fbpx

Przyznajemy, że nadal nie możemy otrząsnąć się po wydarzeniach, jakie miały miejsce podczas rundy MotoGP na torze Mugello. Śmierć zaledwie 19-letniego Jasona Dupasquiera z klasy Moto3 odbiła się szerokim echem w świecie sportów motorowych. A my naprawdę mamy nadzieję, że niektórzy w końcu wyciągną wnioski z włoskich wydarzeń i przy kolejnym wypadku w MotoGP – oby nie śmiertelnym! – wykażą się o wiele lepszym wyczuciem i empatią.

Ten sezon był drugim rokiem startów Jasona Dupasquiera w Motocyklowych Mistrzostwach Świata. Po trudnym debiucie w 2020 roku, w tym sezonie wraz z ekipą Prüstel GP zrobił kolosalne postępy. Finiszował w punktach w każdym z pięciu wyścigów, w których wziął udział. Najlepszym rezultatem było siódme miejsce wywalczone w zmaganiach w Jerez, które to zresztą ukończył zaledwie sekundę za zwycięzcą. Pierwszy finisz Jasona na podium był tylko kwestią czasu…

Niestety, podczas zmagań na Mugello, w samej końcówce drugiej części kwalifikacji Moto3 Dupasquier upadł na wyjściu z dziewiątego zakrętu. Wraz z nim w wypadku udział brało jeszcze dwóch zawodników. Sesję od razu przerwano, a Szwajcarowi przez dłuższy czas udzielano pomocy na torze, skąd przetransportowano go helikopterem do szpitala we Florencji. Pomimo usilnych starań lekarzy walczących o zdrowie 19-latka, w niedzielę stwierdzono śmierć pnia mózgu. W obecności najbliższej rodziny i przyjaciół, Jasona odłączono od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe.Jason DupasquierChociaż w kwestiach ochrony zdrowia zawodników FIM dokonała ogromnych postępów, a sporty motocyklowe nigdy nie były tak bezpieczne jak teraz, tego typu wypadków nie da się uniknąć. Tak jak w przypadku Marco Simoncellego w 2011 roku, tak i tym razem doszło do wypadku, w którym jeden zawodnik upada przed drugim. Śmierć Jasona jest pierwszą w Grand Prix od 2016 roku. Wtedy Luis Salom zmarł w wyniku obrażeń odniesionych w upadku podczas treningu Moto2 w Katalonii.

W 72-letniej historii Motocyklowych Mistrzostw Świata, podczas rund Grand Prix życie straciło 104 zawodników. Warto jednak zauważyć, że w latach 1989-2021, głównie dzięki poprawie kwestii bezpieczeństwa, śmierć poniosło „tylko” ośmiu zawodników.

Kontrowersyjny start MotoGP

Wypadek Dupasquiera od razu wzbudził kontrowersje, nie tylko w paddocku MotoGP. I nie chodziło tutaj o obwinianie kogokolwiek o upadek. Dość powiedzieć, że ogromne wsparcie otrzymał przede wszystkim Ayumu Sasaki, który to jechał w felernym momencie tuż za Jasonem.

Problemem było co innego. Po pierwsze, w zaledwie kilka minut po tym, jak helikopter z Jasonem na pokładzie odleciał z toru Mugello, rozpoczęła się czwarta sesja treningowa MotoGP. Delikatnie rzecz ujmując, zawodnicy byli źli, że w zasadzie nakazano im jazdę zaraz po tragicznym wypadku, kiedy nikt nie wiedział, w jakim stanie jest Jason.

Fabio Quartararo i Pecco Bagnaia przyznawali wprost, że byli tak zdekoncentrowani, że od razu po wyjeździe na tor popełniali błędy. „Musisz się zresetować i rozpocząć sesję, ale to nie było łatwe. Gdy tylko wyjechałem na tor, od razu popełniłem błąd. W ogóle nie byłem skupiony, nie było łatwo” – mówił Francuz. Aleix Espargaro dodawał że „w ogóle nie miał motywacji, by jeździć”.

