fbpx

Doskonałym pretekstem do tego wypadu była znakomita wystawa Motocyklowa Niedziela w Stylu Retro, odbywająca się corocznie na początku sezonu w Puławach. Z Warszawy to ani blisko, ani daleko, akurat w sam raz na jednodniowy motocyklowy wyjazd.

Z Warszawy do Puław jest ok. 150 km i gdy mocno się spieszymy, możemy tę trasę pokonać naprawdę bardzo szybko. Stosunkowo niedawno zmodernizowana droga ekspresowa w kierunku Lublina i tunel pod Ursynowem pozwalają dojechać tam w czasie poniżej półtorej godziny. To na tyle krótko, że nawet marna aura, która przecież często zdarza się wczesną wiosną, nie powinna nam pokrzyżować planów. Dla urozmaicenia można wrócić inną, ale równie szybką trasą, przez Zwoleń i Radom. Tylko po co? My wybieramy drogi bardziej lokalne, zatrzymując się po drodze w kilku interesujących miejscach, robimy pamiątkowe fotki, a jeśli mamy czas i ochotę, to zwiedzamy to i owo. A jeżeli dysponujemy jeszcze większą ilością czasu, to możemy rozłożyć wyjazd na dwa dni i też nie będziemy się nudzili.

Prawym brzegiem

Ruszamy więc prawym brzegiem Wisły, drogą nr 801 przez Otwock, Wilgę i Podłęż aż do Maciejowic. Miało być pięknie, a jest tak sobie, bo natykamy się na liczne remonty dróg i objazdy. Ale z drugiej strony – szukamy pozytywów takiej sytuacji i chłoniemy klimaty jeszcze głębszej prowincji. Można przystanąć na chwilę w Maciejowicach, które leżą zaledwie 80 km od Warszawy, ale – jak wspomniałem – trasa nie jest szybka. W roku 1794, gdy Maciejowice były jeszcze miastem, a nie wsią, odbyła się tutaj słynna bitwa między wojskami rosyjskimi a polskimi, którymi dowodził Tadeusz Kościuszko. Dla upamiętnienia tego wydarzenia po II wojnie światowej postawiono w eksponowanych miejscach kilka pomników. Przy którymś z nich warto zrobić sobie pamiątkową fotkę.

Pod tą sosną w Maciejowicach odpoczywał Kościuszko przed bitwą

W Ratuszu w Maciejowicach mieści się Muzeum Powstania Kościuszkowskiego

Hotel i browar „Trzy Korony” w Puławach zawsze wart jest odwiedzin

Z Maciejowic, cały czas drogą 801, podążymy w kierunku Dęblina. Tu musowo zatrzymamy się przy słynnej „Szkole Orląt”. Chyba każdy, kto pasjonuje się motocyklami, z ciekawością zwiedzi to muzeum. Tu bowiem kształciły się doskonałe kadry naszego lotnictwa. Oficerska Szkoła Lotnictwa założona w Grudziądzu w roku 1925, czyli dosłownie chwilę po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w 1927 roku została przeniesiona właśnie do Dęblina. Po zakończeniu II WŚ uczelnia na szczęście nie została rozwiązana, tylko zrestrukturyzowana i w 1946 roku zmieniono jej nazwę na Oficerska Szkoła Lotnicza Wojska Polskiego. Można uznać, że po niemal stu latach istnienia szkoła nadal realizuje zadania postawione przez jej założycieli. W roku 2011 przy uczelni powstało Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie i właśnie ono jest obiektem naszych zainteresowań. Uwierzcie na słowo – warto je zwiedzić.

