fbpx

Możecie to nazwać spaczeniem zawodowym, ale po rozmowie z kilkoma kolegami po fachu mogę uznać to za regułę. Otóż najwięcej frajdy sprawia nam jazda na maszynach z silnikami o małych pojemnościach! Jest to swego rodzaju psychiczna aberracja, wywołana częstym obcowaniem z dwukołowymi cudami techniki. Ja dla przykładu regularnie podkradam małżonce Hyosunga Kariona 125, nawet jeśli obok […]

Możecie to nazwać spaczeniem zawodowym, ale po rozmowie z kilkoma kolegami po fachu mogę uznać to za regułę. Otóż najwięcej frajdy sprawia nam jazda na maszynach z silnikami o małych pojemnościach! Jest to swego rodzaju psychiczna aberracja, wywołana częstym obcowaniem z dwukołowymi cudami techniki.

MT-07

Ja dla przykładu regularnie podkradam małżonce Hyosunga Kariona 125, nawet jeśli obok stoi Yamaha R6 bądź jakiś wypasiony, terenowy turystyk. Gdy wypadam nim na ulicę, liczę się tylko ja, wątłe zawieszenie i manetka odwinięta do końca! Zabawa jest wtedy wyborna, ale to wciąż tylko zabawa. Generujący 15 koni mechanicznych „Pszemek” ma swoje ograniczenia i stawiając przed nim wygórowane oczekiwania, zrobiłbym mu po prostu krzywdę. Jest jednak maszyna, która daje czystą przyjemność z jazdy praktycznie bez ograniczeń. Poznałem ją cztery lata temu, a dzisiaj pokazujemy Wam jej odświeżoną wersję. Cześć Yamaho! To będzie fajna przejażdżka!

Imponujące liczby

Przechodząc obok nowego MT-07 na ulicy, pewnie uznałbym je za dobrze wymytą wersję z lat ubiegłych. Owszem, zmiany stylistyczne są, jednak tak subtelne, że dla mnie początkowo niezauważalne.
Najpierw musicie zrozumieć, dlaczego wyglądu nie zmieniono radykalnie (jak to stało się przy liftingu MT-09).

Otóż Yamaha wolała nie poprawiać tego, co dobre, ponieważ mogłoby to zaburzyć pewien fenomen. Jest nim poziom sprzedaży modelu MT-07 w Europie. Normalny scenariusz zakłada, że po premierze motocykla słupek sprzedaży ustala się na pewnym poziomie. Zazwyczaj w pierwszym roku jest on najwyższy i z kolejnymi sezonami nieco się obniża. Nie w przypadku tej maszyny. Od premiery wykres jest niemal stały, co oznacza, że co roku na europejskie ulice wyjeżdża 17 tysięcy nowych „„eMTeków”! Łącznie na świat fabryki wydały ponad 120 000 sztuk tego naked bike’a! Gdybym był odpowiedzialny za takie wyniki, też wolałbym niczego nie dotykać, żeby przypadkiem nie zepsuć…

MT-07

Zmiany są jednak konieczne i te, które przeszła „zerosiódemka”, są jak najbardziej w punkt. Nie mam na myśli ozdobników pod przednią lampą czy plastików zadupka, nawiązujących do sportowej serii YZF-R1/R6. Ważny jest nowy kształt zbiornika paliwa, nowe siedzenia i poprawione zawieszenie.

Napięty biceps

Siadając na odświeżone MT-07, zauważymy, że zbiornik jest teraz bardziej pękaty i masywny. Jego kształt zmieniono z dwóch względów. Pierwszy, to doznania estetyczne. Motocykl nabrał nieco muskulatury w środkowej części. Drugą korzyścią jest ergonomia. Bak jest teraz krótszy o 10 milimetrów, dzięki czemu kierowca i pośrednio pasażer mają teraz więcej miejsca. Nowe kanapy dają więcej swobody.

