fbpx

Alex Rins w Motocyklowych Mistrzostwach Świata obecny jest od ponad dekady, a w klasie królewskiej od debiutu w sezonie 2017 reprezentował Suzuki. Wycofanie się japońskiego producenta z MotoGP sprawiło, że Hiszpan trafił na Hondę w barwach teamu LCR. W zaledwie trzecim występie na RC213V wygrał wyścig o GP Ameryk, zgarniając jednocześnie swoje trzecie zwycięstwo w sześciu ostatnich startach. Czy zatem Alex Rins faktycznie może być już uznawany za nową nadzieję Hondy, tym bardziej przy rosnących plotkach o tym, że z HRC jednak pożegna się Marc Marquez? Przypominamy karierę Rinsa i analizujemy, na co jeszcze stać go w sezonie 2023.

Alex Rins urodził się 8 grudnia 1995 roku w Barcelonie i od zawsze związany był z motocyklami. Już jako trzylatek otrzymał w prezencie od rodziców quada… marki Suzuki, z którą potem sięgał po pierwsze sukcesy w MotoGP.

Zanim jednak do tego doszło, mały Alex wkrótce przeskoczył na dwa koła. Jego pierwszym motocyklem był LEM o pojemności 50 ccm. To na nim jego tata uczył go jeździć, zanim Alex rozpoczął pierwsze starty na lokalnym, hiszpańskim podwórku. Wkrótce pojawiły się też pierwsze sukcesy – w 2011 roku, jako szesnastolatek, Rins sięgnął po mistrzostwo Hiszpanii (CEV). To otworzyło mu drzwi do debiutu w Grand Prix.

Alex Rins świętujący mistrzostwo Hiszpanii w 2011 roku. Obok niego między innymi jego obecni rywale z MotoGP: Pecco Bagnaia i Alex Marquez / fot. Repsol

O włos od mistrzostwa Moto3

Alex z marszu dobrze czuł się w Moto3, już w drugiej rundzie w hiszpańskim Jerez de la Frontera zgarniając debiutanckie pole position. Niedługo później, podczas deszczowego GP Francji 2012 na torze w Le Mans, Rins po raz pierwszy stanął na podium. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wyścig rozgrywano w deszczu, a Alex ruszał do niego z… 26. pola startowego! 

Co prawda trzecie miejsce z Francji było jego jedynym w tamtym roku finiszem w TOP3, ale regularna jazda w czołówce sprawiła, że Alex zakończył sezon na piątym miejscu w mistrzostwach. Jednocześnie został też najlepszym debiutantem w Moto3 i podkręcił oczekiwania co do tego, że wkrótce powalczy o tytuł.

Alex Rins pierwszy raz na podium w Grand Prix – GP Francji 2012 klasy Moto3 / fot. Repsol

I faktycznie w 2013 roku Rins walczył o tytuł mistrzowski Moto3 ze swoim rodakiem Maverickiem Viñalesem. Już w drugiej rundzie sezonu – pierwszym w historii GP Ameryk na torze COTA w Teksasie, Alex wywalczył pierwsze zwycięstwo w karierze. Potem zgarnął ich jeszcze pięć, a w sumie w czternastu startach stawał na podium.

Statystyki wskazywały na Alexa, ale walka o tytuł rozstrzygnęła się podczas finału sezonu w Walencji. Tam to „Mack” sięgnął po zwycięstwo, a Rins był trzeci ze stratą zaledwie 0,0187 sekundy (i zaledwie 0,001 sekundy za drugim Jonasem Folgerem). Mistrzostwo przypadło w efekcie Viñalesowi, a Rins musiał obejść się smakiem. 

Na rok 2015 Alex pozostał jeszcze w Moto3, próbując dopiąć swego i zgarnąć tytuł. Przesiadka z KTM-a na Hondę pozwoliła mu jednak na wygranie tylko dwóch wyścigów i dodatkowych sześć finiszów na podium. Efekt był taki, że w mistrzostwach Hiszpan wywalczył lokatę numer trzy, a po mistrzostwo sięgnął jego team-partner Alex Marquez.

