Niemalże po roku, Marc Marquez wraca na tor w Jerez de la Frontera, gdzie nabawił się jednej z najgroźniejszych kontuzji w całej swojej karierze. Po wielomiesięcznych oczekiwaniach, Hiszpan ma za sobą pierwszy od dawna wyścig w MotoGP. Sprawdzamy, jak teraz wyglądają jego przygotowania do startów i czy ma szansę na walkę o tegoroczne mistrzostwo.
Na skróty:
Historia zatacza koło
To prawda, że od ubiegłorocznej rundy o GP Hiszpanii nie minął jeszcze rok, bo przez pandemię zmagania odbyły się dopiero w lipcu. Niemniej jednak historia zatacza koło, bo właśnie na torze w Jerez, Marc Marquez nabawił się drugiej najgroźniejszej kontuzji w swojej karierze. Jeszcze w 2011 roku poważnie uszkodził jeden z nerwów oka i nie było wiadomo, czy w ogóle wróci do ścigania. Tym razem było podobnie.
W końcówce wyścigu inaugurującego sezon 2020 Marquez upadł tak niefortunnie, że złamał kość ramienną. To niezbyt częsta kontuzja w wyścigach motocyklowych. Zbyt szybka próba powrotu, infekcja, problemy ze zrastaniem się kości… to już na szczęście historia. Po dziewięciu miesiącach, 28-letni Hiszpan gotowy był do ponownej jazdy na maszynie MotoGP.
„Nie wiedziałem, czy w ogóle wrócę do ścigania” – Marc Marquez
Powrót w GP Portugalii
Lekarze zalecili Marquezowi, by odpuścił starty w obu rundach w Katarze, Marquez w pełni im zaufał. „To było trudne, bo czułem się gotowy. Może nie w stu procentach, ale gotowy” – wyjaśniał podczas konferencji prasowej przed rozpoczęciem zmagań w Portimao.
W międzyczasie medycy musieli go hamować, bo nie spodziewali się, że ich „zgoda na ostrzejsze treningi” wydana w marcu, zostanie potraktowana jako „zgoda na to, żebyś za kilka dni wsiadł na Hondę RC213V-S na torze w Barcelonie, a potem w Portimao”.
Ostatecznie Marc wrócił do ścigania podczas GP Portugalii, po opuszczeniu w sumie 15 wyścigów MotoGP. Niemalże od razu zaszokował wszystkich, pierwszy trening – w trudnych warunkach, na przesychającej nawierzchni – kończąc na trzecim miejscu. „Trudno znaleźć słowa opisujące pierwsze treningi. Czułem, że jestem bardzo, bardzo szczęśliwy!” – mówił z ogromnym uśmiechem goszczącym na jego twarzy.
W sobotę przebrnął przez Q1 i w drugiej części kwalifikacji wywalczył szósty czas! „Wiedziałem, że z każdym dniem będę miał coraz mniej sił” – zaznaczał podczas weekendu na torze Algarve i przyznawał, że wyścig będzie ogromnym wyzwaniem.
Bez wygórowanych oczekiwań
Hiszpan nieustannie przyznaje jednak, że celem jest powrót do bycia tym Markiem, jakim był przed ubiegłorocznymi zmaganiami w Jerez. Dojście do tego to długi proces, a #93 nie zamierza niczego przyspieszać.
Już podczas treningów w Portugalii mieliśmy jednak możliwość podziwiania odrobiny z „dawnego Marka”. Gość walczył z agresywną maszyną tak, jak dawniej. Ratował się przed uślizgiem przodu, nie straszna mu była ślizgająca się, tylna opona. Nie zabrakło psychologicznych gierek z Joanem Mirem w kwalifikacjach, a nawet uderzenia w tył Suzuki z numerem #36 podczas wyścigu.Kluczem w dojściu na szczyt może pozostawać stawianie sobie realnych celów i nie nakładanie zbyt dużej presji. Stawiając przed sobą tzw. małe zadania do wykonania, z każdym krokiem Marc będzie przybliżał się do celu długoterminowego. Na razie może walczyć o powrót do swojego stylu jazdy, do poprawy pewnych elementów na motocyklu, do lepszej jazdy w tym czy tamtym zakręcie danego toru. Wreszcie, by rywalizować o podia i zwycięstwa. Gdy to się uda, przyjdzie czas na walkę o tytuł.
Na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Marquez pozbył się największej wątpliwości, jaka pojawiała się co rusz w jego głowie po drugiej operacji. Postępów w rekonwalescencji nie było widać, a Marquez wątpił nie tylko w to, czy kiedykolwiek wróci do ścigania.
