Valentino Rossi lada moment rozpocznie swój 26. sezon w Grand Prix. Z tej okazji przypominamy jego największych rywali, a może nawet wrogów, w MotoGP.
Na skróty:
Przez ponad ćwierć wieku ścigania się w Motocyklowych Mistrzostwach Świata, Valentino Rossi zdążył zaliczyć mnóstwo spektakularnych pojedynków. Z niektórymi rywalami nadal utrzymuje świetne relacje, a z innymi poprawiły się one po latach. Jeszcze innych śmiało można nazwać wrogami, chociaż na pewno sam Włoch nie użyłby takiego określenia.
Ugryzienie komara – włoska rywalizacja z Maxem Biaggim
Pierwszy z „wielkich rywali” Rossiego i zdecydowanie jeden z największych wrogów. Co ciekawe, ta dwójka weszła ze sobą w otwartą wojnę, zanim jeszcze zaczęli się ścigać! Potem co prawda wszystko nieco rozeszło się po kościach, a panowie zyskali do siebie więcej szacunku, ale…
Wszystko zaczęło się jeszcze w 1997 roku, kiedy Vale ścigał się w klasie 125 ccm, a Biaggi był już w pięćsetkach. Kiedy Rossi sięgnął po pierwsze domowe zwycięstwo właśnie w najniższej kategorii, świętował w nietypowy sposób. Na pasażerkę zabrał na swoją Aprilię… dmuchaną lalkę, którą nazwał Claudią Schiffer. Niby nic, po prostu żart małolata. Z tym tylko, że Max był wtedy w związku z inną modelką – Naomi Campbell.
#pict Valentino with sex-doll "Claudia Schiffer", the first fan-club-gag (Grand Prix of Italy 1997) #125cc #Legend pic.twitter.com/uyTACvxo2u
— Box Official VR46 (@BoxOfficialVR46) January 30, 2014
Kulminacja konfliktu nastąpiła w 2001 roku, kiedy obaj byli już w klasie królewskiej. Zanim jeszcze rozpoczął się sezon, panowie już przytykali sobie słownie to tu, to tam. Słynna jest już historia z restauracji na torze Suzuka, gdzie Biaggi miał powiedzieć Rossiemu, by ten „umył buzię zanim wypowie jego imię”.
Kilka dni później w wyścigu Max próbował wypchnąć Valentino z toru podczas wyścigu. Już na następnym okrążeniu #46 skontrował, przy okazji pokazując rodakowi środkowy palec. I ostatecznie to Doktor sięgnął po zwycięstwo w tamtych zmaganiach.
Konflikt jeszcze bardziej zaognił się dwie rundy później w Katalonii, podczas słynnej już drogi na podium. Podobno Biaggi miał wtedy popchnąć menadżera Rossiego. Vale nie pozostał mu dłużny i uderzył go w twarz. Potem na konferencji prasowej Max mówił dziennikarzom, że ten ślad na jego twarzy „na pewno powstał od ugryzienia komara”.
To był tak naprawdę punkt kulminacyjny konfliktu. W sprawę postanowiła wtrącić się Honda, organizując podczas kolejnej rundy konferencję prasową. Sytuację udało się rozładować. Co prawda ten duet jeszcze kilka razy mniej lub bardziej ścierał się ze sobą, ale potem ich relacje się unormowały. Dziś nie są co prawda przyjaciółmi, ale przynajmniej darzą się większym szacunkiem.
„Nigdy nie wygrasz!” – przeklęty Sete Gibernau?
Początkowo Rossi i Sete Gibernau nie byli wrogami, można było nawet powiedzieć, że się kolegują. Ich relacje zaczęły się jednak psuć w 2004 roku. Po odejściu Valentino do Yamahy, Hiszpan „przejął” jego fabryczną Hondę RC213V, tyle że w satelickich barwach Gresiniego. Pod koniec sezonu ta dwójka walczyła ze sobą o mistrzostwo, a do początku konfliktu doszło w Katarze.
To był debiut MotoGP na torze Losail. Rossiego oskarżono o to, że celowo ktoś oczyszczał jego pole startowe z pyłu, a do tego palił w tym miejscu gumę paddockowym skuterem. Wszystko po to, by ułatwić Włochowi zadanie podczas startu wyścigu. Za karę Doktora przeniesiono na sam koniec stawki, podobnie jak i Maxa Biaggiego. Valentino wierzył, że to Gibernau i jego ekipa stoją za protestem, choć tak naprawdę złożyli go Repsol Honda, Ducati i Proton KR.