Alex Rins vs Alex Marquez podczas finału sezonu 2014 Moto3 w Walencji / fot. Red Bull Content Pool

Szybki, ale bez kropki nad „i”

Po trzech latach w Moto3, Rins przeniósł się do Moto2, dołączając do mistrzowskiego składu Sito Ponsa. Adaptacja do nowej kategorii poszła mu w zasadzie bezboleśnie. Choć to Johann Zarco zdominował sezon 2015, to Alex wygrał dwa wyścigi – w Indianapolis i Australii. Do tego jeszcze ośmiokrotnie finiszował na podium. Tym samym został nie tylko najlepszym „pierwszoroczniakiem” w Moto2, ale też wywalczył tytuł wicemistrzowski. 

Rok 2016 to po raz znów walka Alexa o tytuł mistrzowski z Zarco i kolejne sukcesy. Hiszpan rozpoczął sezon od triumfu w Austin oraz Le Mans, dorzucając do puli jeszcze siedem finiszów na podium. Pod koniec sezonu Rins stracił jednak nieco impetu, co w połączeniu ze zwyżką formy Thomasa Luthiego sprawiło, że Alex ostatecznie w „generalce” był trzeci. Miał już jednak w kieszeni kontrakt na starty w MotoGP w barwach Suzuki.

Alex Rins w Moto2 był szybki, ale do mistrzostwa znów czegoś zabrakło / fot. Red Bull Content Pool

Udany debiut w MotoGP

Rins w 2017 roku przeszedł od MotoGP, łącząc swoje siły z Suzuki. Za team-partnera miał doświadczonego Andreę Iannone. Już w swoim pierwszym wyścigu na GSX-RR Alex sięgnął po solidne, dziewiąte miejsce. Dalszy progres zatrzymała kontuzja – podczas treningów do GP Ameryk w kwietniu upadł on na tyle niefortunnie, że złamał nadgarstek. To wykluczyło go ze ścigania się aż na dwa miesiące, ale gdy wrócił, stosunkowo regularnie punktował. W domowej rundzie Suzuki w Japonii zgarnął świetne, piąte miejsce, a niedługo później podczas finału sezonu w Walencji – był czwarty. 

W pierwszym sezonie w MotoGP (2017) Rins dwukrotnie wskoczył do TOP5 / fot. Suzuki

W 2018 roku Rins udowodnił, że jeśli tylko dać mu lepszy motocykl – może regularnie walczyć w czołówce. Nawet pomimo fatalnego startu nowego cyklu zmagań – nie ukończył pięciu z dziewięciu pierwszych rund – Alex w drugiej części sezonu regularnie walczył o podia. W Argentynie po raz pierwszy w klasie królewskiej finiszował w TOP3, do samego końca walcząc o wygraną. Niedługo później przedłużył umowy z Suzuki na sezony 2019 i 2020. W sumie w ciągu całego roku Alex pięciokrotnie wskakiwał do TOP3 i zgarnął 169 punktów. Dało mu to nie tylko ponad 30-punktową przewagę nad team-partnerem Iannone, ale też piąte miejsce w mistrzostwach.

Alex Rins świętujący w GP Argentyny 2018 swoje pierwsze podium w MotoGP / fot. Suzuki

Postępy z roku na rok

Sezon 2019 rozpoczął się dla Rinsa świetnie, bo od finiszów tuż za podium w Katarze i Argentynie oraz triumfu w GP Ameryk. Co prawda wielu zaznaczało, że gdyby nie upadek Marka Marqueza, zawodnik Suzuki nie zgarnąłby zwycięstwa. Trzeba jednak zauważyć, że w drodze po pierwszy triumf w MotoGP Alex musiał pokonać swojego dawnego idola Valentino Rossiego. Wygrana w Teksasie była jednocześnie trzecią dla Hiszpana na Circuit of the Americas. Dla Suzuki był to z kolei powrót na najwyższy stopień podium w MotoGP po raz pierwszy od czasu wygranej Mavericka Vinalesa w GP Wielkiej Brytanii 2016.

Alex Rins świętujący w Teksasie swoją pierwszą wygraną w klasie MotoGP / fot. Red Bull Content Pool

Rins jednak wcale nie zwalniał tempa, a niedługo później przyszło mu zmierzyć się z Marquezem w walce o wygraną. Duet ten walczył ze sobą o triumf w GP Wielkiej Brytanii i gdy wydawało się, że to Marc będzie lepszy… Alex świetnie wyszedł z ostatniego zakrętu i w sprincie do mety wyprzedził swojego rodaka! W efekcie kibice doświadczyli jednego z najciaśniejszych finiszów w historii klasy królewskiej – zawodnik Suzuki pokonał ówczesnego mistrza świata o zaledwie 0,013 sekundy!

