fbpx

Za sobą mają 58 odwiedzonych państw, cztery kontynenty i przejechane ponad 330 tysięcy kilometrów, większość na motocyklach Harley-Davidson. Ela i Grzegorz, para podróżników prowadzących kanał „Screw It. Let’s Ride”, przygotowali listę miejsc, które w drodze z Cartageny w Kolumbii do Ushuai w Argentynie po prostu trzeba zobaczyć.

W czerwcu 2022 roku, po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią, ruszyliśmy w roczną podróż po Ameryce Południowej. Trasa obejmuje wszystkie 13 krajów tego kontynentu i ma łącznie ponad 45 000 km. Obecna wyprawa jest częścią większego planu „Harleyem przez trzy Ameryki”, który powstał po objechaniu na motocyklu niemal całej Europy (wtedy bez Skandynawii). W latach 2017-2019 odwiedziliśmy USA, Kanadę, Amerykę Środkową oraz… Kubę, na którą przewieźliśmy motocykl na pokładzie (a właściwie na kabinie) prywatnego jachtu.

I to nie byle jaką maszynę, tylko ważącego ponad 400 kg Harleya… Do niedawna przemieszczaliśmy się korzystając z różnych wersji Electry Glide, ale w roku 2021 pojawiła się Pan America, zachęcająca do przygody. Wyglądało to na przeznaczenie, ponieważ Droga Panamerykańska (Pan American Highway) była i jest znakomitą częścią trasy naszej aktualnej podróży. Nie było wyboru – trzeba było sprawdzić, jak ta maszyna sprawdzi się na wyjeździe.

Trasa na Chimborazo – ośnieżony najwyższy szczyt Ekwadoru

Te 10 miejsc, których nie można ominąć

Ameryka Południowa jest ogromnym, niezwykle malowniczym i urokliwym kontynentem, a każdy z krajów, który odwiedziliśmy w drodze na południe miał do zaoferowania dziesiątki niesamowitych miejsc. Trasa z Cartageny do Ushuaia zajęła nam 7,5 miesiąca. Oczywiście można przejechać ją w miesiąc lub półtora, jednak podróż to nie wyścig. Trzeba mieć czas, aby delektować się miejscami, kontaktami z ludźmi i daną chwilą, wszakże to może się już nie powtórzyć. Dość trudno było nam wybrać tylko 10 najpiękniejszych miejsc na trasie z Kolumbii do południe Argentyny. Zdecydowaliśmy się odrzucić klasyczne gwiazdy na mapie atrakcji turystycznych Ameryki Południowej i skupiliśmy na miejscach, które wywarły na nas największe wrażenie z perspektywy jazdy motocyklem. Oto nasza propozycja Top 10 miejsc, których nie można pominąć, wybierając się na dłuższą chwilę do Ameryki Południowej.

Kolumbia

Cabo de la Vela (12.197265, -72.147591) na pustyni La Guachira to niemalże najbardziej wysunięty na północ punkt Ameryki Południowej. Prowadzi tam tylko jedna droga, która regularną nawierzchnię ma jedynie na samym początku, do miejscowości Urabia. Dalej zaczynają się szutry, piach, pustynia i mniej lub bardziej regularny offroad. Miejscowości położone na pustyni mają elektryczność jedynie w godzinach nocnych, a woda pitna jest dowożona samochodami. Niemniej jednak jest to miejsce magiczne, które cudownie było odwiedzić, mimo niełatwych warunków dojazdu. Karaiby w kontynentalnym wydaniu.

Ekwador

Wulkan Chimborazo – najwyższy szczyt Ekwadoru (6236 m n.p.m.) oraz park narodowy (niestety wyłączony, jak wszystkie w Ekwadorze, z możliwości poruszania się motocyklem), w którym po raz pierwszy w życiu przekroczyliśmy wysokość 5000 m n.p.m. Droga prowadząca do parku narodowego wije się na zboczach góry, wielokrotnie odsłaniając niesamowity widok na szczyt.