Zdecydowanie ostrzej wypowiadał się Danilo Petrucci, który mówił: „Dużo rozmawiamy o bezpieczeństwie, ale… Widzisz zawodnika leżącego na torze, a w trzy minuty po tym, jak zabrano Jasona z toru, jeździliśmy w tym samym miejscu. Była tam nawet flaga w żółto-czerwone pasy, która mogła wskazywać, że zostało tam coś, nie wiem, może po sprzęcie, którego używano do ratowania mu życia. Odlatuje helikopter a my chwilę później wyjeżdżamy na tor. Jakby nikt się nie przewrócił, nikt o tym nie wiedział, jakby nic się nie stało…”

 „Trudno zrozumieć, że chwilę po takim wypadku wsiadasz na motocykl i jeździsz z prędkościami 350 km/h myśląc o tym, że to był jego czas, ale następnym razem to może być mój czas. Może chwila na refleksję byłaby zdecydowanie lepsza” – dodawał Petrux.

Timing najgorszy z możliwych

W niedzielę FIM ogłosiło śmierć Dupasquiera na kilkanaście minut przed rozpoczęciem wyścigu klasy Moto2. Zawodnicy byli już na polach startowych. Wyścigu nie odwołano, a zawodnicy po wszystkim cieszyli się z sukcesów, nie wiedząc jeszcze, że chwilę wcześniej zmarł ich kolega. 

Uważamy za fatalne niedopatrzenie, że najprawdopodobniej nie powiedziano im o tym od razu w parku zamkniętym. W konsekwencji podczas wywiadów na gorąco trzeci w wyścigu Moto2 Marco Bezzecchi mówił, że… „ściska mocno Jasona i ma nadzieję, że ten wkrótce do nas wróci”. Zwycięzca Remy Gardner i drugi Raul Fernandez nie wspomnieli o Szwajcarze ani słowem.

Organizatorzy zadecydowali, że przed startem wyścigu MotoGP pamięć Jasona zostanie uczczona minutą ciszy. Nikt jednak nie zapytał zawodników, czy chcą ścigać się dalej, czy może woleliby odwołać wyścig. Wcześniej z rywalizacji w Moto2 wycofał się przyjaciel Jasona, Tom Lüthi, który zamiast siedzieć w paddocku – udał się do szpitala we Florencji. W wyścigu Moto3 nie wystartował team-partner Dupasquiera, Yursei Yamanaka

Cisza zapadła na torze Mugello na minutę… Ten moment nie był łatwy nie tylko dla najbliższych Jasona, ale dla wszystkich jego kolegów po fachu w paddocku. Zawodnicy to jednak tacy sami ludzie jak my i chociaż mogą wydawać się cyborgami, także i u nich psychika w pewnym momencie mówi „mam dość”.

Wyścig MotoGP zgodnie z planem…

„To jeden z najgorszych dni w moim życiu. Zapytałem, czy możemy odwołać wyścig, bo dla mnie to nie było odpowiednie. Gdyby taki wypadek zdarzył się któremuś z zawodników MotoGP, wyścig by się nie odbył” – mówił Bagnaia, który upadł na drugim okrążeniu.

„Nie jestem zadowolony z tego, co się wydarzyło. Nie jestem zadowolony z tego, że ktoś po takiej wiadomości podjął decyzję, że będziemy się ścigać. Nie ma znaczenia, czy się przewróciłem. Myślę tylko o nim i jego rodzinie. Straciliśmy 19-letniego zawodnika, tylko to ma teraz znaczenie” – dodawał Włoch.

W podobnym tonie wypowiadał się Petrucci. Zawodnik Tech3 przyznawał wprost, że źle czuł się z tym, że przyszło mu rywalizować na torze, na którym dzień wcześniej inny zawodnik miał tragiczny w skutkach wypadek. Petruxa najbardziej zdenerwowało jednak to, że nikt z zawodnikami nie przedyskutował kwestii, czy GP Włoch powinno być kontynuowane.