Co prawda rok zakończył z dorobkiem dwóch zwycięstw i tylko trzech podiów, Rins raz jeszcze udowodnił, że w MotoGP niezwykle ważna jest regularność. To dzięki niej wywalczył swój najlepszy wynik na koniec sezonu – czwarte miejsce w mistrzostwach. Do trzeciego Viñalesa zabrakło mu zaledwie sześciu punktów. Pomimo tego, Rins był zadowolony z sezonu 2019 i w naszej rozmowie przyznawał, że i tak wywalczyli z Suzuki więcej, niż mogli na to liczyć.

Alex Rins. MotoGP

Pamiętny finisz GP Wielkiej Brytanii 2019 – Rins wygrywa z Marquezem o 0,013 sekundy!

Pandemiczny rok 2020 okazał się przełomowym, bo w skróconym, szalonym sezonie – zawodnik Suzuki na dobre włączył się do walki o mistrzostwo. I to pomimo tego, że nie wystartował w inauguracji w Jerez po potężnym upadku z kwalifikacji. Hiszpan uszkodził prawy bark, ale już tydzień później wziął udział w GP Andaluzji, także rozgrywanym w Jerez. Na mecie był dziesiąty, zgarniając kluczowe punkty do klasyfikacji generalnej. 

Rins w 2020 roku wygrał jeden wyścig – na torze MotorLand Aragon

W dalszej części sezonu 2020 Rins regularnie punktował, a także wygrał w GP Aragonii swój trzeci wyścig w MotoGP. W międzyczasie jednak był nieco nieregularny – pomijając kontuzję z Jerez, po upadkach nie dojechał do mety w Austrii i Francji. W finale sezonu w Portugalii, po problemach technicznych, zgarnął tylko jeden punkt. 

Alex przez cały sezon spisywał się bardzo podobnie do swojego team-partnera Joana Mira i nie ustępował mu prędkością. Problem polegał na tym, że zanim Alex zaczął walczyć o podium w zasadzie co weekend, Joan zdążył wypracować sporą przewagę punktową w klasyfikacji generalnej. Trzeba przyznać, że mistrzostwo Mira miało dla Rinsa nieco gorzki smak. To w końcu Alex przez trzy lata pracował, by GSX-RR zamienić w mistrzowski motocykl i gdy się to udało – po tytuł sięgnął jego team-partner. 

Alex Rins w sezonie 2020 był trzeci w mistrzostwach, ale… mogło być lepiej

Wzloty i upadki

Niestety, tak jak często walczył w czołówce, tak w kolejnych dwóch sezonach Rins był mocno nieregularny. Po świetnym 2020 roku, w sezonie 2021 typowany był jako jeden z głównych faworytów do mistrzostwa. Zamiast tego regularnie nie dojeżdżał do mety i w efekcie zaliczył rok, o którym każdy chciałby jak najszybciej zapomnieć. Zawodnik Suzuki tylko raz stanął na podium i aż siedmiokrotnie nie zdobywał punktów.

W międzyczasie zaliczył niezwykle pechową kontuzję – podczas jazdy rowerem po torze Circuit de Barcelona-Catalunya wysyłał wiadomość przez telefon i… wjechał w auto dostawcze znajdujące się na torze. Efekt był taki, że Alex złamał nadgarstek i nie wystartował w domowym GP Katalonii. 

Rok 2022 wcale nie układał się lepiej. Po mocnym początku i zgarnięciu podiów w Argentynie i Teksasie, Alex zaliczył upadki w Jerez oraz we Francji. Pomiędzy tymi rundami Suzuki ogłosiło, że wycofuje się z MotoGP po sezonie 2022, a Rins i jego team-partner Mir zaliczyli całkowity zjazd formy. Alex nie ukończył dwóch kolejnych wyścigów na Mugello i w Katalonii, gdzie z toru ściął go Takaaki Nakagami. Kontuzja nadgarstka, której nabawił się w tym wypadku, wykluczyła go też ze startu w Niemczech.