Gdzieś ponad chmurami. Ekwador, trasa Guayaquil – Cuenca, Park Narodowy Cajas – widok z „poddasza” świata

Peru

Wiele słyszeliśmy o górskich trasach w Peru, ale droga z Chachapoyas do Celendinu (droga nr 8B) przekroczyła nasze najśmielsze wyobrażenia. Wąska, kręta, czasem bez pobocza, bez barier ochronnych… Można by powiedzieć – niebezpieczna, zwłaszcza gdy ciężko minąć ciężarówkę jadącą z przeciwnej strony. Mimo to widoki nieporównywalne ze wszystkimi znanymi do tej pory są warte ryzyka. Bez wątpienia trasa ta jest znacznie ciekawszą opcją niż północna część Panamericany biegnącej wybrzeżem od granicy z Ekwadorem do miasta Lima.

Cordillera Blanca, Canton del Pato (droga nr 106, przez Park Narodowy Huascarán) i Punta Olympic pozostają na samym szczycie dróg, którymi podróżowaliśmy w Peru! Najtrudniejsza trasa, najwyższy punkt (4711 m n.p.m.), niełatwy, 120-kilometrowy odcinek offroadu… ale widoki wynagradzają wszystkie trudy tego przejścia. Tego dnia, gdy przejeżdżaliśmy przez Park Narodowy Huascarán, udało się nam zrobić zaledwie 160 km. Oboje zasnęliśmy natychmiast, wykończeni tą przejażdżką.

Peruwiańskie Andy to raj dla motocyklistów lubiących górskie klimaty – chyba łatwiej wymienić trasy, które w w Peru nie są tymi widokowymi

Boliwia

Salar de Uyuni – największa solna pustynia na świecie. To magiczny, majestatyczny cud natury, widoczny nawet z kosmosu. Przejażdżka w tej surrealistycznej scenerii to zachwycające, fascynujące i jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. W listopadzie pustynia nie jest jeszcze pokryta wodą i nie tworzy efektu największego lustra na świecie. Z drugiej strony, gdyby tak było, na pewno nie wybralibyśmy się tam motocyklem, gdyż żrąca solanka niszczy wszystko w ekspresowym tempie, zarówno pojazd, jak i ubrania. Dzięki temu, że załapaliśmy się jeszcze na sezon suchy, pojechaliśmy na pustynię solną. Przejechaliśmy tam prawie 200 km i nocowaliśmy na jednej z dzikich wysp, mając okazję podziwiać piękny zachód słońca.

Salar de Uyuni – boliwijski numer 1, absolutny top!

Nie próbujcie tego gdy sól jest pokryta wodą

Argentyna

Wzgórze 14 Kolorów, czyli Serranías del Hornocal (-23.19741, -65.19349; La  cercanía de los 14 Colores del Hornocal, Humahuaca, Jujuy) to najbardziej spektakularna paleta naturalnych barw, jakie można zobaczyć. Wzgórze znajduje się 180 kilometrów od granicy boliwijskiej. Aby się tam dostać, musimy pojechać drogą żwirową nr 73 na wschód od miasta Humahuaca. Piękne miejsce, przypominające nieco klimat tęczowych gór w Peru, ale w skali makro. Serranía de Hornocal wyróżnia się wapiennym formowaniem licznych minerałów, które, erodowane przez wiatr i deszcz, pozostawiły swoje kolory widoczne na zboczach gór. Ich kształt też uderza: są trójkątne, więc zygzakują wzdłuż pasma górskiego, którego wysokość przekracza 4700 m n.p.m. Najlepiej odwiedzić to miejsce po południu, bo wtedy słońce pięknie podkreśla kolory na stokach wzgórza.

Chile

Carretera Austral lub Ruta 7 jest najpiękniejszą trasą widokową w Chile! Absolutnie fenomenalną! Biegnie od chilijskiego Puerto Montt na południe, w kierunku Ziemi Ognistej, obecnie do Bahia Bahamondes, i liczy 1247 km. W większości jest to droga szutrowa, powstała w celach militarnych, i zapewne nadal jej oficjalne znaczenie jest właśnie takie, natomiast obecnie stanowi atrakcję turystyczną. Słyszeliśmy również, że projekt jest kontynuowany – o tym przeczytacie niebawem na naszym blogu.

