Któż nie słyszał o legendarnych wyścigach na Wyspie Man? Mimo że od wielu lat impreza oficjalnie, w sensie sportowym, jest raczej lokalna, to jej zwycięzcy znani są w całym świecie. Nikt nie wygrywał tu tyle razy co Joey Dunlop.
Wyspa Man. Od ponad 115 lat odbywają się tam najsłynniejsze na świecie uliczne wyścigi motocyklowe. I przyciągają jak magnes wszystkich jeźdźców z wyciętą klepką strachu. Tourist Trophy to najtrudniejszy motocyklowy wyścig na Ziemi, który co roku zbiera swoją daninę w postaci życia kilku uczestników, a często także i widzów. W historii imprezy nie zdarzył się ani jeden rok bez ofiar śmiertelnych. Wyścig przez wiele lat (do 1976 roku) był jedną z eliminacji Motocyklowych Mistrzostw Świata. Gdy w trakcie wyścigu w tamtym sezonie doszło do śmiertelnego wypadku Gilberto Parlottiego, inna włoska gwiazda – legendarny Giacomo Agostini ogłosił bojkot tej imprezy. W ślad za nim poszło wielu innych zawodników. W konsekwencji FIM przeniosła Motocyklowe Mistrzostwa Wielkiej Brytanii, jako eliminację Grand Prix, na tor Silverstone. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, co roku przez eliminacje do TT stara się przebrnąć ogromna rzesza śmiałków. Do wyścigu kwalifikują się jednak tylko nieliczni (90 zawodników w każdej klasie), a zwycięzcy Tourist Trophy okrywają się nieśmiertelną chwałą w motocyklowym światku.
Historia wyścigów na IOM jest niemal tak stara jak sama motoryzacja. Stało się tak głównie dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Już w pierwszych latach XX wieku w Europie wyścigi na różnego rodzaju pojazdach napędzanych silnikami spalinowymi nie należały do rzadkości, a w Wielkiej Brytanii – kraju będącym niemal kolebką motoryzacji – cieszyły się szczególnym powodzeniem. Jednak w celu podniesienia bezpieczeństwa na drogach i zmniejszenia drastycznie rosnącej liczby wypadków (!), brytyjski parlament wprowadził w 1904 roku prawo ograniczające prędkość maksymalną do 20 mph. To dosyć skutecznie wyhamowało zapędy sportowców i zmusiło niejako do „wyścigowej emigracji”, bo już wtedy motocykle mogły jeździć znacznie szybciej. Wyspa Man, będąca terytorium częściowo niepodległym i dysponująca własnym parlamentem, nie wcieliła w życie tego prawa, więc brytyjscy fani prędkości właśnie tam postanowili uprawiać swoje hobby. Początkowo na wyspie odbywały się także wyścigi samochodowe na trasie St.John’s – Douglas – Castletown. Gdy w 1906 roku Markiz de Mouzilly ufundował dla najszybszego „motocykla turystycznego” wspaniałe trofeum – srebrną figurkę Merkurego posadowioną na motocyklowym kole – impreza została zdominowana przez jednoślady. Tak właśnie w 1907 roku zrodził się legendarny wyścig Tourist Trophy, który (z niewielkimi przerwami na czas II Wojny Światowej i pandemię COVID) rozgrywany jest do dzisiaj. Każdy, kto w nim zwycięży, na zawsze wpisuje się do historii motocyklizmu. Ktoś, kto stanął na najwyższym stopniu podium, startując we wszystkich możliwych klasach, zyskuje nieśmiertelną chwałę.
Wyścigi Tourist Trophy nieustannie przyciągają nie tylko zawodników, ale także ogromne rzesze widzów. Niewielka wyspa zamieszkała jest przez 30 tysięcy mieszkańców. Na czas „Biker Weekend”, czyli wyścigów, pojawia się tam ponad 50 tysięcy motocykli i trzy razy tyle kibiców. Atmosfery panującej na Wyspie Man w czasie wyścigów nie da się porównać z niczym innym. Ci najbardziej zdeterminowani, którzy mają zamiar osiągać znaczące wyniki podczas wyścigów, przeprowadzają się tu niemal na stałe i tygodniami, a nawet miesiącami studiują całą trasę i na pamięć znają każdy zakręt, każdy krawężnik czy nierówność asfaltu. Nawet perspektywa śmierci nie jest w stanie powstrzymać chęci zwycięstwa. Różnego rodzaju federacje, a nawet władze wyspy odgrażają się po każdej edycji wyścigów, że to już koniec i następnych nie będzie. Nikt chyba nie traktuje tych słów poważnie. Na świecie jest kilka równie trudnych i widowiskowych wyścigów ulicznych, ale pod względem sławy i zasięgów medialnych żaden nie może równać się z Tourist Trophy.
Więcej artykułów z serii „Historia motocykli wg Lecha” – kliknij tutaj!
