fbpx

Pewnie wiele osób widziałoby ją w roli „kury domowej”, bo cóż pozostało, kiedy jest się mamą na pełen etat, a do tego ma się niepełnosprawne dziecko. O determinacji, pasji i o tym, że chcieć, to móc, rozmawiamy z Kasią „Katiną” Wesołowską.

Żaneta Lipińska: Jesteś mamą na pełen etat. Twoja córka jest niepełnosprawna, więc na pewno nie jest to łatwe…

Kasia „Katina” Wesołowska: Od ponad trzynastu lat jestem mamą niepełnosprawnej Claudii. Claudia, mimo swojej niepełnosprawności, wnosi w moje życie bardzo wiele uśmiechu. Większość osób zna mnie od tej strony: silnej i niezależnej oraz pomocnej innym. Jednak czasem pojawia się ogromny żal, łzy, poczucie bezradności i pytanie, dlaczego nie może być normalnie. Często patrzę z niedowierzaniem, jak inne mamy narzekają na ciężki los… A ja myślę o tym, co się stanie z moim dzieckiem, gdy nas już nie będzie. Nie chcę, by Claudia czuła, że jest inaczej. Zawsze myślałam tylko o niej. Jednak przyszedł moment, w którym powiedziałam sobie, że przydałoby się też pomyśleć o sobie. Cztery lata temu pojawiły się w naszym życiu motocykle i stały się najlepszym antydepresantem, jaki może być.Ż.L.: Claudia jest stałą bywalczynią toru i nie da się ukryć – lubi dźwięk silników. I mam wrażenie, że miłośnicy bydgoskiego toru odwdzięczają się za jej pasję.

K.W.: Bardzo lubi jeździć na tor i jest z nami zawsze. Wydaje mi się, że gdyby tylko miała taką możliwość, wsiadłaby i jeździła z nami. Często, stojąc obok zgaszonego motocyklazaczepia innych, aby go odpalili. Im głośniej, tym lepiej! Muszę przyznać, że od samego początku naszej przygody z torem uczestnicy treningów bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli.Nie myślałam, że faceci mogą mieć tyle empatii. Już po pierwszym spotkaniu łezka mi się zakręciła, gdy witając się z nami przywitali się z Claudią. Torowicze są również zaangażowani w zbiórkę nakrętek i wszelaką pomoc: pomogą znieść wózek, zadzwonią, zapytać co u nas, oddają 1% podatku na wsparcie Claudii. Ktoś zaprojektuje i wydrukuje ulotki, ktoś je rozniesie.

Ż.L.: Jak to się stało, że zaczęłaś jeździć na torze?

K.W.: Mój mąż – Michał – kupił Suzuki GSX-R 600 K1. Kiedy zobaczyłam, jak przeglądał ogłoszenia, byłam wściekła, a gdy kupił motocykl bez mojej wiedzy, od razu powiedziałam, że zwariował i ma wybierać: albo on, albo ja. Kolejne tygodnie były ciche, ale po miesiącu Michał miał urodziny i bardzo chciał pojechać na tor. Bardzo wiele mnie to kosztowało, ale postanowiłam się przełamać i z nim pojechać. 

Po pierwszej wizycie na Kartodromie w Bydgoszczy byłam zszokowana życzliwością i umiejętnościami przyjeżdżających tam motocyklistów. Oczywiście, jeździliśmy na każde spotkanie, a ja, im więcej patrzyłam, jak chłopcy jeżdżą, tym bardziej sama tak chciałam. W końcu powiedziałam mężowi, że chcę spróbować.Jeździłam po prostej w tę i z powrotem i cieszyłam się jak małe dziecko. Pierwszy raz w życiu poczułam się wolna i pozbawiona wszelkich problemów. Wtedy postanowiłam, że chcę wjechać na tor. I wjechałam! Po pierwszych próbach na Kartodromie, w kolejnym sezonie przyszedł czas na inne tory.

Ż.L.: Pamiętam! To było całkiem niedawno! Przyszłaś na kartodrom, nie miałaś prawka i ledwo trzymałaś równowagę na motocyklu. Kiedy „załapałaś” i zaczęłaś wymiatać?

