fbpx

Położona na środku Bałtyku, niecałe 100 km od linii naszego wybrzeża wyspa Bornholm z racji mikroklimatu nazywana jest niekiedy Majorką Północy albo częściej Wyspą Marzeń. I mogą to być także marzenia motocyklisty.

Zabierają z motocyklami

Motocyklowa wyprawa na Bornholm

Jesienny, ciepły weekend zachęcał do wypadu gdzieś dalej i wtedy zaświtała mi w głowie myśl, że mógłbym skoczyć na duński Bornholm. Szybko okazało się, że z Kołobrzegu można na wyspę przeprawić się, korzystając z usług Kołobrzeskiej Żeglugi Pasażerskiej katamaranem Jantar. W 4,5 godziny i to z motocyklem!

Zachęcony tą ofertą, pognałem do Kołobrzegu, zaliczając po drodze krótkotrwały, za to intensywny deszcz. Rozważania, czy założyć kombinezon przeciwdeszczowy, czy nie szybko straciły sens, bo w każdym bucie chlupotało już po parę litrów wody zebranej z jezdni w pewnej mieścinie, gdzie zatkały się kratki odpływowe.

Fot. Jarosław Spychała

Motocyklowa wyprawa na BornholmFot. Jarosław Spychała

Około szóstej nad ranem zameldowałem się w kołobrzeskim porcie przy katamaranie Jantar. Ta spora jednostka ma dwie restauracje (oj, dobrze gotują). Jak są chętni, w tylnej części jest nawet dyskoteka. To wprawdzie prom pasażerski, zabierający do 280 osób (i tyleż rowerów w szczycie sezonu), ale poza tym, w zależności od wielkości, na rufie mieści od 3 do 5 motocykli. Jedyny mankament – sprzęty ustawiane są na otwartym pokładzie, więc jeśli po drodze zdarzą się niesprzyjające warunki, po „wylądowaniu” warto je opłukać myjką na stacji benzynowej.

Stoję, podziwiam, schnę, robię zdjęcia, czekając na sztauowanie mojej „Mechanicznej Pomarańczy”, aż tu nagle wtacza się na keję z hukiem Wild Star i siedzący na niej koleś centralnie wpycha się jako pierwszy na trap. Zanim oniemiały tym zuchwalstwem rozwinąłem sztandary i dobyłem szabli, facet do mnie podszedł i okazało się, że właścicielem owego Wild Stara jest Mirek Balicki, czyli armator Jantara we własnej osobie. Nasi są wszędzie…

Dzięki uprzejmości Mirka mogłem zwiedzić cały statek z mostkiem kapitańskim łącznie. Opowiedział mi też o wyspie, udzielając szeregu cennych rad i – co dla nas, motocyklistów ważne i ciekawe – zaoferował, że jeżeli ktoś chce płynąć na wyspę z motocyklem, to może przyjechać wieczorem dnia poprzedniego i prześpi się na Jantarze. Wystarczy zadzwonić i się umówić. Jednym słowem – supergość i superzałoga.

Rosną nawet figi

Motocyklowa wyprawa na Bornholm

Już sam rejs na Bornholm jest atrakcją. Wyjście z portu o świcie daje możliwość zrobienia unikatowych zdjęć i jest doznaniem bezcennym. W morzu, po drodze spotykaliśmy kutry rybackie, na których trwały połowy wędkarskie.

Pogoda doskonała, morze niczym jezioro, bezchmurne niebo i 17 stopni, a im bliżej wyspy… tym cieplej. Warto wiedzieć, że Bornholm ma własny mikroklimat. Jest tutaj zawsze o 3-4 stopnie cieplej, niż na naszym wybrzeżu (mimo że to przecież 100 km dalej na północ), pada o wiele rzadziej niż u nas, a i morze przy plażach jest zdecydowanie cieplejsze. Ba, rosną tutaj figi! I stąd Majorka Północy.

Po wyładunku w Nexo, po aksamitnym wręcz asfalcie, relaksacyjnym tempem pojechałem trasą liczącą ok. 140 km dookoła wyspy. Bornholm mierzy od krańca do krańca 40 km, ma niesamowitą sieć dróg rowerowych (ok. 230 km), szereg kameralnych kempingów i zamieszkuje go niespełna 40 tys. mieszkańców.

Fot. Jarosław Spychała

Motocyklowa wyprawa na BornholmFot. Jarosław Spychała

Wschodnia część wyspy charakteryzuje się klifowym, ciekawym wybrzeżem, do którego przyklejone są małe miejscowości z portami, a raczej lokalnymi porcikami pełnymi kolorowych domków i wędzarni ryb. Najładniejszą z nich jest bezsprzecznie Gudhjem.