Joey Dunlop w czasie swojej kariery zwyciężył w TT Isle of Man aż 26 razy, zaliczając trzy hat-tricki, czyli trzy zwycięstwa podczas jednej edycji w trzech różnych klasach pojemnościowych. Dwadzieścia cztery razy wygrał Ulster Grand Prix, wyścigi uliczne w okolicach Ulsteru uznawane za jedne z najszybszych na świecie. W 1986 roku zdobył po raz piąty z rzędu tytuł Mistrza Świata Formuły 1 TT (TT Formula One) – serii wyścigów będących w latach 1977-1990 Pucharem Świata pod oficjalnym patronatem FIM. Do tej pory nikt nie pobił jego rekordu.
Joey Dunlop to był prze-gość! Tam, gdzie inne największe sławy wyścigów motocyklowych bały się choćby wystartować, on wygrywał wszystko, co chciał i jak chciał. Maszyny do wyścigów zawsze przygotowywał sobie sam, prowadził bowiem niewielki warsztat motocyklowy. Testował je potem na drogach wokół rodzinnej miejscowości. Generalnie chyba mu się nie przelewało, bowiem prowadził także pub i dorywczo zajmował się pracami dekarskimi. Jednym słowem imał się wszystkich zajęć, które przynosiły jakiś dochód pozwalający realizować życiową pasję. Mimo niewątpliwych sukcesów w wyścigach nie potrafił zgromadzić wokół siebie wystarczającej liczby hojnych sponsorów. Owszem, przez całą karierę (poza dwoma wyjątkami) startował na maszynach Hondy, ale wydaje się, że japońska firma nie sypała jakoś szczególnie obficie groszem na sportową działalność Dunlopa. No cóż, z pewnością wyścigi MotoGP czy WSBK cieszą się znacznie większą oglądalnością i przekładają się na wyniki sprzedaży. Tymczasem Dunlop od momentu, gdy Wyspie Man odebrano rangę Mistrzostw, koncentrował się raczej właśnie na imprezach lokalnych jak TT czy Ulster.
W uznaniu zasług na polu motosportu w 1986 roku Dunlop otrzymał Order Imperium Brytyjskiego (MBE). Ale nie było to jego jedyne odznaczenie. Za pomoc ubogim (wspierał domy dziecka na Bałkanach) w 1996 roku otrzymał także tytuł Oficera Imperium Brytyjskiego (OBE). Co ciekawe, jego wizerunek medialny mocno odbiegał od wyobrażeń o zawodowym sportowcu. Na zdjęciach bardzo często (nawet tuż po wyścigach) uwieczniany był z papierosem w ustach, czasami nawet z kufelkiem piwa. Co do papierosów, a pewnie także i wyników sportowych – to chyba właśnie na Dunlopie wzorował się nasz wybitny motocyklowy wyścigowiec, Tomek Kędzior.
Joey zginął 2 lipca 2000 roku w wypadku podczas wyścigów ulicznych Pirita-Kose-Kloostrimetsa w Estonii. Wygrał najpierw wyścig w klasie 750 cm³, a kilka chwil później w kategorii 600 cm³. Wystartował także w klasie 125 cm³ i w bardzo marnych warunkach atmosferycznych stracił panowanie nad swoją Hondą. Wypadł z trasy i rozbił się na przydrożnych drzewach.
Pochowany został na lokalnym cmentarzu Garryduff Presbyterian Church nieopodal Ballymoney. Jego sława była tak ogromna, że na pogrzebie zjawiło się ponad 50 tysięcy wiernych fanów z całej Wielkiej Brytanii, a ceremonia transmitowana była przez irlandzką telewizję. Już pośmiertnie został uznany za największą gwiazdę sportu w historii Irlandii Północnej. Prestiżowe pismo motocyklowe MCN (Motorcycle News) w swoim rankingu motocyklistów wszech czasów umieściło Joeya na piątym miejscu, tuż za Valentino Rossim.
W roku 2014 ukazał się film dokumentalny „The Road” opowiadający historię całej rodziny Dunlopów. Na motocyklach ścigał się bowiem nie tylko Joey. Jego brat Robert także podzielał tę pasję, a śmierć Joeya nie przekreśliła jego kariery. Po śmierci w wypadku podczas treningów przed wyścigiem Nordwest 200, w dniu 15 maja 2008 roku, pochowany został w tym samym grobie. Ten film nie przedstawia jednak pełnej historii rodziny. Syn Roberta – Michael wciąż się ściga. Wygrywając kilka wyścigów w tegorocznej edycji IOM 2023, powiększył swój dorobek triumfów w tej legendarnej imprezie do 25. Do wyrównania wyniku wujka Joeya brakuje mu już tylko jednej wygranej. Tymczasem jego brat William, również utalentowany kierowca wyścigowy odnoszący zwycięstwa w wyścigach Ulster GP, Nordwest 200 i Skerries 100, zginął podczas wyścigu w dniu 7 lipca 2018 roku w wieku 32 lat. Gdy w roku 2007 wraz z kolegami z Oldtimer Clubu Poland przy okazji obchodów stulecia wyścigów startowaliśmy w specjalnej edycji „veteran”, miałem zaszczyt w paddocku uścisnąć prawicę Williama.
Tak właśnie działa magia wyścigów drogowych na Wyspie Man – nawet widmo śmierci nie odstrasza kolejnych chętnych do wpisania się do panteonu sław.