K.W.: Zawsze lubiłam szybką jazdę i szybkie auta, ale nigdy bym nie powiedziała, że polubię motocykle. Z motocyklami to trochę historia od nienawiści po bezgraniczną miłość. Prawka nie mam nadal, ale po ulicach nie śmigam. Co do mojej jazdy, postępy z pewnością zawdzięczam wielu osobom z toru, które mnie wspierały i dawały wskazówki. A gdy mój mąż jechał do pracy, chłopcy z zaangażowaniem sami proponowali przewóz motocykla i opiekę nad Claudią w czasie sesji. 

Tak naprawdę to oni mnie nakręcili i pokazali, że mogę jeździć lepiej. Obserwowałam najszybszą grupę z fascynacją i myślałam, że fajnie by było tak jeździć. Wszyscy mnie nagrywali z każdej perspektywy,aby mi pokazać, jakie robię błędy i jak mam jeździć, a ja wszystko analizowałam i pojawiały się kolejne postępy. Cały sezon uczyłam się prawidłowej pozycji, jednak im bliżej było końca sezonu, tym bardziej chciałam sprawdzić się na czas. Mało realne było, żeby podczas nauki od zera przez jeden sezon zrobić wynik zbliżony do jednej minuty. A tymczasem udało się! Zakończenie sezonu 2017 z czasem 1:00! Sezon 2018 przyniósł nowy sprzęcik i kolejne progresy. Ciągłe nagrywanie i analiza. Kolejna motywacja pojawiła się, gdy otrzymałam na Time Attack statuetkę „Będę szybsza”!

Zrobiłam wtedy czas poniżej minuty (57 s)! To było jak grom z jasnego nieba. Cieszyłam się ogromnie i postanowiłam, że chcę być szybsza i nie odstawać od facetów. Sezon 2019 ukończyłam z czasem 53 sekundy na Kartodromie, a na torze w Poznaniu 1:49.

Ż.L.: Dużo dziewczyn (i nie tylko ich) boi się jazdy na torze. Jak byś je przekonała?

K.W.: Powiem krótko. Nie bójcie się! Tor kształtuje umiejętności, które można później wykorzystać na ulicy, ale to również dobra zabawa i wspaniali ludzie. Każdy z nas lubi czasem poczuć się jak duże dziecko, a tor nadaje się do tego idealnie.

Ż.L.: Kartodrom stał się waszym drugim domem?

K.W.: Po wszystkim, co w życiu przeszliśmy, tory z całą pewnością są naszym miejscem na ziemi, a Kartodrom jest nam bardzo bliski – jest w naszym mieście i to tutaj stawialiśmy swoje pierwsze kroki motocyklowe. Gdybym mogła tam zamieszkać, rano siedziałabym na trawie w środku toru i jadła śniadanie, a później jeździła do upadłego i tak każdego ciepłego dnia.

Od samego początku zaczęłam pomagać w organizacji jazd i wydarzeń „Poniedziałki i Środy Motocyklowe” z Panem Zbyszkiem Ginterem. Bardzo bym chciała, by jak najwięcej ludzi przyjeżdżało na nasz bydgoski Kartodrom i ćwiczyło swoje umiejętności tak, jak my.

Ż.L.: Czy spotykałaś się tylko z przejawami wsparcia i sympatii?

K.W.: Musiałbym skłamać. Ale nie uważam, że fakt, iż jeżdżę motocyklem na torze, czyni mnie gorszą mamą. Być może kojarzy się to z czymś ekstremalnym, niebezpiecznym, a może nawet nieodpowiedzialnym. Ale kto tego spróbował, wie, że tak nie jest. To pasja, jak każda inna: rozwija, kształtuje. A mamą chyba stałam się lepszą: mogę się zresetować i naładować baterię. A uwierzcie, potrzeba mi sił.

Ż.L.: Dla mnie jesteś przykładem, że chcieć, to móc. Mimo przeciwności pokazujesz, że ograniczenia są tylko w głowie.

K.W.: Dokładnie tak. Sami stwarzamy sobie bariery nie tylko na torze, ale również w życiu. Dlatego nie potrafimy się z niego w pełni cieszyć. Życie jest jedno i trzeba je tak przeżyć, by każda chwila była dla nas pełnowartościowa. A gdy zaczynacie narzekać, przypomnijcie sobie naszą historię. Chcieć, to móc i z tym przesłaniem was zostawiam. Do zobaczenia na torach! 

 

KOMENTARZE