fbpx

Są motocykle z zawartym w nich olbrzymim potencjałem technologicznym, który służy nadaniu kierowcy zawrotnej prędkości, przy której pojazd jaki kierujący zdają się być „niewidoczni”. Na przeciwnym do nich biegunie stoi maszyna, którą właśnie chcemy wam przedstawić. Tutaj najważniejsze jest to, żeby widzieć i być widzianym, a właściwie podziwianym. Oto Suzuki Intruder 1400. 

Na czym polega „filozofia” choppera? Na prostocie czystej linii, na rezygnacji z wszelkich „przeszkadzajek”, na wstręcie do plastików, na bogactwie chromów i pięknym lakierze, wreszcie na doskonałym wy­kończeniu. Wszystko to można znaleźć właśnie w Intruderze. Suzuki VS 1400 przytłacza swym majestatem. W jego syl­wetce dominuje widlasty silnik, a reszta zdaje się być tylko „opakowaniem” dla jego potęgi. Rama lekko otacza sil­nik, a jej podgięcie po­zwoliło obniżyć siodło kierowcy. Zbiornik pa­liwa jest „nasadzony” na ramie. Koła misternie zaple­cione, ze zdwojoną liczbą szprych, wyglądają bardzo efektownie. Intruder ocieka wręcz chromem. Chromowane są pokrywy silnika i ekrany na głowicy. Całość jest wykonana wyłącznie z metalu (nawet boczne panele pod siodłem kie­rowcy są blaszanymi wytłoczkami). Stal, aluminium i chrom nadają Intruderowi stylu i cha­rakteru. Wielkiej pieczołowito­ści wymagało ukrycie wszel­kich przewodów, instalacji itp., tak by nie szpeciły pięknej linii motocykla. I dlatego wiązki elektryczne z przełączników na kierownicy puszczono w jej wnętrzu. Lampki kontrolne ukryto za przyciemnianą szyb­ką i dopiero rozbłyśnięcie któ­rejś z nich zdradza ich lokalizację. 

W silniku VS 1400 znajdzie­my wał korbowy z przestawio­nymi czopami korbowodowymi, dzięki czemu obyło się bez uży­cia wałków wyrównoważają­cych. Bogato użebrowane, roz­stawione o 45° cylindry i głowice są dodatkowo chłodzone ole­jem. Poprzez dysze jest on natryskiwany na denka tłoków, a tylna głowica, jako słabiej chłodzona przez powietrze, zo­stała wyposażona w dodatkową dyszę doprowadzającą olej do komory chłodzącej obejmującej komorę spalania. 

Obudowa szybkościomierza, podobnie jak wszystkie detale Intrudera, jest wykonana
z aluminium. Kontrolki ukryto za przyciemnianą szybką

Olej w silniku VS 1400 ma jeszcze jedno (trzecie już) zadanie. Otóż w rozwidlonych dźwigienkach zaworowych, tam gdzie zwykle znajdują się śruby regulujące, mieszczą się filigranowe hy­drauliczne regulatory luzu za­worowego. Doprowadzany pod ciśnieniem olej pozwala samo­czynnie kasować luzy i zaosz­czędzić czas podczas przeglą­dów. W każdej głowicy dwa za­wory ssące i jeden wydechowy są poruszane pojedynczym wałkiem rozrządu. Do zapale­nia mieszanki wystarcza jedna świeca. 

Poprzez system kraników elektryczna pompa tłoczy pa­liwo do gaźników. Oba gaźni­ki znajdują się z tyłu głowic i są wyposażone w indywidu­alne filtry powietrza z pianko­wymi wkładami, znanymi ra­czej z motocykli crossowych. Ssanie jest włączane wygod­nym pokrętłem pomiędzy roz­widleniem cylindrów, tuż przy lewym kolanie kierowcy. Uruchomienie silnika i jego dwóch cylindrów, każdy po 700 ccm i tłokach średnicy 94 mm wymagałoby dużego roz­rusznika. Wymagałoby, gdyby nie dowcipny elektromagne­tyczny dekompresator. Za tyl­nym cylindrem (co ciekawe, nosi on numer 1) znajduje się elektromagnes uruchamiający cięgłami dźwigienki uchylające zawory wydecho­we. Reszta jest w gestii prze­kaźników. Wciśnięcie przyci­sku rozrusznika powoduje najpierw zadziałanie dekom­presora, gdy już zawory zo­staną odchylone, wtedy do­piero „rusza” rozrusznik. 