„Nikt o nic nie zapytał, nawet nie zorganizowano żadnego spotkania, żeby powiedzieć >>jeden z nas stracił życie, przedyskutujmy, czy to odpowiednie, by uczcić go minutą ciszy, a potem kontynuować ściganie<<?” – mówił wyraźnie zdenerwowany Danilo.

Odwołanie wyścigu nie jest łatwe

Wiadomo, że ze względu na umowy sponsorskie czy umowy z telewizjami, odwołanie części weekendu Grand Prix albo nawet jednego wyścigu – nie jest łatwe. Zwłaszcza w dobie pandemii COVID, która dodatkowo wszystko komplikuje. Ale jest możliwe. Po śmierci Marco Simoncellego w 2011 roku, wyścigu o GP Malezji nie wznowiono. Ba, w 2018 odwołano przecież wyścig na Silverstone, bo po opadach deszczu nawierzchnia była w tak złym stanie, że nikt nie chciał się ścigać.

Nie wiadomo, czy organizatorzy kontaktowali się z rodziną Dupasquiera, by poprosić ich o „zgodę” na kontynuowanie ścigania. Sytuacja taka na pewno miała miejsce w 2016 roku po śmierci Luisa Saloma, gdy jego rodzina sama poprosiła, by resztę weekendu rozegrać zgodnie z planem. Zanim do tego doszło, dokonano zmian w feralnym zakręcie, używając do końca GP konfiguracji toru znanej z F1, z szykaną pod koniec okrążenia.

Przyznajemy szczerze, że nie mamy pojęcia, co organizatorzy powinni zrobić w takiej sytuacji. Z jednej strony na pewno odwołalibyśmy zmagania. Z drugiej pamiętalibyśmy, że – jakkolwiek tragicznie by to nie brzmiało – Dupasquier umarł robiąc to, co kocha. Nie mamy pojęcia, czy to sprawia, że akceptacja śmierci, zwłaszcza tak młodego chłopaka, stanie się choć odrobinę łatwiejsza.

Wielu zawodników zaznaczało jednak, że kontynuowanie ścigania ku pamięci zmarłego, to najpiękniejszy hołd, jaki motocyklista może oddać motocykliście. Że to jedynie odpowiedni sposób, by oddać mu cześć.

„Chciałem się ścigać i myślę, że Jason, który w sercu był zawodnikiem, chciałby, żebyśmy kontynuowali rywalizację. To jedna z tych rzeczy, które kochamy i jedna z tych, w której jesteśmy dobrzy. Wiemy, że wyścigi motocyklowe są niebezpieczne, zdarzają się tragedie. Ale na koniec dnia nikt nikogo do niczego nie zmusza, ścigasz się, jeśli chcesz” – mówił Jack Miller.

„Byłem bardzo smutny. Może są zawodnicy, których takie sytuacje dotykają w mniejszym stopniu” – mówił z kolei Aleix Espargaro. „Absolutnie nie mówię, że nie mają uczuć, ale inni po prostu lepiej radzą sobie z zapominaniem o takich sytuacjach. Ja jednak taki nie jestem. Może dlatego, że jestem ojcem, może dlatego, że mój brat Pol się tutaj ściga… ale dla mnie za każdym razem to bardzo, bardzo trudny moment”.

Tymczasem Valentino Rossi – który przecież brał udział w wypadku Simoncellego – zaznaczał: „Po tym, co stało się Jasonowi, pojawiło się pytanie, czemu się ścigamy. Wszystko traci w tym momencie znaczenie. Ale myślę, że odwołanie rywalizacji nie miałoby większego sensu. Niestety, to co robimy dziś, nie zmieni tego, co stało się Jasonowi wczoraj”.

Karygodna relacja z wypadku Jasona Dupasquiera

Koniec końców, w sytuacji takiej, jak ta Jasona – gdy wypadek był splotem nieszczęśliwych wydarzeń, a nie ewidentnym zaniedbaniem w kwestiach bezpieczeństwa – nie zmieni podejścia zawodników do wyścigów. Dla wielu z nich to jedyny sposób na uczczenie pamięci zmarłego kolegi i poradzenie sobie z tragedią. „Czasami życie jest gówniane. Ale musisz iść naprzód, bo na tym ono polega” – powiedział Franco Morbidelli, którego tata w 2013 roku popełnił samobójstwo.

