fbpx

Dziewięciokrotny motocyklowy mistrz świata Valentino Rossi postanowił zakończyć karierę. Po 26 latach ścigania się w Grand Prix, sezon 2021 jest jego ostatnim. MotoGP traci nie tylko jedną ze swoich największych, jeśli nie największą legendę. Traci też cząstkę siebie.

Najlepszy zawodnik wyścigów motocyklowych w historii. Jedna z największych postaci świata motorsportu. Zdecydowanie jeden z najbardziej rozpoznawalnych sportowców na świecie. Jeden z tych, których nazwisko jest synonimiczne z dyscypliną, którą reprezentuje.

Historia przyszłej Legendy MotoGP zaczęła się ponad cztery dekady temu w małej włoskiej miejscowości Urbino. To tam 16 lutego 1979 roku urodził się Valentino Rossi. Chociaż początkowo dobrze radził sobie w kartingu, wkrótce miało okazać się, że to motocykle są dla niego całym życiem. W klasie 125 ccm motocyklowych mistrzostw świata Włoch zadebiutował w 1996 roku. A reszta… to już historia.

„Zdecydowałem się zakończyć karierę po tym sezonie. To będzie mój ostatni rok jako zawodnika MotoGP” – mówił podczas konferencji prasowej zorganizowanej tuż przed startem Grand Prix Styrii. „Robiłem to przez około 30 lat. To bardzo smutny moment, ponieważ w przyszłym roku nie będę ścigał się na motocyklach. W przyszłym roku moje życie się zmieni. Było świetnie, bardzo dobrze się bawiłem i mam wiele wspaniałych wspomnień.”

Życie Rossiego w 2022 roku zmieni się nie tylko na stopie zawodowej, ale też prywatnej. W MotoGP oficjalnie zadebiutuje jego własny zespół Aramco VR46. Prywatnie z kolei, wraz ze swoją partnerką Francescą Novello, wkrótce zostaną rodzicami – oczekują narodzin córki.

Rossifumi, Valentinik… Doktor

Od początku kariery w Grand Prix Valentino wyróżniał się na torze. Był jak powiew świeżości dla całej serii. Co prawda w pierwszym sezonie częściej się przewracał niż dojeżdżał do mety, ale to były tylko złe miłego początki. Wszak łatwiej nauczyć szybkiego zawodnika, żeby się nie przewracał, aniżeli wolnego, żeby jeździł szybko.

Po pierwsze mistrzostwo świata #46 sięgnął już w drugim sezonie startów. Łącznie w 1997 roku wygrał cztery wyścigi najmniejszej kategorii i zdobył mistrzostwo. W międzyczasie korzystał z pseudonimu Rossifumi, bo był zachwycony Norifumim Abe startującym w pięćsetkach. Valentino podobno zapragnął startować w Grand Prix właśnie po tym jak zobaczył poczynania Japończyka.Valentino RossiW klasie 250 ccm także triumfował przy drugim podejściu, w międzyczasie ewoluując w Valentinika. Pseudonim pochodził z jednego z komiksów o Kaczorze Donaldzie, który nazywany był we Włoszech Paperino. Gdy ewoluował w Super Donalda, stawał się Paperinikiem. Chociaż nie miał za grosz szczęścia, był lubianą postacią. Lubiany był też Rossi, który gromadził wokół siebie coraz większą liczbę kibiców.

Panująca we Włoszech „Rossimania” była coraz większa. Apogeum nastąpiło gdy Valentino przeniósł się do klasy królewskiej. W debiucie był wicemistrzem, by już w 2001 roku zdobyć tytuł. To wtedy stał się Doktorem, choć geneza tego pseudonimu nigdy nie została do końca wyjaśniona. Kibice żartowali, że po prostu leczył rywali z marzeń o wygranych jak najlepszy lekarz. Kilka lat później otrzymał honorowy tytuł doktora jednego z włoskich uniwersytetów.