Pech Rinsa w GP Katalonii 2022 / fot. MotoGP/Dorna Sports 

Świetny finisz na Suzuki

W trakcie wakacji Rins podpisał umowę z LCR Hondą na starty na RC213V w sezonie 2023. Jego ówczesny team-partner Mir także trafił do HRC, tyle że do fabrycznego składu Repsola. Niedługo później, w drugiej części sezonu, Alex regularnie punktował. W samej końcówce rywalizacji zamknął usta wszystkim krytykom.

W październiku Rins wrócił na podium i do wygrywania, w mistrzowskim stylu rozgrywając epicki wyścig o GP Australii, który z marszu trafił do grona najlepszych rund MotoGP ostatnich lat. Po piątym miejscu w Malezji, podczas finału sezonu w Walencji Alex postawił kropkę nad „i”. Hiszpan w przepięknym stylu wygrał ostatni wyścig 2022 roku, pozwalając Suzuki na rozstanie się z Grand Prix w najlepszym możliwym stylu – ze zwycięstwem. Cieszyli się wszyscy – nawet rywale producenta z Hammamatsu.

Alex Rins wygrał finał sezonu 2022 MotoGP, zgarniając triumf w ostatnim starcie Suzuki / fot. Monster Energy

Wyjątkowe GP Ameryk… znowu!

Przesiadka na Hondę, która od dawna ma w MotoGP problemy, nie była łatwa. Rins jednak stosunkowo szybko odnalazł się na RC213V i notował zimą czasy podobne do tych Marka Marqueza. W międzyczasie wprowadził też kilka zmian w swoich treningach i diecie. Rins został wegetarianinem, a także postawił na jeszcze mocniejszy trening mentalny. Przed inauguracją w Portugalii przyznawał, że w zasadzie dopasował się już do motocykla. Jedyne, czego brakowało, to po prostu postępów Hondy, która sezon 2023 rozpoczęła ze stratą około pół sekundy na okrążeniu do liderów.

Przed sezonem 2023 Alex dołączył do składu LCR Honda prowadzonego przez Lucio Cecchinello

Inauguracja w Portugalii nie poszła po myśli Rinsa, który po problemach w kwalifikacjach i tak był w stanie finiszować na dziesiątym miejscu. Był przy tym najlepszym zawodnikiem Hondy, podobnie zresztą jak tydzień później w Argentynie. Na torze w Termas de Rio Hondo, gdzie pięć lat wcześniej zgarnął pierwsze podium w MotoGP, Alex miał szanse na solidny wynik. Przewodził grupie walczącej o piąte miejsce, tylko po to, by ostatecznie – po problemach z parującym wizjerem kasku – finiszować na tylko dziewiątej lokacie.

Alex Rins stosunkowo szybko dostosował się do Hondy / fot. Monster Energy

Niepowodzenie z GP Argentyny 27-latek odrobił sobie jednak z nawiązką w miniony weekend podczas GP Ameryk. Już przed startem trzeciej rundy sezonu niektórzy typowali Alexa na czarnego konia na COTA – w końcu w przeszłości wygrywał tam trzykrotnie, a przed rokiem stał tam na podium. Nie było jednak wiadomo, jak mocno Honda będzie odstawała od Ducati – nawet na sprzyjającym sobie torze.

Rins zaskoczył jednak już w piątek, zgarniając trzecie miejsce w drugim treningu i gwarantując sobie bezpośredni awans do Q2. Przy okazji wygrał zakład z jednym z członków swojego zespołu i za karę… Alex zgolił mu włosy. W kwalifikacjach Hiszpan był o krok od pole position, ostatecznie ustępując jedynie urzędującemu mistrzowi Pecco Bagnaii. W sobotnim Sprincie zawodnik LCR Hondy był drugi, przegrywając jedynie z Włochem, ale jednocześnie bez większych problemów pokonując resztę rywali. 