Mamy jednak nadzieję, że po śmierci Dupasquiera ktoś w końcu pójdzie po rozum do głowy i zastanowi się nad formą przekazu tego typu wypadków. W sobotę wielokrotnie pokazywano powtórki wypadku, zanim poznaliśmy stan zdrowia Jasona. Przez ponad pół godziny relacjonowano na żywo, co dzieje się na torze w miejscu, w którym udzielano mu pomocy. Pojawiały się co prawda przebitki na zawodników siedzących w boksach i ściskających kciuki za jednego z nich.

Oczywistym jest, że w takim przypadku najważniejsze jest ratowanie zdrowia i życia zawodnika, a nie informowanie ekipy telewizyjnej o jego stanie i ewentualnym poleceniu, by wstrzymać się z transmisją z tego miejsca. Każdy średnio rozgarnięty człowiek zorientowałby się jednak, że stan Jasona jest poważny, gdy już na torze podawano mu kroplówki i obok miejsca wypadku wylądował helikopter medyczny. To nigdy nie wróży niczego dobrego.Jason DupasquierCo z tego, że wirażowi wokół miejsca wypadku i pracujących przy Jasonie medykach rozciągnęli ekrany, które normalnie mają zapewnić im odrobinę prywatności. Te osłony wykorzystuje się głównie przed tym, żeby zasłonić widok kibicom… tyle, że przecież tych na trybunach nie było. Ostatecznie więc ekrany osłaniały nieco Jasona i medyków przed operatorami kamer, kontrolowanych przecież przez Dornę. To Dorna produkuje sygnał, który potem nadawany jest w telewizjach całego świata.

Ten sygnał dociera jednak nie tylko do milionów domów na całym świecie. Dociera do wszystkich odbiorników TV znajdujących się w paddocku, gdzie nie da się przejść kilku metrów bez nadziania się na kolejny ekran.

„W sobotę wieczorem podczas kolacji mieliśmy włączone SkyTV i musiałem odłączyć wszystkie telewizory, bo ostatecznie zobaczyliśmy chyba z dziesięć powtórek tego wypadku. To jest niedopuszczalne! Nie wiesz, jaka jest sytuacja, nie wiesz, co się dzieje. Wszyscy mamy nadzieję i modlimy się, że zawodnik wróci do zdrowia, a oni pokazują to gówno” – grzmiał Miller, a my zgadzamy się z nim w całej rozciągłości.

MotoGP nie uczy się na błędach

To jednak nie pierwszy taki przypadek, a MotoGP zdaje się nie wyciągać wniosków z sytuacji. W 2011 roku, po wypadku Marco Simoncellego na torze Sepang, regularnie pokazywano powtórki. Ba, są one dostępne w sieci, podobnie jak zdjęcia z momentu wypadku… zdjęcia, których nigdy nie powinno się opublikować. Mało tego, jeśli dysponujecie pakietem video na stronie motogp.com, cała relacja z wyścigu o GP Malezji 2011 i tego, co po nim, nadal jest dostępna w archiwum. Podobnie jak powtórka sobotnich kwalifikacji Moto3.

W 2010 po śmierci Shoyi Tomizawy w sieci krążyły materiały wideo, jak Japończykowi nieudolnie udzielano pomocy na poboczu toru Misano. W 2016 roku, tuż po śmierci Luisa Saloma, organizatorzy poszli o krok dalej. Oficjalnie, wypadku Hiszpana – który po uślizgu, został uderzony przez motocykl odbijający się od bandy – nie uchwycili operatorzy kamer MotoGP. Nie przeszkodziło to jednak w tym, by na stronie motogp.com umieścić nagranie z kamery przemysłowej znajdującej się w feralnym zakręcie toru Circuit de Barcelona-Catalunya!