Przede wszystkim osoba za kierownicą ma lepsze podparcie dla wewnętrznych stron ud i kolan, co ułatwia jazdę w zakrętach. Dzięki temu wysocy motocykliści już nie będą się czuli na MT-07 jak na psie. Wysokość siedziska nie uległa zmianie, ale dostępna jest wersja podwyższana. Pozycja jazdy też się nie zmieniła. Jedyna różnica jest taka, że czujemy większą swobodę ruchu, a od szerszego zbiornika bije większa powaga.

Mnie najbardziej interesowały zmiany w zawieszeniu. Kto regularnie czyta nasze testy, wie, że zawsze podkreślałem, iż możliwości podwozia nie nadążają za osiągami silnika MT-07. I jego modyfikacje są w zasadzie niezauważalne. Owszem, Yamaha mogłaby wsadzić odwrócony widelec z regulacją i lepszy amortyzator na tył, jednak to wywindowałoby cenę, co byłoby sprzeczne z przesłaniem nakeda, który serwuje emocje w atrakcyjnej cenie. Ulepszono więc to, co już było dostępne.

MT-07

Z przodu zastosowano o 6% sztywniejsze sprężyny i o 16% zwolniono prędkość tłumienia odbicia. Z tyłu pracuje centralny amortyzator KYB, który jest bardzo podobny do tego stosowanego w MT-09. W nim również zastosowano sztywniejszą sprężynę (o 11%) i znacząco zwolniono prędkość szybkiego dobicia (o 40%) oraz szybkiego odbicia (o 27%). Brzmi tajemniczo? Dla mnie również. Wpływ szybkiego i wolnego odbicia/dobicia na jazdę zahacza o czarną magię. W tym roku pomożemy Wam (i samym sobie) zgłębić tę wiedzę dzięki pomocy Łukasza Wieczorka z serwisu LTD34. Tymczasem skoncentrujemy się na wrażeniach z jazdy!

Stara, dobra znajoma

Jest pewien typ znajomych, których spotyka się rzadko, ale z którymi za każdym razem bawicie się wyśmienicie. Ja mam tak z MT-07. Dosiadam jej raz na kilka miesięcy i jeszcze zanim przekręcę kluczyk, już się śmieję sam do siebie w kasku. Wszystko za sprawą jednego z najlepszych silników motocyklowych, jakie kiedykolwiek zbudowano.

Nie ukrywam, że ta opinia jest nieco subiektywna, ale wiem, że zgodzi się z nią niemal każdy, kto testował niewielkiego „eMTeka”. Kluczem nie są wysokie osiągi, a charakter oddawania potencjału dwucylindrowy silnika o pojemności 699 ccm. Wykorbienie wału wynosi 270 stopni, co oznacza, że silnik trochę brzmi jak jedno cylindrowiec. Po prostu zapłon pomiędzy jednym, a drugim „garem” ma krótki odstęp. Dowodem na to, że taki typ silnika jest wybitnie skuteczny jest fakt, że BMW korzysta z niego od dawna, od jakiegoś czasu widzimy go w Hondzie Africa Twin, a KTM właśnie zaprezentował swoją dwu cylindrową rzędówkę. Taki „piec” może ma charakter idący w stronę singla, ale wciąż ma dwie osobne komory spalania, dzięki czemu linia przyrostu mocy gładko pnie się do góry i jest łatwa do zarządzania.

MT-07

Maksymalnie MT wytworzy dla nas 75 koni mechanicznych przy 9000 obr./min. Jednak używa się ich sporadycznie, ponieważ „eMTek” przyspiesza średnim zakresem obrotów. Większość z 68 Nm dostępna jest już przy 4000 obr./min i wartość momentu obrotowego prawie się nie zmienia aż do 7 tys. obr./min. Te wartości mogą rozbudzić wyobraźnię dopiero, gdy poznamy masę MT-07. Motocykl gotowy do jazdy waży zaledwie 183 kilogramy!