Fot. Jarosław Spychała

Motocyklowa wyprawa na BornholmFot. Jarosław Spychała

Co do wędzarni, to warto dodać, że na Bornholmie specjalizują się w potrawie o nazwie Słońce nad Bornholmem (Sol over Bornholm), czyli wędzonym śledziu podawanym na ciepło, który sławny jest w całej Skandynawii. Faktycznie, pyszny i warto spróbować, nawet jak się za rybami nie przepada.

Na północnym krańcu wyspy, na wzniesieniu stoją ruiny potężnego zamku Hammershus, który strzegł jej od XIII wieku. Wdrapanie się na wzniesienie trwa dłuższą chwilę, ale jest to świetny punkt, z którego widać dużą część wyspy oraz klifowe wybrzeże.

Fot. Jarosław Spychała

Motocyklowa wyprawa na BornholmFot. Jarosław Spychała

Półtorej godziny z głowy

Motocyklowa wyprawa na Bornholm

Wycieczka po Bornholmie jest o tyle przyjemna, że ruch samochodowy można określić jako znikomy. Jakość dróg, nawet tych lokalnych, jest rewelacyjna, a widoki sielankowe.

Fot. Jarosław Spychała

Motocyklowa wyprawa na BornholmFot. Jarosław Spychała

Ciekawostką Bornholmu są cztery kościoły w kształcie rotund, które służyły też do celów obronnych. Bardzo interesujące budowle z XII-XIII w. warte są zobaczenia. Nie brakuje wiatraków: mniejszych, większych, czynnych i tych dla turystów. Są rozsiane po całej wyspie. Najładniejszy jest chyba biały holender w Arsdale.

Fot. Jarosław Spychała

Motocyklowa wyprawa na BornholmFot. Jarosław Spychała

Kontemplacyjna podróż w promieniach jesiennego słońca doprowadziła mnie do prawdziwego celu wycieczki, czyli do Bornholms Automobilmuseum w Aakirkeby. Położone niedaleko Nexo muzeum ma w swojej kolekcji ponad 70 pojazdów najróżniejszych marek. W tym – uwaga – prawdziwą Syrenę, naszego Malucha oraz najstarsze modele Łady i Wartburga 311 z 1959 roku. Ba, część poświeconą produktom bloku komunistycznego dumnie uzupełnia Simson i MZ ETZ 250.

Muzeum ma też w kolekcji ok. 40 motocykli. Wśród perełek jest jedna z pierwszych Hond – CB 125 z 1960 roku, sporo NSU, BMW, Arieli, a nawet Harley-Davidson z okresu międzywojennego. Kolekcję uzupełniają traktory, łodzie, silniki. Zainscenizowano też warsztat samochodowy sprzed 70 lat. Dla tych, którzy lubią – półtorej godziny z głowy, jak nic.

Bornholmer mnie kusi

Motocyklowa wyprawa na Bornholm

Im więcej po wyspie jeździłem, tym bardziej żałowałem, że tak mało mam czasu, aby wszystko zobaczyć. Niestety, Jantar pływał w tym okresie tylko raz w tygodniu, więc jakiekolwiek spóźnienie na niego spowodowałby konieczność tygodniowego oczekiwania na transport. Poganiany czasem, popędziłem z powrotem do portu, gdzie trwał już załadunek na statek.

Fot. Jarosław Spychała

Motocyklowa wyprawa na BornholmFot. Jarosław Spychała

Droga powrotna do Kołobrzegu, ze względu na zmieniający się stan morza, upłynęła mi na zastanawianiu się, czy motocykle jeszcze na rufie są, czy już pochłonęły je fale Bałtyku oraz na wpatrywaniu się w bulaj, w którym na zmianę widać było tylko to wodę, to niebo.

Fot. Jarosław Spychała

Motocyklowa wyprawa na BornholmFot. Jarosław Spychała

Wybujani za wszystkie czasy, cało wylądowaliśmy w Ojczyźnie, gdzie następnego dnia, w niedzielny poranek, pierwszą napotkaną osobą na trasie był cierpiący na bezsenność strażnik gminny instalujący fotoradar. Uzmysłowiło mi to, że na Bornholmie nie widziałem ani jednego tego typu urządzenia i naprawdę nie wiem, jak Duńczycy mogą bez tego żyć. W każdym razie, od tej strony też jest to Wyspa Marzeń. Coś mi mówi, że na Bornholmera, czyli wędzonego śledzia, jeszcze się kiedyś skuszę. Był pyszny, tak jak cała wyspa.

Tekst i zdjęcia Jarosław Spychała

Publikacja Świat Motocykli 2/2014.

KOMENTARZE