Rzadko który chopper ma rury wydechowe i tłumiki po obu stronach. Kierowca lntrudera nie musi zastanawiać się, jak zaparkować dla większego szpanu. Obie strony motocykla są równie atrakcyjne. Charakterystyczne dla lntrudera 1400 są przepięknie oszprychowane koła i mocno nadwymiarowe opony. Uczta dla oczu!

Silnik uruchamia się bardzo łatwo, a nagrzewanie trwa krótko. Leciutkie wibracje do­dają smaku pracy tego mon­strum. Niestety ofiarą europej­skich biurokratów padł chop­perowy „sound”. Skośnie pod­cięte tłumiki powodują, że za­miast ryku dwóch potężnych cylindrów z silnika wydobywa się grzeczne „puf – puf”. Oj, przy­dałoby się wywiercić kilka dziurek.

Pracę silnika można okre­ślić jednym słowem: poezja. Ol­brzymi moment obrotowy sprawia, że silnik jest cudow­nie elastyczny. Przejechanie wzdłuż całej Warszawy na jed­nym tylko, drugim biegu, nie jest dla niego żadnym proble­mem! Wrzucamy pierwszy bieg, gaz! Intruder wyrywa się do przodu, dwójka i… potężna siła wgniata nas w siedzenie, niczym przy starcie rakiety Sa­turn. Nawet nie spostrzegli­śmy, jak w pięć sekund osią­gnęliśmy 100 km/h. A przecież to „tylko” chopper! Intruder je­dzie niezależnie od tego, jaki bieg jest właśnie wrzucony. Silnik przyspiesza na każdym z pięciu biegów i naprawdę trzeba być „mistrzem”, by go zdusić. Maksymalne 171 km/h VS 1400 osiąga w krótkim cza­sie i utrzymuje je niezależnie od wiatru czy nachylenia dro­gi. Jest to więc sprawa przeło­żenia piątego biegu. Zużycie paliwa przy ostrej jeździe za­wiera się w granicach 6-6,5 l/100 km. Tak więc 13-litrowy zbiornik wystarcza na pokona­nie ok. 220 km. 

W dość nieco­dziennym miejscu ukryty jest akumulator. Otóż „czarna skrzynka” poniżej osi tylnego wahacza jest niczym innym, jak właśnie obudową akumula­tora. Na szczęście w erze bez­obsługowych baterii zagląda się do nich tylko raz na rok, a takie umieszczenie masyw­nego bądź co bądź elementu znakomicie obniża środek ciężkości. 

W jeździe Suzuki Intru­der zaskakuje swoją poręcznością. Na­wet typowe dla chopperów „walenie się” na bok po ostrym skręcie kierownicy można polubić, szczególnie podczas jazdy po mieście, gdy zwrotność moto­cykla odgrywa niebagatelną rolę. Intruder prowadzi się tak, że kierowca zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ciężki to jest motocykl. Ja sam z po­czątku nie bardzo mogłem uwierzyć w jego 260 kg masy! Jednak bardzo nisko położony środek ciężkości i siodło zawie­szone tylko 670 mm nad ziemią sprawiają, że prowadzi się go nadzwyczaj łatwo. Takie np. szybkie przejście z lewego wi­rażu w prawy Intruder wyko­nuje ze zwinnością sportowego motocykla. 