Yamaha stworzona jest do miasta, więc ma krótkie przełożenia. Dzięki temu każde odwinięcie gazu przy prędkości poniżej 100 km/h skutkuje niesamowicie żywiołową reakcją. Stąd właśnie płynie cała radość. Trudno uwierzyć, że niedrogi i stosunkowy prosty motocykl ma w sobie tyle energii do jazdy! Wyjścia z wolnych zakrętów są błyskawiczne, a jeśli tylko mamy ochotę, to przód będzie unosił się w górę przy każdej okazji! Dzięki precyzyjnej skrzyni biegów możemy wbijać kolejne przełożenia i podróżować na tylnym kole w nieskończoność.

Przyjemność nie byłaby tak duża, gdyby nie absolutna kontrola nad wtryskiem paliwa. Motocykl jest niesamowicie przewidywalny i jazda na nim dowolnym tempem przychodzi z dziecinną łatwością. Zazwyczaj Yamaha pozwala nam na dodatkową sesję zdjęciową, podczas której możemy czynić sztuczki, podginające tablicę rejestracyjną o asfalt. Niestety, tym razem pogoda drastycznie pokrzyżowała nam plany.

Nowa para butów

Na szczęście udało nam się załapać na kilka w miarę suchych zakrętów i poczuć zmiany w zawieszeniu. Zgodnie z oczekiwaniami rewolucji nie ma, ale ewolucja daje wyraźne korzyści. Przede wszystkim zmiany nie mają negatywnego wpływu na komfort. Z pełną premedytacją wjeżdżałem za szybko na garby zwalniające i zapadnięte studzienki, co pokazało, że amortyzatory z nowymi ustawieniami trudniej zmusić do dobicia.

MT-07

Podwozie jest wyraźnie zwarte i gotowe do szybszej jazdy. Oczywiście, wciąż nie jest to naked ze sportowym podwoziem, ale te ustawienia dają większe poczucie kontroli nad tym, co dzieje się z kołami. Do tej pory zawsze mówiłem, że zawias w MT-07 nie nadąża za osiągami silnika, teraz uważam, że jest po prostu ok. Już możemy bez krępacji atakować zakręty i cieszyć się z bardzo lekkiego prowadzenia. Jeśli będziemy cisnąć za mocno, to trochę nami zabuja, ale bez problemu wkomponujemy się w złożenie. Czujemy się jak na zajęciach WF w nowych butach. Wciąż ruszamy się tak samo, ale mamy większą pewność każdego ruchu.

Zwinność MT-07 jest jej drugą (zaraz po silniku), najsilniejszą zaletą. Motorek dosłownie sam jedzie, wystarczy spojrzeć tam, gdzie chcemy się znaleźć. Układ hamulcowy również jest satysfakcjonujący. Od maszyny za taką cenę nie możemy wymagać niczego więcej. Czucie klamki jest bardzo dobre, a gdy ściśniemy ją solidnie, to i siła hamowania będzie wystarczająca.

Misja „nie zepsuć” wykonana

Yamaha wykonała dobry ruch. Niekiedy trzeba być zachowawczym, żeby nie strzelić sobie w kolano. Nowy, mniejszy „eMTek” jest rewelacyjnym motorkiem. Pokazuje, jak wiele radości może przynieść prostota. Wystarczy, że wszystko działa jak należy, a manetka daje dostęp do niezłego „pakietu” i niemałej porcji frajdy z jazdy.
Wiem też, dlaczego wciąż nie zobaczyliśmy wersji MT-07 SP, wyposażonej w sportowe zawieszenie. Pamiętacie, jak w zeszłym miesiącu opisywałem MT-09 SP, które w mojej ocenie aspiruje do miana najlepszego naked bike’a? Myślę, że gdyby mniejsze MT dostało lepsze podwozie, to ono mogłoby zawalczyć o ten tytuł… Bratobójcze starcie? Chętnie bym na to popatrzył!

KOMENTARZE