Po trzech mistrzostwach z Hondą, w 2004 roku Valentino przeniósł się do Yamahy i zdobył kolejne cztery tytuły. Po krótkiej przygodzie z Ducati w latach 2011-2012 Włoch powrócił do Yamahy, ale nie udało mu się już zdobyć upragnionego, dziesiątego mistrzostwa.

Trzy momenty z 26 lat

Jeśli w świecie wyścigów motocyklowych spędziło się ponad połowę swojego życia, trudno wybrać najlepsze momenty. Takich najlepszych wyścigów, najlepszych pojedynków, najlepszych manewrów, najlepszych mistrzostw w wykonaniu Rossiego można byłoby znaleźć całe mnóstwo.

Trochę żałuję, że nie zdobyłem dziesiątego mistrzostwa, bo myślę, że na nie zasłużyłem. Za mój poziom i moją prędkość. Ale tak czy inaczej, jest jak jest i myślę, że nie mogę narzekać na moje wyniki” – mówił Rossi, który do dziewięciu tytułów mistrzowskich dorzucił jeszcze sześć wicemistrzostw świata.

Sam jednak wskazał na trzy tytuły, które mają dla niego szczególne znaczenie. „Trzy z mistrzostw są najważniejsze w mojej karierze. Pierwsze z nich to sezon 2001, kiedy wygrałem ostatni tytuł w historii motocykli o pojemności 500 ccm. Kolejne to pierwsze mistrzostwo z Yamahą w 2004, a także tytuł z 2008 roku. Już przed nim mówiono, że jestem stary i powinienem skończyć karierę. Po pięciu mistrzostwach z rzędu, przegrałem przez kolejne dwa sezony. Zwykle, podczas normalnej kariery, to już oznacza koniec szans”.

Valentino Rossi

Valentino Rossi świętujący swoje 9. i ostatnie mistrzostwo świata

Całe grono pokonanych

W drodze do kolejnych zwycięstw i mistrzostw Rossi musiał pokonywać kolejnych rywali. Z niektórymi z nich do dziś się przyjaźni, z innymi relacje poprawiły się po latach, a z jeszcze innymi po prostu darzy się szacunkiem.

Pierwszym z nich był Max Biaggi, z którym Rossi ścierał się zanim jeszcze przyszło im rywalizować w klasie królewskiej. Potem walka tylko przybrała na sile. To właśnie Biaggi w 2001 roku wypchnął go łokciem na wyjściu z zakrętu na Suzuce, tylko po to, by chwilę później Valentino go wyprzedził i pokazał mu środkowy palec. Tajemnicą poliszynela jest też to, że pomiędzy tą dwójką doszło do przepychanki podczas wchodzenia na podium toru w Barcelonie w 2001 roku. Po wszystkim Biaggi twierdził, że „ugryzł go komar”.

Max Biaggi, Valentino Rossi i Sete Gibernau na podium

Max Biaggi, Valentino Rossi i Sete Gibernau na podium

Potem na horyzoncie pojawił się Sete Gibernau, z którym Rossi rozpoczął wojnę jeszcze w 2004 roku. Gdy Valentino ukarano za czyszczenie pola startowego przed GP Kataru, a protest miał złożyć między innymi zespół Gibernau, Włoch rzucił klątwę na rywala. Mówił, że ten nigdy nie wygra wyścigu… i słowa dotrzymał. Robił wszystko, by pokonać Sete, tak jak w ostatnim zakręcie zmagań w Jerez w 2005 roku.

Ostre pojedynki, nie tylko na torze, ale i słowne z Casey’em Stonerem to także historia. Wyścig z toru Laguna Seca w 2008 roku i pamiętny manewr w Korkociągu znają chyba wszyscy fani dwóch kółek. Gdy Rossi zakończył karierę, Australijczyk pisał o rywalu: „Moje osiągnięcia mają większą wartość, bo ścigałem się przeciwko Tobie. Mieliśmy kilka ostrych pojedynków i wiele się od ciebie nauczyłem”.Valentino Rossi vs Casey Stoner na Laguna Seca w USA w 2008Jednym z najsilniejszych przeciwników Valentino był jego wieloletni team-partner Jorge Lorenzo, z którym przecież tak ostro walczył o mistrzostwo w 2015 roku. O ostrych wyścigach między tym duetem można dużo mówić. Słynne GP Katalonii 2009 to nadal jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy pojedynek w historii MotoGP.