Tak czy inaczej, dzień później Gibernau wygrał, a Rossi upadł jadąc na czwartym miejscu. To po tym Valentino stwierdził, że „Sete już nigdy nie wygra wyścigu” i wierzcie lub nie, ale tak się stało! Podczas kolejnej rundy w Malezji, w której Włoch sięgnął po zwycięstwo, świętował w swoim stylu: zamiatając asfalt toru Sepang!Niedługo później para starła się na inaugurację sezonu 2005 w Jerez. Sete i Vale walczyli ze sobą przez cały wyścig, ale to Hiszpan prowadził na ostatnim okrążeniu. Wtedy Rossi przypuścił ostry atak w ostatnim zakręcie, bezpardonowo wchodząc rywalowi pod łokieć i wypychając go na zewnętrzną.
Kiedy Gibernau zauważał, że to był zbyt ostry manewr, Rossi skwitował to uśmiechem i tekstem, że „wyścigi czasami takie są”. Co prawda zawodnik Yamahy wygrał, ale na podium został wygwizdany przez kibiców. Niemniej jednak, panowie po wszystkim podali sobie ręce na zgodę.
„Ambicja przerosła talent” – Valentino Rossi vs Casey Stoner
Kiedy Rossiemu z horyzontu zaczął znikać Gibernau, nagle zaczął rosnąć mu nowy rywal w postaci Caseya Stonera. Do pierwszych pojedynków tego duetu doszło w 2007 roku, kiedy Australijczyk świetnie odnalazł się na pakiecie Ducati i opon Bridgestone, a Rossi miał problemy z Yamahą na Michelinach.
Do prawdziwej wojny doszło w 2008 roku na torze Laguna Seca. Podczas każdej sesji Stoner miał po pół sekundy przewagi nad Rossim, a ten po kwalifikacjach przyznawał wprost: „musiałbym go zastrzelić, żeby z nim wygrać”. Dzień później Valentino postawił na taktykę wybijania Caseya z rytmu. Kiedy tylko Australijczyk wychodził na prowadzenie, Rossi od razu kontrował, nie pozwalając rywalowi na ucieczkę.
Jednym z takich ostrzejszych manewrów był ten wykonany w słynnym Korkociągu. To wtedy Rossi wyprzedził Stonera, wyjeżdżając na piach po wewnętrznej prawego zakrętu! Walka zakończyła się, gdy parę okrążeń później Casey przesadził z hamowaniem do ostatniego zakrętu i upadł, a Rossi odjechał po zwycięstwo.
Para potem ostro starła się słownie w parku zamkniętym, ale ostatecznie doszło do rozładowania konfliktu. Zwłaszcza, gdy Rossi złapał wiatr w żagle na Yamasze, a Stoner zaczął mieć problemy na Ducati. Do ostatecznego pojedynku doszło jednak w 2011 roku, niedługo przed tym, jak Australijczyk niespodziewanie zakończył karierę.
Mający problemy w pierwszym sezonie na Ducati, podczas szalonego wyścigu w Jerez Rossi jechał zdecydowanie powyżej możliwości motocykla. Próbując atakować Stonera do pierwszego zakrętu, zaliczył uślizg przodu i ściągnął z toru swojego rywala. Wściekły Casey stanął potem na poboczu i ostentacyjnie bił brawo przejeżdżającemu Rossiemu, któremu udało się wrócić do rywalizacji.
Co prawda po wszystkim Valentino poszedł przeprosić Stonera do boksu Repsol Hondy, ale nie zdjął nawet kasku. To wtedy Casey rzucił słynne „twoja ambicja przerosła twój talent”.
Wróg we własnym zespole czyli Jorge Lorenzo
Można powiedzieć, że Rossi i Lorenzo co prawda nie byli nigdy w stanie wojny, ale, delikatnie mówiąc – nie przepadali za sobą. I to przez dobrą dekadę. Wszystko zaczęło się w 2008 roku, kiedy Lorenzo dołączył do fabrycznej ekipy Yamahy. Pomiędzy garażami Valentino i Jorge postawiono jednak ścianę. Oficjalnie dlatego, że Rossi przesiadał się na Bridgestone’y, a Lorenzo został na Michelinach.
Ta ściana nie tylko miała oddzielić od siebie inżynierów odpowiedzialnych za opony, ale też niejako uniemożliwić Lorenzo podglądanie, co dzieje się po drugiej stronie garażu. Sytuacja nie poprawiła się, gdy Jorge zaczął wygrywać i ostatecznie sięgnął po mistrzostwo w 2010 roku, gdy Rossi złamał nogę. Ściana nie zniknęła, choć obaj jeździli już wtedy na Bridgestone’ach, który został jedynym dostawcą opon w MotoGP.