Aby nieco odpocząć od „górnolotnych” przeżyć, udamy się do kolejnego, niezbyt oczywistego, ale w pewnym sensie także związanego z „odlotami” miejsca. Jadąc dalej z Dęblina drogą nr 801, po ok. 11 km dotrzemy do niewielkiej miejscowości Gołąb. Niby nic szczególnego, ale znajduje się tu prywatne Muzeum Pijaństwa należące do Józefa Konstantego Majewskiego. Wydaje się, że to jedyna tego typu placówka w Polsce. Nie jest wielka, ale znawcy tematu powinni ją zwiedzić. Właścicielowi udało się zgromadzić ponad dwieście eksponatów, z czego znakomitą większość stanowią różnego autoramentu flaszki – często bardzo ciekawe, a niekiedy nawet pełne! Jak twierdzi sam właściciel, ekspozycja nie ma na celu propagowania alkoholizmu, tylko właściwą kulturę picia. Dla abstynentów też znajdzie się coś ciekawego – ten sam człowiek prowadzi także Muzeum Nietypowych Rowerów. Eksponatów się nie ogląda, tylko na nich jeździ. Obie ekspozycje nie są wybitnie wielkie, ale wydaje się, że główną atrakcją jest sam Pan Józef, człowiek bardzo pozytywnie zakręcony, którego zwyczajnie warto poznać. 

W okolicach Puław

Wjeżdżamy do Puław i jadąc ulicą położoną tuż nad samą Wisłą, docieramy do głównego celu naszej wycieczki – hotelu i browaru Trzy Korony. Motocyklowa Niedziela w Stylu Retro niestety odbywa się jedynie raz w roku, więc do następnej edycji będziecie musieli poczekać niemal rok. Ale i tak warto tu zajechać, bo zarówno kuchnia, jak i własne kraftowe piwa są w Trzech Koronach wyśmienite, a w dodatku w rozsądnych cenach. Po odwiedzeniu kapitalnej wystawy, która przecież była pretekstem dla naszego wypadu, i spotkaniu z dawno niewidzianymi znajomymi ruszamy w dalszą trasę. Jeżeli ktoś ma ochotę, to w odległości kilkuset metrów od browaru Trzy Korony znajduje się całkiem pokaźnie Muzeum Czartoryskich. Pewnie mało kto wie, że na przełomie XVIII i XIX wieku Puławy były znaczącym centrum życia politycznego, kulturalnego i literackiego, właśnie za sprawą rodu Czartoryskich. Kto nie chce zwiedzać – nie musi, ale warto przynajmniej zerknąć na naprawdę spektakularny budynek pałacu.

W Rozniszewie znajdziemy niewielki Kopiec Kościuszki

Muzeum Lotnictwa w „szkole Orląt” w Dęblinie, to obowiązkowy punkt wycieczki

Od strony Wisły rozciąga się piękny widok na częściowo odbudowany zamek w Janowcu

Malowniczą drogą nr 824 pędzimy przez Parchatkę i Bochotnicę do Kazimierza Dolnego. Jedni lubią tu przyjeżdżać, inni trochę mniej. Od ładnych kilkunastu lat, szczególnie w weekendy, kłębią się tam nieprawdopodobne tłumy turystów, a motocykle przepędzane są z rynku z pamiątkowym mandatem za parkowanie w miejscach niedozwolonych. Nie widzę już w Kazimierzu dawnej sennej i urokliwej mieściny, tylko raczej coś w rodzaju zakopiańskich Krupówek w szczycie sezonu. Przeciskając się nad samą rzeką przez gęsty tłum, brniemy dalej, aby dotrzeć do kolejnej atrakcji wycieczki – przeprawy promowej przez Wisłę. Planując tę część wyjazdu, warto sprawdzić w necie, czy prom kursuje, bo czasem ze względu na poziom wody przeprawy są wstrzymywane. Jeżeli nie kursuje, to albo wracamy do Puław, albo pchamy się dalej aż do Solca nad Wisłą, gdzie znajdziemy najbliższy most, ale to będzie dobrze ponad 30 km taką sobie drogą. Zachęcam jednak do wyczekania sezonu promowego, bo po pierwsze sama przeprawa jest sporą atrakcją, a po drugie trafimy od razu do Janowca, który jest znacznie spokojniejszy, a równie malowniczy jak Kazimierz. Tu obowiązkowo wpadniemy do górującego nad okolicą zamku – widać go dobrze z daleka i trudno tam nie trafić. Pamiętam, że jeszcze na początku lat 90. ubiegłego wieku był ruiną, ale jest sukcesywnie odbudowywany, a postęp prac widać bardzo wyraźnie. W zrekonstruowanych pomieszczeniach mieści się Muzeum Nadwiślańskie z wartymi uwagi wystawami. Jeżeli czasu i chęci na zgłębianie zamkowych zbiorów brak – ruszamy dalej.