Kolejnych przykładów nie trzeba daleko szukać. Grand Prix Austrii w 2020 roku i fatalny wypadek Johanna Zarco i Morbidellego. W konsekwencji, ich przelatujące motocykle omal nie pozbawiły życia Valentino Rossiego i Mavericka Vinalesa. Co zrobili organizatorzy? Gdy zawodnikom udzielano pomocy, oni nieustannie pokazywali powtórkę wypadku.

„Wtedy powtórkę pokazywano wielokrotnie, teraz, po wypadku Jasona, zaledwie kilka razy. Ale wciąż pokazywano miejsce wypadku czy helikopter. To nie jest nic miłego do oglądania, gdy zaraz musisz wyjechać na tor i ścigać się z prędkościami ponad 350 km/h. To nie jest łatwe dla nikogo” – wyjaśniał lider klasyfikacji MotoGP Fabio Quartararo.

Takie sytuacje zdarzają się nie tylko w MotoGP. To samo miało miejsce w ubiegłym roku podczas Grand Prix Bahrajnu Formuły 1, gdy potężny wypadek zaliczył Romain Grosjean i tylko cudem wyszedł z niego z lekką kontuzją stopy i poparzeniami. Tu jednak znacznie lepiej poradzono sobie podczas relacji na żywo, bo miejsca wypadku nie pokazano aż do momentu, gdy Francuz wyszedł z bolidu o własnych siłach. Pokazywano jedynie innych kierowców zjeżdżających do pit-lane i oczekujących na jakieś wiadomości.

„Sposób, w jaki w kółko pokazywano incydent z udziałem Grosjeana, te ciągłe powtórki… to był kompletny brak szacunku i przejaw nieuprzejmości w kierunku rodziny Romaina i wszystkich oglądających wyścig. Potraktowali to jako rozrywkę i grali na naszych emocjach. To było obrzydliwe” – mówił Ricciardo.

Po wszystkim Daniel Ricciardo nazywał jednak organizatorów pieprzonymi idiotami, że pokazują ten wypadek w kompilacji „TOP10 momentów sezonu 2020”. „W zeszłym roku w F1 na kanałach w social mediach pojawiło się wideo z kompilacją najlepszych 10 momentów sezonu, z czego osiem to były wypadki. Pomyślałem, że są pieprzonymi idiotami. Może dzieciaki chcą oglądać takie materiały, bo nie znają nic lepszego, ale my nie jesteśmy dziećmi. Ludzie, stać was na o wiele więcej” – dodawał Australijczyk.

Czy ktokolwiek pomyślał, co wtedy czuje rodzina i najbliżsi zawodnika biorącego udział w takim wypadku? Co czują zawodnicy, którzy lada moment wrócą na tor? Niestety, liczy się oglądalność. Media społecznościowe tylko potęgują ten problem, bo nagrania z wypadków dostępne są w kilka sekund po wypadku. Ba, powtórki z upadku Jasona nadal nie zostały skasowane na YouTubie, a jeden z klipów ma już nawet milion odtworzeń… O ich usunięcie prosił nawet młodszy brat Dupasquiera – Bryan.

Czy ktoś wyciągnie z tego wnioski?

Jeśli z tragedii Dupasquiera można wyciągnąć jakąkolwiek lekcję, to jest nią właśnie ta, że pokazywanie na żywo ujęć, z różnych kamer, jak poważnie kontuzjowany zawodnik otrzymuje pomoc medyczną na torze – jest nie tylko niepotrzebne, ale też nieodpowiedzialne.

Wiemy, że wypadki dobrze się sprzedają. Większość ludzi po prostu lubi kontrowersje. Nieprzypadkowo zwykle zainteresowanie daną dyscypliną chwilowo wzrasta właśnie po takich wypadkach. Ale gdzieś trzeba postawić granicę, której nie można przekraczać.

Jesteśmy pewni, że debata na ten temat wróci niczym bumerang podczas rozpoczynającego się już za kilka dni Grand Prix Katalonii. I mamy szczerą nadzieję, że coś w tej kwestii się zmieni.

KOMENTARZE