O ostrych wyścigach między tym duetem można dużo mówić. Słynna Katalonia 2009 to nadal jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy, pojedynek ostatnich lat w MotoGP.
To także w mistrzowskim dla Lorenzo 2010 roku ta dwójka stoczyła zażarty pojedynek w Japonii. Co prawda była to walka „tylko” o trzecie miejsce, ale Rossi ewidentnie chciał pokazać Jorge, kto tu jest lepszy. I to pomimo, że Lorenzo był o krok od mistrzostwa, a Valentino nie miał na nie szans.
Kiedy Rossi przeszedł do Ducati, a potem wrócił do Yamahy – rywalizacja tej dwójki nie była już tak ostra. Oczywiście do czasu afery z Sepang w 2015 roku, kiedy Rossi wierzył, że Marquez pomaga swojemu rodakowi w zdobyciu mistrzostwa.
Relacje Lorenzo i Rossiego poprawiły się, kiedy ten pierwszy sam przeszedł do Ducati. Jeszcze lepiej zrobiło się, gdy Jorge przez chwile był zawodnikiem testowym Yamahy.
Wojna totalna – Valentino Rossi kontra Marc Marquez
Na koniec najnowszy i największy rywal Rossiego w MotoGP, o którym sam mówi jednak, że nie jest/był to jego najtrudniejszy przeciwnik. Jak na ironię, na początku relacje tej dwójki naprawdę były niezłe. Marc Marquez wielokrotnie przyznawał, że Doktor był jego idolem. Na początku przygody Hiszpana z MotoGP można było mieć wrażenie, że Marc jest po prostu naturalnym następcą Włocha w klasie królewskiej…
Relacje zaczęły się jednak psuć. Najpierw był słynny pojedynek w Argentynie w 2015 roku, gdzie Marc walcząc z Valentino upadł na przedostatnim okrążeniu. To podobno już wtedy poprzysiągł sobie, że odpłaci się Włochowi.
Kolejne starcie miało miejsce niedługo później, bo w Assen. Duet do samego końca walczył o zwycięstwo. Na dohamowaniu do ostatniej szykany Marquez zaatakował, a Rossi przeleciał przez żwir i sięgnął po triumf. Wielu jednak początku konfliktu upatruje wcześniej. Jeszcze w 2014 roku Rossi zaprosił nawet Marqueza na swoje słynne ranczo w Tavullii. Niespodziewanie, Marc pojawił się ze swoim motocyklem i sztabem mechaników HRC. Nie zamierzał ścigać się na jednej z maszyn Rossiego. Obecny wtedy na miejscu Chad Reed, legenda AMA Supercrossu, wspominał, że „Rossi i Marquez walczyli ze sobą na śmierć i życie”.
Potem przydarzyła się akcja z Argentyny, a kulminacją było Sepang 2015. Na czwartkowej konferencji prasowej Rossi zarzucił Marquezowi, że umyślnie pomagał Jorge Lorenzo tydzień wcześniej w Australii, by ten wygrał wyścig, a Valentino stracił jak najwięcej punktów w walce o mistrzostwo. W Malezji więc Marc zrobił dokładnie to, o co chwilę wcześniej oskarżył go Włoch – spowalniał Doktora jak się dało podczas wyścigu. Na torze iskrzyło, a ostatecznie po jednym z manewrów Marquez wylądował w żwirze, a Rossi pojechał po podium.
Po wszystkim obaj wylądowali na dywaniku u Dyrekcji Wyścigowej. Na Rossiego nałożono – za odepchnięcie rywala kolanem i celowe wywiezienie na pobocze – 3 karne punkty. Dorzucone do puli karnego punktu z Misano, za wolną jazdę na linii wyścigowej podczas kwalifikacji, zaowocowały startem z końca stawki podczas finału sezonu w Walencji.
Tam Rossi próbował odrabiać straty, ale czwarte miejsce – przy triumfie nieatakowanego Lorenzo – nie wystarczyło. Włoch przegrał mistrzostwo z Jorge o pięć punktów.Potem Rossi starł się jeszcze z Marquezem, o ironio, w Argentynie w 2018 roku. Marc odrabiał straty po zamieszaniu na starcie i późniejszej karze przejazdu przez aleję serwisową. Jechał jednak jak szalony, zderzając się z kilkoma rywalami, w tym także z Valentino.Ręce podali sobie dopiero w 2019 po wyścigu w Argentynie. Całkiem niedawno Rossi wspominał jednak, że pomimo upływu lat, nie jest w stanie wybaczyć Marquezowi akcji z 2015 roku.
Zdjęcia: PSP Łukasz Świderek, Red Bull Content Pool