Lokalną drogą przez Oblasy i Wojszyn przebijamy się do Nasiłowa i drogi nr 743, która wiedzie nas już w kierunku Góry Puławskiej, skąd z utęsknieniem zerkamy na znajomy browar Trzy Korony, ale już nie przeprawiamy się do niego mostem, tylko szosą 738 mkniemy przez Gniewoszów na Kozienice. Miejscowość ta znana jest głównie z ogromnej elektrowni węglowej, która nie stanowi raczej spektakularnej atrakcji turystycznej. Chociaż kto wie – wśród motocyklistów również zdarzają się entuzjaści energetyki. W Kozienicach warto natomiast zatrzymać się z zupełnie innych powodów. Znajdziemy tu bowiem piękny zespół pałacowo-parkowy należący swego czasu do ostatniego króla Polski – Stanisława Augusta Poniatowskiego. Tutaj także rozciąga się ogromna Puszcza Kozienicka z malowniczymi rezerwatami, ale to raczej atrakcje dla turystów pieszych. 

Pensjonat Serokomla w Janowcu. Tutaj ugoszczą Was jak w domu. Znajdziecie tu świetne jedzenie przygotowane z lokalnych składników, przyjazną obsługę (pozdrówcie Basię, Madzię i panią Blankę!) i rewelacyjne ciasta. Widok na janowiecki zamek, malownicze krajobrazy, czyste powietrze i duch starych czasów wprawiają każdego przybysza w niezwykły nastrój i zadowolenie. Już sam budynek z naturalnego kamienia wapiennego to swoisty hołd dla historii regionu. Oprócz restauracji z regionalnymi potrawami pensjonat oferuje 11 przyjemnie urządzonych pokoi. Miejsce jest przyjazne motocyklistom: podajcie przy kasie hasło „Świat Motocykli” i… zobaczcie, co się wydarzy!

Z Kozienic kontynuujemy podróż drogą nr 738 na północ, aby po ok. 15 km na momencik stanąć przy moście w niewielkiej miejscowości Ryczywół. Przepływa przez nią dosyć długa rzeka Radomka stanowiąca lewy dopływ Wisły i mająca swoje źródła gdzieś w okolicach Jedlińska. Przyjrzyjcie się jej uważnie, bo może zainspirować was do powrotu w to miejsce, aby uczestniczyć w spływie kajakowym – widoki są naprawdę niesamowite. Do wojskowego skansenu w Magnuszewie jest już tylko rzut beretem (ok. 10 km), więc tradycyjnie się tam zatrzymujemy, aby powtórzyć sobie historię działań wojennych na tym obszarze, bo akurat tutaj jest znakomicie udokumentowana.

Przez Górę Kalwarię wracamy do miasta stołecznego. Jeżeli czas nagli, możemy pojechać szybszą, ale dużo bardziej ruchliwą drogą przez Baniochę i Piaseczno. Jeżeli jednak wolimy spokojniejszą trasę przez przedwojenne podwarszawskie miejscowości uzdrowiskowe, to w Górze Kalwarii wybieramy drogę przez Konstancin-Jeziorną i Powsin aż do pałacu w Wilanowie. A dalej to już każdy w swoją stronę…


Zdjęcia: Marek Harasimiuk, archiwum redakcji

KOMENTARZE