fbpx

Media motocyklowe puchną od nagłówków, że oto pojawił się włoski Tenere-killer. Aż tak to na pewno nie, natomiast rzeczywiście cieszy nas fakt, że kolejna firma ma swoją propozycję we wciąż biednym segmencie średnich maszyn adventure. Proszę Państwa, oto długo wyczekiwana Aprilia Tuareg 660!

Jest coś w tych średnich „adwenczerach”, że trzeba na nie czekać jak na szóstkę w totka. Doskonale pamiętamy drogę przez mękę, jaką były kilkuletnie zapowiedzi i oczekiwanie na premierę Yamahy Tenere 700. Już, już miała być i… zamiast motocykla zapowiedź kolejnego sezonu testów, za to ładnie pokazanego, w lokalizacjach na całym świecie. Kiedy w końcu zadebiutowała w 2018 roku, okazała się hitem sprzedaży (którym pozostaje do dzisiaj) bo w zasadzie nie miała konkurencji. Rynek maszyn adventure zabrnął w ślepą uliczkę wybrukowaną coraz większymi silnikami, wciąż rosnącą masą, toną elektroniki i w rezultacie wysokimi cenami i średnią przyjemnością z użytkowania w cięższym terenie. Tymczasem, wbrew przewidywaniom, do których sam się przyznaję – popełniłem kiedyś felieton o tym, że wobec ciągłych unijnych kłód pod nogi w prawdziwy teren już nie wrócimy – przeżywamy prawdziwy renesans użytkowania turystycznych enduro zgodnie z ich przynajmniej teoretycznym przeznaczeniem.

Nastąpiła eksplozja popularności tras typu TET i amatorskich rajdów sportowo-turystycznych. W okolicach każdego większego miasta pilnie poszukuje się legalnych szlaków offroad, oblegane są żwirownie i inne wyrobiska. Społeczność motocyklowa zaczęła łaknąć jak kania dżdżu motocykla, którym można najpierw sprawnie, szybko i wygodnie dojechać asfaltem na miejsce akcji, a potem sobie w tym miejscu poradzić bez ciągłego zakopywania się i podnoszenia pojazdu w pięć osób.

Idealny kandydat do zawładnięcia sercami i rynkiem miał mieć sprawdzony, niezawodny silnik o mocy 70-90 KM, skuteczne zawieszenie o dużym skoku, koła 21/18 cali na kostkach, minimum elektroniki, a przy tym masę tylko nieznacznie przekraczającą 200 kg i znośną cenę. Yamaha z Tenerą 700 wstrzeliła się idealnie i zjadła ogromną część tortu, który po prostu leżał i czekał. I w sumie czeka do dziś. 

Ale wróćmy do Aprilii

Kiedy najpierw pojawiły się zapowiedzi, a później ich materializacja w postaci sportowej Aprilii RS 660, od razu zapowiedziano, że gama modelowa oparta na tym rzędowym, dwucylindrowym silniku będzie rozszerzana. Dla osób choćby minimalnie zorientowanych w rynku dalszy rozwój wypadków był jasny – najpierw naked, czyli Tuono 660, a potem średnie enduro. Z tą ostatnią opcją kojarzyła się tylko jedna nazwa modelu, co na szczęście znalazło potwierdzenie w premierowej maszynie, którą właśnie pokazała firma z Noale. Oto nowy Tuareg 660!

Moc rzędowego twina spadła ze 100 do 80 KM, za to jest ona wyrównana w pełnym zakresie obrotów, z maksymalnym momentem na poziomie 70 Nm. Motocykl nie jest zbyt duży, rozstaw osi wynosi nieco ponad 1500 mm. Skok zawieszeń na poziomie 240 mm (regulowanych z przodu i z tyłu) i taki sam prześwit zapowiadają dobrą zabawę poza asfaltem. Kanapa jest przy tym umieszczona na rozsądnej, oczywiście jak na tę klasę motocykli, wysokości – 860 mm. Bardzo istotnym parametrem jest masa, która wynosi 187 kg na sucho. Po napełnieniu 18-litrowego zbiornika paliwa przekroczy zatem 200 kg, ale niewiele. Dużym atutem Aprilii Tuareg 660 (albo wręcz przeciwnie, czas i próby w offie pokażą) jest rozbudowana elektronika. Na pokładzie znalazł się 5-calowy kolorowy wyświetlacz TFT i zestaw systemów APRC. W jego skład wchodzą cztery tryby jazdy, w tym dwa ustawiane indywidualnie, kontrola trakcji, kontrola hamowania silnikiem tempomat i ABS z możliwością wyłączenia w tylnym kole. Zwraca również uwagę odważna stylistyka z pełnym oświetleniem LED. Nowy Tuareg wygląda naprawdę obiecująco i choć niemal na pewno będzie nieco droższy od Yamahy Tenere 700, to stanie się jej bardzo mocnym konkurentem. Cena i data rynkowej premiery nie są jeszcze znane, ale spodziewamy się okolic 50 tysięcy zł. Są to w zasadzie różnice pomijalne na rynku motocykli nowych, za to już pojawiają się głosy, że z powodu potencjalnych problemów z odsprzedażą i utratą wartości, bezpieczniej będzie postawić na Yamahę. No cóż, żadna nowość. Przecież dlaczego statystyczny Polak nie kupi żółtego auta, choć podoba mu się ten kolor? Bo łatwiej odsprzeda srebrne… I w ten sposób kupując nowe pojazdy nie myślimy o swojej satysfakcji, tylko zadowoleniu kolejnego właściciela. Ale to już temat na zupełnie inny artykuł. 

Tymczasem czekamy na nowego Tuarega 660, któremu nie odpuścimy w ciężkich warunkach terenowych. Mamy przeczucie, że będzie bardzo dobrze! Dla Aprilii to ogromna szansa na wyjście z grupy marek solidnych, ale dosyć niszowych. Ten segment jest obecnie niezwykle popularny, a przy tym wciąż słabo zagospodarowany. Jeśli produkt okaże się dobry, duży rynkowy sukces jest w zasięgu ręki. 

 

 

KOMENTARZE