fbpx

O ekologii mówi każdy i wszędzie, ale często jest to gadanie dla samego gadania. Tymczasem Motul, wprowadzając ostatnio serię olejów z zawartością regenerowanych baz, zrobił krok, który z pełną odpowiedzialnością możemy nazwać „proekologicznym”.

Oleje silnikowe i nie tylko, to dość ciężki temat dla środowiska. Lepiej żeby utylizacja takich chemikaliów nie wymykała się spod kontroli i nie była przeprowadzana na „chłopski rozum”. Pokazuje to chociażby historia miasteczka Times Beach w Missouri. W latach 70. XX w. lokalny przedsiębiorca, zajmujący się utylizacją starego oleju silnikowego stwierdził, że przepracowany olej świetnie nada się do walki z kurzem unoszącym się z dróg gruntowych. Umowa z władzami podpisana, kasa płynie, kurzu nie ma, więc wszyscy szczęśliwi? Nie do końca. Chwilę potem okazało się, że przez skażenie terenu konie zaczęły umierać, ludzie chorować, a mieszkańcy musieli zostać ewakuowani. Times Beach do dziś uznawane jest za wymarłe miasto, tzw. Ghost Town.

Na szczęście dziś mamy inną świadomość i z przepracowanymi środkami smarnymi robimy lepsze rzeczy, niż rozpylanie ich na szutrówki. Obecnie taką chemię odbiera się od warsztatów lub PSZOK (Punkt Selektywnej Zbiórki Odpadów), by następnie nadać jej nowe życie. Metod na to jest kilka. Najprostszą jest oczywiście proste filtrowanie z zanieczyszczeń. Jest to jednak metoda, która daje kiepskie rezultaty pod względem jakości oleju, dlatego wykorzystuje się go wyłącznie do produkcji środków smarnych czy płynów hydraulicznych co do których wymagania nie są wygórowane. Natomiast poddając zużyty olej silnikowy bardziej zaawansowanym procesom regeneracji, można z niego uzyskać pełnoprawną bazę olejową o parametrach równych tej „dziewiczej”. Z baz uzyskanych taką metodą, Motul stworzył swoją nową linię olejów NGEN 5 i NGEN 7, które są odpowiednikami popularnych serii 5100 i 7100.

Sytuacja bez przegranych

Kiedy Motul podzielił się informacją, że do oferty wprowadza oleje z regenerowaną bazą, odzew społeczności motoryzacyjnej był bardzo różny. Pojawiało się wiele krytyki, że jak to używany i brudny olej, że w życiu nie zaleję przepracowanego oleju do swojego motocykla itd. Obawy to rzecz ludzka, ale zagłębiając się w proces produkcji tego oleju, można zmienić zdanie. Po pierwsze nie jest tak, że każda beczka starego oleju posłuży do wytworzenia regenerowanej bazy. Ich zawartość jest sprawdzana specjalnymi testerami i mieszanki oleju silnikowego np. z płynem chłodniczym czy hamulcowym są odrzucane. Wybierany jest wyłącznie czysty olej. Następnie zostaje on poddany aż 10 etapom regenerującym.

W ich wyniku ze 100 litrów przepracowanego oleju, otrzymuje się 65 litrów regenerowanego oleju bazowego. Pozostałe 35% objętości stanowią m.in. olej napędowy czy bitumeny, które też mogą dostać drugie życie w innej dziedzinie. Procesy przy regeneracji bazy olejowej są więc równie zaawansowane co przy produkcji nowego, dziewiczego pozyskiwanego z ropy naftowej. Ta swoją drogą też przecież nie jest szczególnie czysta po wydobyciu z ziemii. Różnica jest jednak taka, że regenerowana baza generuje mniej zanieczyszczeń w trakcie produkcji, bo odchodzi proces jej wydobycia z ziemii, a ponadto po prostu wykorzystuje olej już będący w obiegu. Naszym zdaniem to jest przykład realnego działania proekologicznego, zwłaszcza, że jest to sytuacja na której zyskuje każdy – środowisko mniej obrywa, a my, czyli odbiorcy dostajemy i tak wysokiej jakości olej.

Regenerowana jest tylko baza, nie cały olej

To co warto przy tym wszystkim zaznaczyć, to że w olejach Motul NGEN 5 i 7 regenerowane są tylko bazy olejowe, które składają się na 80% gotowego oleju silnikowego. Pozostałych 20% stanowią dodatki uszlachetniające, które oczywiście są nowe. I co jest ciekawe – regenerowana baza jest odrobinę droższa w zakupie niż całkowicie nowa. Ciekawe też było stwierdzenie specjalisty z Motul Polska, który na prezentacji powiedział nam, że równie dobrze mogliby nie komunikować tego, że wykorzystali „eko-bazę”, bo jej właściwości nie odbiegają niczym od bazy świeżej. Zwłaszcza, że w przypadku olejów NGEN podczas testów API i JASO, uzyskano lepsze parametry niż w przypadku 5100 i 7100. Poprawa została odnotowana w zakresie trwałości i reakcji silnika na zmianę obrotów. Udało się to za sprawą niższego oporu dynamicznego i większej odporności na ścinanie, jakimi charakteryzuje się regenerowana baza. Akurat takiego obrotu spraw się nie spodziewałem.

Choć zmieniły się skład i nazwa olejów, tak nie zmieniło się zastosowanie nowych produktów Motula. NGEN 7, czyli odpowiednik 7100, wciąż przeznaczony jest do bardzo mocnych motocykli jak np. hyper nakedy, supersporty i superbike’i, używanych na drodze. Wśród olejów Motul przeznaczonych do drogowych motocykli jest to najwyższa półka, wyżej jest tylko wyczynowy 300V. Świadczą też o tym normy, jakie spełnia NGEN 7, czyli JASO MA2 oraz API SN (nowa, bardziej wyśrubowana norma). Za takimi osiągami stoi wspomniana już w pełni syntetyczna baza wzbogacona dużą ilością estrów. Do mniej wysilonych motocykli natomiast przeznaczony jest nieco tańszy, ale wciąż w pełni syntetyczny, wzbogacony estrami NGEN 5 spełniający normy API SM i JASO MA2.

Regenerowane bazy mogą być przyszłością

Oleje silnikowe oparte na regenerowanej bazie olejowej choć wciąż są nowością, to zdarzają się już na rynku, ale tylko w wybranych krajach. Motul natomiast wprowadza serię NGEN 5 i 7 na wszystkie rynki, gdzie jest obecny i będzie to produkt z regularnej oferty. Mamy przeczucie graniczące z pewnością, że w tym kierunku będzie szła większość producentów, bo i dlaczego nie. Naszym zdaniem jest to bardzo korzystny kierunek dla środowiska, a my przecież też na tym nie stracimy. 

KOMENTARZE