu i… czekamy, co dalej.  

Zagubione Suzuki 

Niedługo po tym, jak Suzuki zgarnęło tytuł wśród zawodników i konstruktorów w 2020 roku, z teamu odszedł autor tego sukcesu, Davide Brivio. Włoch, który stworzył mistrzowski projekt, postanowił spróbować szczęścia w Formule 1. Suzuki z kolei nie znalazło następcy Brivio, a jego zadania rozdzieliło na kilku innych członków zespołu.

W efekcie jednak ekipa producenta z Hamamatsu sprawiała wrażenie pogubionej. Podczas gdy rywale zrobili krok naprzód, Suzuki zostało w tyle. Nowy system obniżający zawieszenie na prostych wprowadzili dopiero w połowie sezonu. Zawodnicy czasami nawet nie chcieli z niego korzystać, bo nie dawał on żadnej przewagi. Wszystko zaczęło w końcu funkcjonować dopiero w samej końcówce sezonu.O obronie tytułu nie mogło być jednak mowy. Zeszłoroczny mistrz Joan Mir pierwszy raz na podium stanął dopiero podczas trzeciej rundy sezonu w Portugalii, a w sumie tylko sześciokrotnie wskoczył do czołowej trójki. Jego team-partner Alex Rins zanotował fatalny sezon, przewracając się niemalże przy każdej okazji. Trzeci zawodnik sezonu 2020 w tym roku zajął w mistrzostwach trzynaste miejsce, z dorobkiem zera punktów w aż siedmiu wyścigach!

KTM wygrywa i… przepada

Rok pełen wzlotów i upadków zaliczył też KTM, który po udanym finiszu w 2020 roku wyraźnie nie mógł się odnaleźć. Sytuacja zmieniła się dopiero na Mugello, kiedy austriacka marka dostarczyła swoim zawodnikom nowe podwozie. Zmiana była widoczna gołym okiem, bo Miguel Oliveira we Włoszech stanął na podium, a potem wygrał w Barcelonie. Jego team-partner Brad Binder sięgnął z kolei po pamiętne zwycięstwo w Austrii, gdy przy padającym deszczu postanowił zostać na slickach.

Druga połowa sezonu to jednak wyraźny spadek formy KTM-a. Oliveira po upadku w Austrii i uszkodzeniu nadgarstka wyraźnie się pogubił i często wręcz zamykał stawkę. Binder robił, co mógł i po fatalnych kwalifikacjach w wyścigach odrabiał wiele pozycji. Dzięki temu finiszował na solidnym, szóstym miejscu w mistrzostwach.

Niestety, w jeździe „Pomarańczowych” wyraźnie brakowało błysku. Problemy mieli też zawodnicy teamu Tech3: Iker Lecuona i Danilo Petrucci. Po niezwykle słabym sezonie obaj odchodzą z MotoGP – Hiszpan do WSBK, a Petrux spróbuje swoich sił w Rajdzie Dakar! 

Pożegnanie Valentino Rossiego

Kulminacyjnym punktem sezonu było pożegnanie Valentino Rossiego, który w sierpniu ogłosił, że to jego ostatni rok rywalizacji na dwóch kołach. Po rekordowych 432 startach w Grand Prix, zdobyciu dziewięciu tytułów mistrzowskich, wygraniu 115 wyścigów i w sumie 235 finiszach na podium – w wieku 42 lat Doktor przeszedł na emeryturę.

Organizatorzy MotoGP pożegnali Włocha z przytupem. Do padoku toru w Walencji przywieziono wszystkie dziewięć jego mistrzowskich motocykli, na jednym z budynków wymalowano ogromną podobiznę Valentino, jego podopieczni z Akademii VR46 wystartowali w historycznych malowaniach kasków Rossiego, a on sam oficjalnie został wprowadzony do grona Legend MotoGP. 

2022 nadciąga. Będzie ciekawie!

Sezon 2022 zapowiada się niezwykle ciekawie. Fabio Quartararo, jeśli Yamaha nie poprawi motocykla, może czekać trudne zadanie w kwestii obrony mistrzostwa. Ducati stworzyło bowiem potężną broń i w przyszłym roku to jednak włoski producent będzie głównym faworytem. Na znalezienie „tego czegoś” liczyć będzie Suzuki. Honda znów z przygotowaniem motocykla będzie musiała sobie poradzić bez Marka Marqueza, który – mamy nadzieję – cały i zdrowy stanie na starcie w Katarze.  

 

KOMENTARZE