Rins w sobotę w Austin zamienił drugie pole startowe w drugie miejsce w Sprincie / fot. LCR Honda CASTROL

Nikt jednak nie spodziewał się tego, co wydarzy się w niedzielę. Rins startował z drugiego pola, a jego team LCR Honda po cichu liczył na podium. Gdyby się udało, byłoby to setne „pudło” w historii zespołu, który w 1996 roku założył Lucio Cecchinello. „Kiedy po raz pierwszy odwiedziłem siedzibę teamu LCR jeszcze zimą, Lucio oprowadzał mnie i powiedział, że team ma na koncie 99 finiszów na podium. Odpowiedziałem mu, że bardzo dziękuję za nałożenie na mnie dodatkowej presji” – mówił już w niedzielę Alex.

Po starcie wyścigu Rins trzymał się za liderującym Bagnaią, który co prawda zyskiwał nieco w trzecim i czwartym sektorze, ale w dwóch pierwszych zawodnik Hondy niwelował całą przewagę Włocha. I w momencie, gdy w połowie dystansu Pecco urwał się na ponad pół sekundy… niespodziewanie upadł w pierwszej, krętej sekcji toru. Tym samym Alex objął prowadzenie w wyścigu i miał blisko dwusekundową przewagę nad walczącym o drugie miejsce duetem Fabio Quartararo i Luca Marini. „Kiedy Pecco upadł, a ja zorientowałem się, że prowadzę, nieco mnie to zdekoncentrowało, popełniłem błąd i straciłem nieco czasu” – przyznawał po wszystkim.

Alex Rins w drodze po triumf w GP Ameryk 2023 / fot. Red Bull Content Pool

Potem Rins nie popełniał już błędów i trzymał świetne tempo, dzięki czemu na mecie miał ponad trzysekundową przewagę nad drugim Marinim. Tym samym nie tylko wygrał po raz trzeci w sześciu ostatnich startach, ale też zgarnął swoje pierwsze zwycięstwo na Hondzie… która nie triumfowała od czasu GP Emilii Romanii w 2021 roku. Passę 539 dni bez zwycięstwa przerwał dopiero Rins.

Rins wygrywa po raz pierwszy na Hondzie! / fot. LCR Honda CASTROL

W mieście jest nowy Szeryf – Alex Rins wygrał po raz czwarty w karierze na COTA Rins wygrywa po raz pierwszy na Hondzie! / fot. LCR Honda CASTROL

Jeszcze dłużej na zwycięstwo czekał team LCR, którego ostatnia wygrana w MotoGP to triumf Cala Crutchlowa w GP Argentyny 2018, a podium – GP Australii 2019 (także z Crutchlowem). Przy okazji spełniło się marzenie Cecchinello – jego zespół zgarnął jubileuszowe, setne podium w swojej historii!

Alex Rins wygrywa pierwszy raz na Hondzie, a jego team LCR świętuje setne podium w swojej historii / fot. Monster Energy

Na co stać Rinsa w sezonie 2023?

Rins udowodnił, że na Hondzie czuje się naprawdę nieźle i nie tylko Marc Marquez jest w stanie wycisnąć z tego motocykla absolutne maksimum. Może okazać się, że Alex będzie nową nadzieją Hondy na to, by zbudować bardziej uniwersalny motocykl i… dać jej plan awaryjny na wypadek odejścia Marqueza. Coraz głośniej mówi się o tym, że Marc – wyraźnie niezadowolony z tego, że RC2123V nie daje mu szans walki o mistrzostwo – może zmienić otoczenie. I to niekoniecznie dopiero po sezonie 2024, gdy skończy się jego kontrakt z Hondą.

Po trzech pierwszych rundach sezonu 2023, Alex Rins niespodziewanie zajmuje świetne, trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Do końca pozostało jednak osiemnaście rund Grand Prix, spośród których tylko kilka rozegranych zostanie na torach, które w teorii powinny nieco bardziej „leżeć” Rinsowi i Hondzie. Jednym z atutów Rinsa była w poprzednich latach równa jazda i jeśli będzie wystrzegał się niepotrzebnych błędów, faktycznie może regularnie zgarniać solidne punkty. A poza tym, wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że w MotoGP wiadomo tyle, że nigdy nie można być niczego do końca pewnym.

Australijskie „shoey” Hiszpana Alexa Rinsa na torze w Teksasie / fot. LCR Honda CASTROL


Zdjęcia: Repsol, Red Bull Content Pool, Suzuki, Monster Energy, LCR Honda CASTROL

KOMENTARZE