„To było dziewięć miesięcy pełnych wątpliwości. Nie tylko, czy będę się znów ścigał. Zastanawiałem się, czy w ogóle będę mógł jeszcze używać ręki tak, jak wcześniej. Byłem jednak optymistą i sądzę, że to było kluczowe. Zwłaszcza, że ludzie wokół mnie pomagali mi pozostać zmotywowanym i wierzyć, że celem jest powrót do ścigania” – mówił przed rozpoczęciem GP Portugalii.
Spokojna jazda po punkty
W niedzielnym wyścigu Marc świetnie wystartował i wskoczył na trzecie miejsce! Ostatecznie finiszował na lokacie numer siedem, zaledwie 13 sekund za zwycięzcą Fabio Quartararo. Jak przyznawał Hiszpan, wyścig w Portugalii był „największym krokiem w powrocie do formy”.
„Najtrudniejsze były pierwsze okrążenia wyścigu, bo czułem, że nie jestem na swoim miejscu. To tak jak w szkole, gdy grasz w piłkę nożną ze starszymi od siebie. Wyprzedzają cię jak chcą” – wyjaśniał Hiszpan. „Na pierwszych kółkach nie miałem tempa, nie kontrolowałem motocykla tak, jak powinienem. Wszyscy mnie wyprzedzali. Potem jednak byłem spokojny, nie walczyłem, znalazłem swoje miejsce i zacząłem podkręcać rytm krok po kroku. Na koniec wyścigu przejechałem swoje najlepsze okrążenie”.
„Pod koniec goniłem jadącego przede mną Aleixa Espargaro, ale wtedy moje ciało powiedziało >>pas<<. Przez ostatnich sześć okrążeń po prostu siedziałem na motocyklu i starałem się dojechać do mety. Ale finisz był najważniejszy. Kiedy dowiedziałem się, że straciłem tylko 13 sekund do Fabio… to było niesamowite” – dodawał.
„Marzyłem o tym dniu!”
Po zjechaniu do boksu, Marquez nie był w stanie ukryć emocji. „Towarzyszyły mi ogromne emocje. Jestem osobą, która woli trzymać je w sobie, ale kiedy przyjechałem do garażu, gdzie była cała moja ekipa, po prostu coś we mnie pękło. Nie byłem w stanie kontrolować swoich emocji” – mówił.„Od ostatniej jazdy na motocyklu MotoGP minęło mnóstwo czasu. Marzyłem o tym dniu, marzyłem o powrocie i o tym, by ukończyć wyścig MotoGP. To największy krok w moim procesie powrotu do formy”.
„Marzyłem, by znów poczuć się jak zawodnik MotoGP i wreszcie się udało!”
„Po wyścigu byłem bardzo zmęczony, emocje eksplodowały, a ja nie byłem w stanie nic z tym zrobić” – przyznał Marc.
Wrócił i… dał bęcki reszcie zawodników Hondy
Umówmy się, powrót Marqueza nie był tak spektakularny, jak chociażby Jorge Lorenzo w 2013 roku, gdy w Assen w dwa dni po złamaniu obojczyka był piąty. Albo Mick Doohan, który w kilka tygodni od fatalnego złamania nogi i zszycia obu nóg ze sobą, celem uniknięcia amputacji, wystartował w wyścigu.
To siódme miejsce Marka udowadnia jednak, że nie stracił nic z „dawnego Marqueza”, a jedynie potrzebuje czasu, by złapać idealną formę. I pokazuje, w jak złym położeniu jest Honda bez niego w swoich szeregach. Wiadomo, że Hiszpan wciąż musi też dogadać się z motocyklem, bo przez jego długą nieobecność, Honda wyraźnie zmieniła RC213V.Ale to nadal on był najlepszym zawodnikiem japońskiego producenta na mecie… „Ten dupek wrócił i od razu finiszował przede mną” – mówił jego młodszy brat Alex, który zaliczył fatalny start sezonu w barwach LCR Hondy.
Na razie debiutujący w Repsolu Pol Espargaro wywalczył ósme i trzynaste miejsce. Alex Marquez dopiero w Portugalii zdobył pierwsze punkty. Takaaki Nakagami także punktował dopiero w Portimao, gdzie jechał z kontuzją. Honda liczy więc, że Marc szybko dojdzie do siebie i wróci do walki w czołówce.
„Spodziewałem się takiego powrotu w wykonaniu Marka”
Rywale o powrocie Marqueza, i to w takim stylu, wypowiadają się w samych superlatywach. Zauważali, że Portimao to najbardziej wymagający fizycznie tor w całym kalendarzu.