W sylwetce VS 1400 dominuje olbrzymi silnik. Pomiędzy cylindrami znajduje się sygnał dźwiękowy, o niecodziennym, typowym raczej dla amerykańskich „krążowników szos”, ryczącym brzmieniu. Sissybar – oparcie dla pasażera – oferowany jest za dopłatą. W jego wnętrzu, oprócz zestawu narzędzi, zmieści się zestaw… kart kredytowych

Zawieszenie jest zestrojone miękko. Tylne nawet trochę za bardzo, jako że daje wyczuć się nieco słabe tłumienie amorty­zatorów, tak że przy przejeż­dżaniu dużych poprzecznych garbów motocykl ma ochotę „katapultować” pasażera. Te­go typu charakterystyka za­wieszenia zapewnia jednak wysoki komfort jazdy. Do tego grubaśne opony i szerokie, grubo tapicerowane siodło po­zwalają się czuć na VS 1400, jak w fotelu babuni. 

Dodatko­wo poduszka tylnego siedzenia tworzy podparcie dla pleców kierowcy, co pozwala na lepszy kontakt z motocyklem, zwłasz­cza przy jego „rakietowych” przyspieszeniach. Również pa­sażer nie może narzekać na komfort na tylnym siodełku. Jeśli do tego będzie to pasażer­ka, to na pewno doceni to, że siedząc wyżej od MSŻ (Mężczy­zny Swojego Życia), widzi znacznie więcej świata niż tyl­ko jego plecy i skorupę kasku. Cóż, „widzieć i być widzia­nym”! Pierwszej mojej przymiar­ce do Intrudera towarzyszył wewnętrzny sprzeciw: co, taka wąska kierownica, w choppe­rze? ! A podnóżki prawie wcale nie wysunięte do przodu?! Jednak już po pierwszej jeździe okazało się, jak moje oba­wy były nieuzasadnione. Moc­no podgięta i stosunkowo wą­ska kierownica dobrze „leży” w dłoniach, a w tym położeniu podnóżków w jakim są, kie­rowca może w razie zauważe­nia większej nierówności nawierzchni przenieść część swojego ciężaru na nogi, od­ciążając tym samym kręgo­słup. Pozycja kierowcy jest dziełem (udanego) kompromisu i pozwala na długie zasia­danie za kierownicą, nawet przy dużych prędkościach po­dróżnych. 

A tak na marginesie, to za­równo kierownicę, jak i pod­nóżki można sobie w łatwy sposób zmienić, jako że Suzuki oferuje wśród wyposażenia dodatkowego kierownicę typu T-bar z wysokimi wspornika­mi oraz wysunięte daleko do przodu podnóżki z towarzy­szącą im „armaturą” przedłu­żającą. Również jako wyposażenie dodatkowe oferowany jest widoczny na zdjęciach sis­sybar, czyli oparcie dla pasa­żera.Jeżdżąc VS 1400 nie sposób nie docenić jego hamulców. Da­ją one pełne poczucie bezpie­czeństwa, a ich działanie można znakomicie kontrolować. Szczególnie tylny hamulec tar­czowy okazuje się być bardzo wygodny w codziennej eksplo­atacji. Typowe dla chopperów dociążenie tylnego koła, jak również gustownie umieszczo­na dźwignia zachęcają do ko­rzystania z nożnego, tak często lekceważonego hamulca. Na­pęd wałem kardana wymaga jedynie wymiany oleju podczas sezonowych przeglądów. 

Jeżdżąc Suzuki VS 1400 czuje się zaklętą w nim moc, a pełna majestatu sylwetka cie­szy oczy i to niekoniecznie sa­mego tylko kierowcy. Dookoła żadnego z testowanych przez naszą redakcję motocykli nie zbierał się nigdy taki „wianu­szek” gapiów, jak właśnie wo­kół zaparkowanego VS 1400. Jadąc lntruderem 1400 szybciej niż 100 km/h czułem się, jakbym popeł­niał ciężki grzech. Ale kiedy tylko Zły kusił mnie, bym mocniej odkręcił gaz, ja­kaś niewidzialna ręka dotykała mojego ramienia, a Głos mówił mi do ucha: „zwolnij synu, gdzie tak gnasz? Spójrz jak tu pięknie dookoła, czy czujesz zapach skoszonego siana?”. Tak, jest coś mistycznego w jeździe motocyklem. Szcze­gólnie, jeśli jest to taki motocykl jak lntruder. 

 

 

 

KOMENTARZE