Mount Fitz Roy – wizytówka Patagonii w Argentynie. Szczyt w pobliżu miasta El Chaltén w południowej Patagonii, na granicy Chile i Argentyny, o wysokości 3405 m n.p.m. Nazwa „Chaltén” pochodzi z języka Indian Tehuelche i oznacza „Paląca Góra”. Nazwa odnosi się do chmur, które często otaczają szczyt. To imponujący spektakl, ponieważ grzbiety i krawędzie góry pojawiają się pomiędzy lodowcami a chmurami. W pewnych porach dnia przybierają zaskakujące kolory, w zależności od światła. Mieliśmy wiele szczęścia widząc szczyt w pełnej krasie.

Kemping z najpiękniejszym widokiem ever! Torres del Paine!

Lodowiec Perito Moreno, cud natury i jedna z największych atrakcji turystycznych argentyńskiej Patagonii! Lodowiec ma powierzchnię 258 km2, a jego szerokość to 5 km. Jego pionowe ściany sięgają 60-70 metrów. Miejsce jest fenomenalne i z pewnością znajduje się w pierwszej dziesiątce na liście miejsc, które trzeba zobaczyć w Ameryce Południowej. Lodowiec Perito Moreno w znajduje się argentyńskim Parku Narodowym Los Glaciares. Jest wspaniały, ogromny, aktywny i hałaśliwy. Skrzypi, jęczy i mruczy, jest to wyraźnie słyszalne co kilka minut. Dźwięk ogromnych bloków lodowca odrywających się i wpadających do jeziora Argentino brzmi czasem jak szybki strzał, a czasem jak gigantyczna eksplozja. Kiedy wybieraliśmy się na Perito Moreno, nie mieliśmy pojęcia, że oglądanie ściany lodu może tak uzależniać. Na szczęście nie jest to efekt topniejących lodowców. Perito Moreno się odradza, a do jeziora wpadają stare warstwy lodowych skał. Stąd najprawdopodobniej został zaczerpnięty wzorzec koloru błękitnego.

Torres del Paine – absolutnie niesamowity park narodowy na południu Chile, który jest głównie atrakcją dla tych, którzy kochają szlaki trekkingowe. Dla nas również, choć w nieco bardziej ograniczonym stopniu, bo tras motocyklowych jest znacznie mniej niż szlaków górskich. Mieliśmy dużo zabawy i niesamowitych widoków odwiedzając to miejsce. Drogi w parku są wyłącznie szutrowe, co daje temu miejscu dodatkowy naturalny urok.

To nie koniec przygody

Dotarliśmy do miasta Ushuaia na argentyńskiej Ziemi Ognistej. Na „końcu świata”! Symboliczny punkt naszej podróży został osiągnięty. Przed nami droga powrotna, która może okazać się jeszcze trudniejsza!

Cordillera Blanca – trasa 106 najbardziej wymagająca i spektakularna przeprawa w Peru


Warto wiedzieć:

Boliwia

  • Powszechnie znany jest problem z dostępem i jakością paliwa. Benzyna jest reglamentowana (do kanistra zatankujesz max. 10 l), a dla obcokrajowców przynajmniej dwukrotnie droższa. Zdarza się też, że może jej zabraknąć na stacjach benzynowych albo spotkacie się z odmową jej sprzedaży, gdyż może zabraknąć dla miejscowych. Niestety dostępna jest jedynie w wersji 89 oktanów, więc najlepiej mieć ze sobą „ulepszacze” poprawiające jej jakość
  • Wbrew powszechnie panującej opinii, jakość głównych szlaków komunikacyjnych stoi na dość wysokim poziomie i z każdym rokiem dobrych dróg przybywa! Oczywiście nadal jest bardzo wiele odcinków bez twardej nawierzchni, ale są to drogi niższej kategorii, o znaczeniu lokalnym
  • Wybierając się na pustynię solną pamiętajmy o okularach przeciwsłonecznych. Czasem nawet najciemniejsza blenda w kasku może okazać się niewystarczająca. Jeśli planujecie kemping na pustyni, weźcie ciepłe rzeczy na noc oraz zapas wody i jedzenia. W nocy temperatura spada poniżej zera. A jeśli kochacie lub chociaż lubicie swój motocykl, nie wjeżdżajcie tam, gdy jest mokro. Osobiście znamy kilka osób, które wjechały do solanki i już z niej nie wyjechały

Wyłaniający się zza zakrętu widok wrót Ushuai wywołuje łzy wzruszenia… Dotarliśmy na „koniec świata”!