„Stracił trochę ponad 10 sekund do zwycięzcy, a przecież nigdy nie przejechał tu ciągiem 25 okrążeń. A to bardzo wymagający tor, najbardziej wymagający w kalendarzu. Teraz Marc już wie, jak czuje się po wyścigu na trudnym torze” – przyznawał lider generalki Fabio Quartararo.
„Spodziewałem się po nim takiego wyniku! Prawda jest taka, że wszystko wskazuje na to, że Marc jest bliski stuprocentowej formy i zaliczył mocny powrót. To jego pierwsza jazda na Hondzie, która na pewno nie jest tą samą Hondą, z którą się rozstawał. To już sprawia, że zadanie jest trudniejsze, a gdy wziąć pod uwagę problemy fizyczne. Zaliczył świetny powrót i jeszcze był najszybszym zawodnikiem Hondy!” – zauważał obrońca tytułu Joan Mir.
„Myślę, że nie wróciłby, gdyby nie był w stu procentach gotowy. Spodziewałem się, że powalczy o finisz w czołowej dziesiątce. W Jerez będzie jeszcze szybszy, jestem tego pewien” – zaznaczał z kolei Francesco Bagnaia.
Kiedy Marquez wróci do pełni formy?
Marquez jednak zauważa, że sam nie wie, kiedy wróci do pełnej formy. Chociaż kość ramienna zrosła się, to nadal problemem pozostaje niedobór masy mięśniowej. Marc nie może przeciążać ramienia. I jak ujawnił – lekarze postawili mu nawet warunek, co do treningów. Pozwolili mu wrócić do MotoGP, ale za to musiał mocno ograniczyć treningi pomiędzy rundami Grand Prix.
„Muszę mniej ćwiczyć w domu. Teraz pomiędzy wyścigami nie ma mowy o jakiejkolwiek jeździe na motocyklu. Trenuję na siłowni przez trzy albo cztery dni w tygodniu, ale bez dużych obciążeń” – przyznawał. „Kość jest już w dobrym stanie, ale obciążenia, jakim ją poddajemy, muszą stopniowo rosnąć. Nie mogę jej tak mocno przeciążać codziennie. To sprawi, że powrót do pełnej sprawności zajmie więcej czasu”.Marc nie zamierza jednak niczego przyspieszać. „Podporządkowuję się lekarzom, bo to oni dali mi szansę, bym znów jeździł na motocyklu MotoGP”.
Kolejną kontrolę medyczną 28-latek przejdzie już po rundzie w Jerez. Sam przyznaje, że nie wie, czego spodziewać się po kolejnych rundach. Wiele będzie zależało od specyfiki toru, czy jest on wymagający fizycznie, czy nie. „Na ostatnich siedmiu okrążeniach w Portimao nie byłem w stanie dotknąć asfaltu łokciem. Zacząłem jechać dziwnym stylem jazdy. Nie byłem w stanie nic zrobić” – ujawniał.
Czy Marquez ma szansę na mistrzostwo?
Po trzech wyścigach rozegranych w sezonie 2021, Marquez zajmuje 14. miejsce w klasyfikacji generalnej z dorobkiem 9 punktów. Jego strata do liderującego Fabio Quartararo, zwycięzcy dwóch rund, wynosi 52 punkty.
W 2020 roku Joan Mir po trzech rundach miał stratę 48 punktów do lidera generalki. Odrobił je i w trzynastym (z czternastu zaplanowanych) wyścigu sięgnął po mistrzowski tytuł. W sezonie 2017 Marquez po sześciu rundach tracił 37 punktów do liderującego wówczas Mavericka Vinalesa. Odrobił to i zdobył mistrzostwo z przewagą 37 „oczek” nad Andreą Dovizioso.
Doświadczenie nauczyło nas, by w MotoGP nie wykluczać absolutnie niczego. Do końca nadal pozostało sporo wyścigów – nie powiemy dokładnie ile, bo jednak sytuacja z COVID-19 panująca na świecie nadal jest niejasna. Na ten moment w kalendarzu jest jednak jeszcze 16 rund.
Bez względu na wszystko, absolutnie nie wykluczamy, że Marc Marquez nie tylko włączy się do walki o mistrzostwo, ale może i nawet je wywalczy? Nie chcemy jednak, by on sam zaczął myśleć o tym zbyt szybko. Niech wraca na szczyt krok po kroku. Praktyka pokazała już, że przyspieszanie tego procesu może mieć zgubne konsekwencje.
zdjęcia: Repsol Honda Team (HRC), MotoGP/Dorna Sports, Red Bull Content Pool