Najgroźniejszym rywalem bez wątpienia był jednak Marc Marquez, z którym relacje popsuły się w 2015 roku. Najpierw był ostry pojedynek w Argentynie, potem mocne starcie w Assen, a ostatecznie – saga pt. „Sepang 2015”. „Według mnie coś tracimy, tracimy część MotoGP, być może największą część MotoGP. Valentino zawsze ściągał na tory mnóstwo ludzi, zrobił wiele dobrych rzeczy na torach, jak i poza nimi” – mówił Marquez.

„Wszyscy wiedzą, że nasze relacje nie są najlepsze, każdy ma swój sposób, ale nie mam problemu z tym, by docenić, że tracimy coś wielkiego w MotoGP. Szczęśliwie dla MotoGP, nadal będzie zaangażowany w tę serię, a jeśli przeanalizować jego 25-letnią karierę, to jest to coś specjalnego, unikalnego i legendarnego. Gratuluję mu jego kariery i życzę powodzenia w przyszłości!”Rossi vs Marquez w Assen w 2015 roku

Szybszy niż kiedykolwiek

Na pierwszy rzut oka, chociaż trudno w to uwierzyć, pomimo 42 lat na karku Rossi nigdy wcześniej nie był tak szybki. Problem w tym, że młodsi rywale zrobili ten jeden, często malutki, krok do przodu. To nie Valentino jest wolniejszy, tylko oni szybsi.

W minionych latach wyniki Włocha nie były już tak dobre jak można byłoby tego oczekiwać. Po pamiętnym sezonie 2015, gdy przegrał mistrzostwo o pięć punktów, Rossi nadal był szybki. Rok później znów zdobył wicemistrzostwo, by w kolejnym sezonie zająć piąte miejsce. W 2018 roku ponownie wskoczył do czołowej trójki klasyfikacji generalnej. W problematycznym dla Yamahy sezonie 2019 był siódmy i tylko dwukrotnie stawał na podium.

„W 2018 roku miałem udany sezon, byłem trzeci w mistrzostwach. Nie wygrałem wyścigu, ale zdobyłem dużo punktów. W 2019 dobrze zacząłem, ale potem coś się zmieniło. I szczerze mówiąc, sam nie wiem, co to było” – wyjaśniał Włoch.

Valentino Rossi po raz 199 na podium w Grand Prix – GP Andaluzji 2020

199. i ostatnie podium w karierze Valentino Rossiego

Prawdziwy regres widać było dopiero przed rokiem, gdy w szalonym sezonie w cieniu pandemii Doktor miał nieustanne problemy z przyczepnością tyłu, upadał, a do tego długo pauzował po złapaniu koronawirusa. Już wtedy mówił, że decyzję o startach w 2022 roku podejmie po kilku wyścigach obecnego sezonu.

„W zeszłym roku byłem całkiem mocny. Na początku wywalczyłem podium, byłem piąty. Pod koniec sezonu miałem jednak większe problemy, by utrzymać się z czołówką. Poziom jest bardzo, bardzo, bardzo wysoki. A ci nowi, młodzi zawodnicy zawsze są silniejsi niż poprzednicy. Na początku 2021 roku naprawdę myślałem o kontynuacji w kolejnym sezonie. Musiałem jednak zrozumieć, czy jestem wystarczająco szybki. Niestety wyniki są gorsze niż tego oczekiwaliśmy. W takich momentach zaczynasz myśleć, co dalej” – mówił.Valentino Rossi

Bez szans na starty w swoim zespole

Gdy coraz głośniejsze były plotki o tym, że team Petronas Yamaha SRT szuka kogoś na jego miejsce, pojawiły się kolejne pogłoski: że Rossi mógłby w 2022 roku wystartować w swoim nowoutworzonym zespole Aramco VR46 Racing. Ekipa wystawiać będzie jednak motocykle Ducati, choć długo mówiło się o współpracy z Yamahą. Valentino przyznał jednak, że czułby się źle, niejako „zabierając” motocykle Petronasowi, w którym obecnie się ściga.

