Po prezentacjach współczesnych modeli najpopularniejszej w Polsce firmy produkującej motorowery, przyszedł czas na „powrót do przeszłości”. Tak, tak, Simsony bzykają po naszych drogach już 40 lat. To więcej, niż mają rodzice niektórych z was.
Już w latach pięćdziesiątych model SR2 był marzeniem większości małolatów. Co prawda młodzi miłośnicy jednośladów mieli do dyspozycji wytwory rodzimego przemysłu motoryzacyjnego (od 1958 motorower Ryś, a od 1960 Komar), to jednak co zachodnie, to zachodnie, i Simson, mimo że z NRD (młodszym czytelnikom przypominam, że NRD to było państwo do niedawna graniczące z Polską od zachodu) i mimo gorszych parametrów, cieszył się u nas lepszą opinią od krajowych produktów.Obecnie bywa obiektem westchnień jedynie niektórych kolekcjonerów zabytkowej motoryzacji. Wbrew pozorom wcale nie jest pojazdem łatwym i wdzięcznym do rekonstrukcji. Spora ilość elementów, skomplikowanie tłoczonych blach i ręcznie malowanych precyzyjnych szparunków powoduje, że w rękach niewprawnego konserwatora może łatwo obrócić się w weterańskie nieporozumienie. Jest regułą, że niewielkie, z pozoru mało atrakcyjne maszyny muszą być dopieszczone do perfekcji, aby wzbudzić ciekawość, a może i zazdrość?
Istnieje też inny (ale czy łatwiejszy?) sposób na Simsona SR2. Wystarczy nabyć taki pojazd z przebiegiem nie większym niż 1000 km. Taką właśnie metodę przyjął Tomasz Skrzeliński – znany warszawski miłośnik dawnej motoryzacji. Kilka lat temu, dosyć przypadkowo, w jego ręce wpadł taki motorower w stanie nieomalże fabrycznym. Pan Tomek nie wzgardził taką okazją, a nawet postanowił zdobyć następne.
Do dzisiejszego dnia udało mu się zdobyć aż cztery egzemplarze, wszystkie z minimalnym przebiegiem. Jedyne zabiegi, jakich wymagały, to polerowanie lekko zmatowiałego lakieru i czyszczenie gaźnika. Prezentowane na zdjęciach Simsony pochodzą właśnie z kolekcji pana Skrzelińskiego.
Zgodnie z panującą wówczas modą, Simson SR2 produkowany był tylko w wersji jednoosobowej. Ze względu na delikatną budowę ramy, nie było możliwości zastosowania dodatkowego siedzenia na bagażniku. Konstruktorzy przewidzieli 98 kg maksymalnego obciążenia.
Zresztą, nawet z jedną tylko osobą nie osiągał on rewelacyjnych prędkości. Silnik o pojemności 47,6 ccm i mocy stałej 1,3 KM przy 4200 obr./min, potrafił rozpędzić pojazd do prędkości 40 km/h. Przy tej prędkości zużywał 2 litry mieszanki na 100 km. Ręcznie sterowana skrzynia biegów posiadała tylko dwa przełożenia. Do tej niewielkiej prędkości dostosowane również były hamulce. Mimo że fabryka zachwalała je jako nadzwyczaj skuteczne, to niewielki bęben z przodu i rowerowe torpedo z tyłu nie budzą obecnie zaufania.
Niewielka (18 W) prądniczka pozwalała jedynie na marne oświetlenie drogi i tablicy rejestracyjnej. Na światło stopu zabrakło już mocy. Podczas jazdy „na silniku” kierowca miał także do dyspozycji sygnał elektryczny, ale pedałując musiał zadowolić się zwykłym rowerowym dzwonkiem, o którym także pomyślał producent.
Pedały służyły raczej do rozruchu silnika, niż jako źródło napędu, chociaż w sytuacjach bez wyjścia, przy odpowiedniej kondycji można przepedałować nawet kilka kilometrów. SR2 w stanie gotowym do jazdy ważył 48 kg, a to zdecydowanie więcej niż najcięższy nawet rower. Współczesnym miłośnikom Simsonów w przypadku awarii lub braku paliwa pozostaje tylko cierpliwie pchać motorower.Jak śpiewa zespół Elektryczne Gitary, „czas upływa cały czas” i to, co dla starszych motocyklistów było zwykłym motorowerem, jest dzisiaj pełnoprawnym weteranem szos. Jeszcze dosłownie kilka chwil i… Simson SR2 będzie miał 50 lat*!
*Stan na 1995 rok – przyp. red
Zdjęcia: autor