fbpx

Przez ponad 20 lat produkcji Suzuki DR-Z 400 udowodniło, że nie ma bardziej udanego dual sporta. Niestety od wielu lat model ten nie jest u nas oferowany, choć według niektórych plotek ma się to zmienić. Choć są to wieści wspaniałe, to podchodzę do nich z dystansem, a oto dlaczego.

Połączenie trwałości, osiągów, stosunkowo niskiej wagi, niesamowitej wszechstronności i dzielności terenowej chyba żadnemu producentowi nie wyszło tak jak Suzuki podczas tworzenia DR-Z 400. Ten motocykl jest dla mnie definicją dual sporta. W weekendy sprosta większości endurowym fantazjom, w tygodniu dowiezie Cię do pracy, a jak założysz mu odpowiednie koła, to i na torze czy w stuntach może wymiatać. Przy tym możliwość naprawy młotkiem i interwały serwisowe jak w dużym turystyku do dziś są niedoścignione w tej klasie.

Nie dziwi więc, że tak za nim tęsknimy i nie dziwi też, że ten motocykl od 24 lat jest sprzedawany właściwie bez zmian. Tak, „drezyna” wciąż jest sprzedawana na rynkach amerykańskich czy azjatyckich. Z Europy niestety zniknęła dość dawno z tych samych powodów co zazwyczaj – małe zainteresowanie zakupem nowych egzemplarzy, nie dawało Suzuki podstaw do dostosowania DR-Z 400 do obecnym norm EURO. Dziś w dobie powrotu popularności jazdy terenowo-turystycznej być może jest szansa dla takiego motocykla. Szczerze bardzo bym sobie tego życzył. Dlatego ucieszyłem się, gdy zaczęły docierać do mnie pogłoski o tym, że może powstać nowa wersja tego wspaniałego enduro.

Co na razie wiemy

Według aktualnie krążących doniesień, nowy model miałby się nazywać DR4S, co tworzy domysły na temat jednostki napędowej. Hipotetycznie miałaby to być jednocylindrówka stworzona na bazie dwucylindrowej osiemsetki, którą Suzuki już stosuje. Mówiąc w uproszczeniu, mogłaby to być połówka silnika obecnego w V-Stromie 800, GSX-8S czy GSX-8R. Można się zatem spodziewać, że moc takiego silnika mieściłaby się w granicach 45-47 KM, żeby spełnić wymagania kat. A2 – a przynajmniej logika podpowiada, że Suzuki mieszcząc się w tych granicach, dużo by zyskało. Po pierwsze zwiększyłaby się grupa potencjalnych odbiorców, a po drugie trwałość silnika i interwały serwisowe przy tej mocy byłyby na przyzwoitym poziomie.

Choć nie da się ukryć, że jak na jednocylindrową czterysetkę, to jest to bardzo duża moc i nie byłoby dziwnym zmniejszenie jej do okolic 35-40 KM. To uczyniłoby ją bardziej pancerną, a wciąż wystarczająco mocną. Jeśli bowiem nowa „drezyna” zostanie zaprojektowana w tym samym duchu co poprzedniczka, to można się spodziewać wagi w okolicach 140-150 kg z płynami. Niespodzianek raczej nie będzie można oczekiwać w kwestii podwozia. Podwójna kołyskowa rama, pewnie aluminiowa i wahacz z tego samego materiału wydają się być najrozsądniejsze. Fajnie, gdyby skorzystano z podzespołów obecnych już w wyczynowych RM-Z, nawet tych sprzed lat. Drugie życie mogłyby dostać amortyzatory i hamulce z RM-Z, nawet tych starszych. Choć zmiany będą tu konieczne, bo jazda na betonowym zawiasie, z crossówki raczej nie będzie przyjemnością w przypadku „drezyny”.

Problemem jest skąd to wiemy

Na „plotkarskich” szkicach widać też nadwozie przeniesione niemalże żywcem z obecnych RM-Z. Jedyne co je różni to lampa w stylu obecnych modeli Suzuki. Nie przywiązywałbym jednak zbytnio uwagi do tego wyglądu. W ogóle wszystkie te plotki o tym, że Suzuki DR4S nadchodzi, potraktowałbym raczej jako fantazję. Skąd mój sceptycyzm? Otóż pojawił się, gdy zobaczyłem, że informacja ta wyszła od japońskiego magazynu „Young Machine”. Jest to tytuł, którego działalność właściwie oparta jest na tworzeniu takich fantazji. To oni uszyli plotki o tym, że aktualna Hayabusa miałaby mieć turbodoładowany silnik 1400 ccm, a poprzednia Honda Africa Twin miała być 850-tką itd. To tylko takie jaskrawe przykłady z ostatnich lat, ale już wiele razy naciąłem się, że są to plotki wyssane z palca, podszyte tekstami „nasze źródło donosi”, „dowiedzieliśmy się od człowieka blisko związanego z marką” itp.. Czasem zdarzy im się napisać coś zgodnego z prawdą, ale nie zmienia to faktu, że niebezpiecznie blisko im do tabloidu.

Bardzo chciałbym, żeby to co redaktorzy „Young Machine” napisali czy też „dowiedzieli się” o nowej DR4S było prawdą. Wierzę, że jest możliwe, że Suzuki nas czymś zaskoczy, bo widać, że marka dostała ostatnio potężny zastrzyk energii do działania. Natomiast zastanawiam się, czy ich następnym krokiem będzie właśnie „drezyna” w takiej formie. Jeśli już to obstawiałbym bardziej coś w stylu turystycznej rajdówki jaką zrobiło Kove ew. konkurenta dla Tenere 700, bo na takie motocykle obecnie jest rynek. Może wychodzę na marudę, ale nie wiem czy w Europie spartański dual sport, który pewnie będzie kosztował ok. 50 tys. zł będzie miał szansę na zaistnienie. A wątpię, żeby w dzisiejszych czasach motocykl równie udany jak DR-Z, mógł kosztować mniej. Bardzo chciałbym się mylić i choć trzymam kciuki, to jestem też realistą. Na szczęście fantazjować nikt nam nie zabroni, a nóż widelec Suzuki zobaczy, że jest głód „drezyny” wśród ludzi i wprowadzi nowy model? Jeśli tak, to w momencie premiery przeproszę za mój sceptycyzm przy pierwszej możliwości.

KOMENTARZE