„Mocno myślałem o kontynuacji, bo chciałbym startować w swoim zespole. To dobry projekt, jeśli masz przed sobą dwa albo trzy lata. Ale jeśli myślisz, żeby zaliczyć jeszcze jeden sezon, to może ryzyko przewyższa korzyści” – tłumaczył podczas pożegnalnej konferencji prasowej.

Valentino Rossi

Rossi podczas pożegnalnej konferencji prasowej

Czas na cztery koła

Rossi ma już jednak pomysł na życie po MotoGP. Jego miłość do czterech kółek, na których zaczynał swoją karierę, nigdy nie umarła. Po prostu Valentino najbardziej kochał motocykle, a dopiero po nich były samochody. Kiedy tylko mógł, wskakiwał za ich kierownicę. Po testach bolidu Ferrari w 2006 roku był o krok od przejścia do Formuły 1. Ostatecznie pozostał przy MotoGP. Nie powtórzył zatem wyczynu Johna Surteesa, który jako jedyny w historii zdobywał mistrzostwo świata F1 i ówczesnego MotoGP, czyli klasy 500 ccm.

Rossi wielokrotnie startował też w Rajdzie Monzy, siedem razy sięgając po zwycięstwo. Trzykrotnie wziął również udział w rajdach WRC. W międzyczasie próbował swych sił w wyścigach długodystansowych. To właśnie z nimi ma związać swoją karierę po MotoGP. Już teraz mówi się, że Doktor chciałby wystartować w 24-godzinnym, samochodowym wyścigu w Le Mans.Valentino Rossi podczas MotoGP w Assen

Przerost własnej dyscypliny

Gdziekolwiek pojedziesz, nawet w najdalszy zakątek świata, jak powiesz komuś, że startujesz w wyścigach motocyklowych, to odpowie: a, to tam, gdzie Valentino Rossi” – mówili rywale Włocha, wskazując na to, że faktycznie przerósł swoją dyscyplinę.

Valentino Rossi jest i będzie dla MotoGP tym, kim dla Formuły 1 byli Ayrton Senna czy Michael Schumacher, Michael Jordan dla koszykówki, Muhammad Ali dla boksu czy Diego Maradona i Pele dla piłki nożnej. Zresztą to właśnie Argentyńczyk swego czasu kłaniał się w pas Rossiemu i całował go po rękach, a Valentino kilka lat później świętował triumf w GP Argentyny w koszulce argentyńskiej reprezentacji z numerem 10 i nazwiskiem Maradona na plecach.

Przez ćwierć wieku nazwisko Rossi było synonimiczne ze słowem MotoGP. Czasami znaczyło nawet więcej niż dyscyplina, której historia nie ma jeszcze 75 lat. Kariera Włocha trwała dłużej niż któregokolwiek zawodnika w mistrzostwach świata albo w Formule 1.

Nie można nie zauważyć też wpływu, jaki Rossi miał na motocykle. W szczytowym momencie swojej popularności przyciągał przed telewizory całe pokolenia „zwykłych Włochów”. Kochały go matki, dzieci i babcie. Podobnie zresztą jak wszyscy zakręceni na punkcie ścigania się na dwóch kołach z silnikiem pomiędzy nogami.Valentino Rossi„Miałem ogromne wsparcie fanów z całego świata. Czasami trudno to zrozumieć, nawet mi. Nawet dla mnie to trochę zaskakujące, ale to zawsze napawało mnie ogromną dumą. W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim kibicom!” – mówił na pożegnalnej konferencji prasowej.

Cokolwiek się działo, jakiekolwiek wyniki zdobywał, tak zwana Żółta Armia podążała za nim w najdalsze zakątki świata. Swoje triumfy zawsze świętował z kibicami i z wiernym fanklubem, który powstał w roku jego debiutu w Grand Prix. Co prawda ostatnie „cieszynki” Rossiego nie były już tak spektakularne jak na początku kariery, ale kilka z nich zapisało się w historii.