Argentyna

  • W związku z hiperinflacją w Argentynie należy unikać płatności elektronicznych, chyba że mamy pewność, że nasza karta płatnicza rozliczana jest po kursie Blue Dollar. W Argentynie oficjalny kurs dolara, w czasie gdy my tam byliśmy, wynosił 1 $ = 170 ARG. Kurs Blue to 1 $ = 310 ARG! Warto mieć ze sobą gotówkę i wymieniać ją w kantorach lub korzystać z Western Union, który wypłaca gotówkę po kursie Blue
  • Paliwo jest tanie! Oczywiście po kursie Blue. Za litr (98 oktanów) płaciliśmy około 60-70 centów
  • Niestety części motocyklowe, w tym opony, które są importowane do Argentyny, obciążone są gigantycznymi podatkami. W związku z tym warto przemyśleć, co zabrać ze sobą na wyprawę. Dostępność i ceny opon to naprawdę osobna kwestia! Jeśli już zajdzie potrzeba, żeby je wymienić, należy to zrobić w którymś z państw sąsiednich. Oczywiście wciąż będzie drożej niż w Europie, ale znacznie taniej niż w Argentynie i będziemy mieli jakiś wybór…
  • W Argentynie bezdyskusyjnie należy spróbować słynnych steków i wina. Są absolutnie nieziemskie! Należy również pamiętać, że w tym kraju mają zupełnie inne pory posiłków. Pomiędzy 15.00 a 19.00 nie zjemy niemalże niczego poza produktami dostępnymi w sklepie

Chile

  • Najbardziej rozwinięty kraj w regionie, z dostępem do praktycznie wszystkich towarów, które mamy w Europie czy USA, niestety idą za tym dość wysokie ceny, porównywalne z Europą Zachodnią lub Włochami
  • Pierwszy na naszej trasie kraj, w którym pobierane są opłaty drogowe za przejazd motocyklem
  • Najlepsze i najbardziej egzotyczne owoce morza, jakich mieliśmy okazję spróbować
  • Najłatwiejsze połączenia morskie z Europą (porty w San Antonio i Valparaiso) – najwięcej transportów motocykli na wyprawy po Ameryce Południowej dociera właśnie do Chile. Procedury celne nie nastręczają problemu

Wszystkie ciekawe miejsca, więcej zdjęć i filmów z tej bajecznej podróży oraz aktualne relacje możecie znaleźć na

>> Facebook.com/Screw It. Let’s Ride << >> Instagram/_screwitletsride.com_ <<

Kilka słów od Screw It. Let’s Ride

Nazywamy się Ela i Grzegorz. Jesteśmy parą, którą oprócz miłości i przyjaźni łączy wspólna pasja do podróżowania po tym małym globusie, na którym żyjemy. Ciekawość świata wyznaczyła nam cel w życiu i stała się motorem napędowym naszych codziennych działań. Nasz dom znajduje się w Katowicach, ale serca wyrywają się do przeżywania i odkrywania niesamowitych miejsc na naszej planecie. Łącznie mamy trochę ponad 80 lat i postanowiliśmy potrzeby naszych serc zaspokoić jak najszybciej, żeby nie spojrzeć kiedyś wstecz i nie powiedzieć „gdybyśmy to wtedy zrobili…” lub „dlaczego nie zaczęliśmy wcześniej?”. Życie jest takie krótkie!

I tak od kilku lat regularnie porzucamy strefę komfortu, by w siodle Harleya eksplorować kolejne kontynenty, według własnego scenariusza, a czasami zupełnie poza nim. Podróże cały czas uczą nas czegoś nowego, także o nas samych. Odkrywamy w sobie kolejne pokłady odwagi, cierpliwości, pokory, kreatywności, umiejętności pójścia na kompromis i sporego dystansu do samych siebie. Marzymy, żeby podróżować niespiesznie, żeby nie odhaczać na liście kolejnych miejsc i pieczątek w paszporcie, lecz delektować się każdą daną nam chwilą, każdym kontaktem z nowym dla nas miejscem, jego zapachem, smakiem i kulturą. Mieć okazję bliżej poznawać napotkanych ludzi, odkrywać, co nas różni, i co nas łączy. Naszymi doświadczeniami staramy się inspirować innych, a także zachęcać do przeżycia własnej wielkiej życiowej przygody, czymkolwiek by ona nie była.

KOMENTARZE