Ucieczka do toi-toia po wyścigu, przebranie się za więźnia, Królewnę Śnieżkę (tak, było też siedmiu krasnoludków – gdy zdobywał siódme mistrzostwo) albo Robin Hooda, jazda na okrążeniu zjazdowym z gumową lalą albo kurczakiem, a do tego partyjka kręgli czy otrzymanie mandatu za zbyt szybką jazdę – to wszystko (i jeszcze więcej) mogli przez lata oglądać kibice.Valentino Rossi„Różnica między mną i wszystkimi innymi świetnymi zawodnikami w historii MotoGP? Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego tak się stało, ale byłem w stanie przyciągnąć wielu ludzi do wyścigów motocyklowych. Beze mnie nie znali motocykli, zwłaszcza we Włoszech. Na początku mojej kariery stało się coś, co było jak zapalenie w ludziach tej iskierki emocji. Jestem z tego niezwykle dumny, bo to coś wyjątkowego” – przyznawał.

Najlepszy w historii

I chociaż nie odchodzi z MotoGP jako urzędujący mistrz świata, jego osiągnięcia są nie do przebicia – przynajmniej przez najbliższe lata. Co prawda nie pobił historycznego wyniku Giacomo Agostiniego, który wygrał 122 wyścigi w latach 60. i 70., ale to Rossi triumfował najwięcej razy w klasie królewskiej.

W sumie Doktor wygrywał 115-krotnie, w tym po raz ostatni w Assen w 2017 roku. 89 z tych triumfów to zwycięstwa w klasie królewskiej. Trzeba pamiętać jeszcze o 235 finiszach na podium, spośród których 199 zdobył w MotoGP. Do upragnionego, dwusetnego „pudła” kilkukrotnie było blisko, ale ta sztuka jeszcze mu się nie udała. Do tego wszystkiego należy też doliczyć 96 najszybszych okrążeń w wyścigu i 65 startów z pole position.

„Miałem długą karierę i szczęśliwie wygrałem wiele wyścigów, spośród których kilka było niezapomnianych. Czasami śmiałem się przez cały tydzień po takim wyścigu! (…) W moim osobistym rankingu najlepszych zwycięstw znajdują się trzy. Pierwsze to Welkom 2004 i pierwszy triumf z Yamahą. Laguna Seca 2008 i walka z Caseyem Stonerem i oczywiście walka z Jorge Lorenzo w ostatnim zakręcie w Katalonii w 2009 roku” – opowiadał, a my do tej listy dodalibyśmy jeszcze co najmniej kilkanaście innych pojedynków.Valentino Rossi i Sete Gibernau w ostatnim zakręcie wyścigu w Jerez w 2005Rossi pozostawia po sobie ogromną spuściznę. Miliony fanów, które prawdopodobnie nie odejdą z dyscypliny pomimo jego emerytury. Własny zespół w MotoGP. Ogromne imperium VR46, produkujące gadżety dla połowy stawki. I przede wszystkim Akademię VR46, której zawodnicy wywalczyli już dwa mistrzostwa świata, a w sumie trójka z podopiecznych Valentino ściga się już w klasie królewskiej.

Chociaż będzie nam brakowało na torach wyścigowych całego świata żółtego koloru, powiewających flag z numerem #46 i skandowania „Vale, Vale, Vale!”, MotoGP będzie trwać. I będzie liczyć na to, że pojawi się następca Valentino Rossiego, który tak jak on będzie potrafił porwać tłumy.

Nam nie pozostaje nic innego, jak cieszyć się tym, że mieliśmy szansę podziwiania na torach MotoGP jednego z największych w historii tej dyscypliny. Grazie, Vale!Valentino Rossi w rodzinnej Tavullii


zdjęcia: MotoGP/Dorna Sports, Yamaha Racing, Petronas Yamaha SRT

KOMENTARZE