fbpx

Tym razem na tapet bierzemy tani elektryczny motorower. Wydawać by się mogło, że jest to jednoślad mało poważny, a tymczasem w życiu może się okazać po prostu niezastąpiony.

Bywają takie chwile w życiu mężczyzny, że odrobinę pofolguje swojemu temperamentowi i zbyt agresywnie odwinie manetkę albo wciśnie pedał gazu. Któż z nas nie ma na sumieniu podobnych wykroczeń? Przeważnie uchodzi nam to bezkarnie, ale czasami zdarzy się tak nieszczęśliwie, że świadkiem sytuacji jest czujny stróż prawa i… tracimy na czas jakiś prawo jazdy. Jeżeli nie chcemy znaleźć się w warunkach recydywy, to pokornie rezygnujemy z prowadzenia samochodu czy motocykla na wyznaczony okres, choć bez środka transportu jak bez ręki.

Wtedy na scenę wkracza właśnie motorower – pod warunkiem, że ukończyliśmy 18 lat przed 13 stycznia 2013 roku (młodziaki nie skorzystają). Niezbyt szybko, ale pewnie dowiezie nas do celu, a w dodatku zgodnie z prawem. Dla nieco bogatszych konstruowane są nawet minisamochody z silnikami 50 ccm, ale nie każdy chce inwestować w ten drogi środek lokomocji, mając w perspektywie odzyskanie „prawka” w ciągu trzech miesięcy. Budżetowy motorower, najlepiej w formie skutera, będzie w takiej sytuacji wybawieniem, a w wersji elektrycznej będzie w dodatku opcją najtańszą.

Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Zgodnie z przepisami nie przekroczymy 45 km/h.

Jakość na fali wznoszącej

Firma Barton Motors zainstalowała się naszym rynku kilkanaście lat temu i specjalizuje się głównie w niewielkich, tanich motocyklach i motorowerach importowanych z Chin i Tajwanu. Przyznam, że początkowo nie dawałem im większych szans, bo co tu ukrywać – pojazdy te odznaczały się nie najlepszą jakością, nawet w porównaniu z innymi maszynami podobnej klasy, oferowanymi przez innych importerów. Uczciwie muszę jednak przyznać, że jakość Bartonów z biegiem lat znacznie się poprawiła i obecnie niczym nie ustępuje konkurencji w swojej klasie.

Głównymi zaletami maszyn tej firmy są umiarkowana cena i dosyć szeroka gama modelowa. Oczywiście w porównaniu z droższą konkurencją wykonane są z nieco gorszych materiałów i nie porażają nadmierną ilością technologicznych gadżetów, ale są trwałe, mało skomplikowane i cieszą się dobrą opinią. Nie jest tajemnicą, że niektóre modele Bartona oferowane są przez konkurencję pod innymi nazwami, ale nie ma w tym nic złego. Chińskie fabryki produkują takie ilości jednośladów, że są w stanie obdzielić nimi bez kłopotu jeszcze wiele firm w Europie. Podążając za światowymi trendami, od pewnego czasu Barton ma w swojej ofercie także pojazdy elektryczne.

Może i trochę zawalidroga ale ten skuter nie prezentuje się źle!

Trudny wybór

W „elektrycznym” portfolio Bartona znajdziemy kilka skuterów o różnym stopniu zaawansowania technologicznego, a co za tym idzie, w różnych cenach. W redakcyjne ręce wpadła wersja najprostsza i najtańsza: model Energy. Jeżeli twoim jedynym celem będzie przetrwanie tych krytycznych trzech miesięcy bez prowadzenia ukochanego pojazdu, to warto rozważyć tę propozycję. Jeżeli jednak na poważnie myślisz o codziennej jeździe „elektrykiem”, sugerowałbym nieco dopłacić i zainwestować w droższy model. E-max Li-Ion, odrobinę podobny z wyglądu (pewnie za sprawą charakterystycznego oparcia pasażera i tylnego relingu), jest niemal dwa razy droższy (ok 10 000 zł) ale za to oferuje znacznie więcej.

W przednim reflektorze niestety nadal funkcjonuje klasyczna żarówka.

Przede wszystkim dwie litowo-jonowe baterie z możliwością szybkiego wyjmowania, nieco mocniejszy silnik (1800 W) oraz bezkluczykowy system uruchamiania. To spore plusy. Zdecydowanie tańsza w zakupie będzie wersja E-max (5 499 zł), również z silnikiem 1800 W, natomiast z nieco uboższym wyposażeniem. Na pocieszenie dostajemy w standardzie system głośników z systemem bluetooth, c hociaż o sobiście n ie j estem przekonany, czy w elektrycznym skuterze stać nas będzie na takie marnowanie energii. Tu przecież każdy elektron jest na wagę złota, wpływa bowiem na zasięg pojazdu.

Panel wskaźników jest za to duży, wyraźny i przejrzysty.

Całkiem przyjemnie

Najtańszy z elektrycznych Bartonów – Energy, też ma swoje zalety. Przede wszystkim jest dosyć lekki, zwinny i estetyczny, a co najważniejsze, w miarę dokładnie wykonany. W stosunku do ceny jest jak najbardziej akceptowalny. Silnik umieszczony w tylnej piaście generuje moc 1600 W, więc pojazd całkowicie legalnie łapie się do kategorii motorowerów. Producent określa zasięg skutera na 50 km i jest to mniej więcej zgodne z rzeczywistością, choć wskaźnik naładowania baterii żyje nieco własnym życiem. Gdy jedziemy szybko, opada do połowy, gdy stajemy – wraca do pełnego naładowania. Łatwo się jednak zorientujemy, kiedy baterie będą już słabe.

Nie ma tu systemów ABS ani CBS. W motorowerze nie są konieczne.

Prędkość spadnie do ok. 25 km/h i poruszać się będziemy w tempie rowerowym, jednak ujedziemy jeszcze kilka ładnych kilometrów. Przy w miarę pełnych bateriach pojazd osiąga dosyć szybko przepisowe 45 km/h. Ponieważ miałem okazję testować Bartona także w chłodniejsze dni, gdy temperatura spadała lekko poniżej 0°C, przekonałem się, że na wyziębionej baterii zasięg spada o ok. 30%, co jednak jest normalne dla wszystkich akumulatorów. Kierujący ma przy prawej manetce do dyspozycji dwa dodatkowe przyciski. Jednym ustawiamy tryb pracy: od „maksymalnego” do najbardziej oszczędnego. Drugim możemy uruchomić tempomat, który trzyma zadaną prędkość.

Elektryczny silnik zamontowano w piaście tylnego koła i zakryto panelem.

Akurat ten gadżet uważam za zbędny, bo jeszcze nigdy w życiu nie udało mi się włączyć w mieście tempomatu. Skuter wyposażony jest w dwa schowki. Jeden pod siedzeniem, co w elektrykach nie zawsze się zdarza, a drugi, całkiem pojemny, tuż przed kolanami kierującego. Co ciekawe, pod siedzeniem, w łatwo dostępnym miejscu umieszczony jest także bezpiecznik z rodzaju tych, jakie spotykamy w domowych instalacjach elektrycznych.

To niezbyt powszechne rozwiązanie posłużyć może jako dodatkowe zabezpieczenie przed kradzieżą. Moje pewne zdziwienie budzi system oświetlenia skutera. Wydawałoby się, że pojazd z zasilaniem elektrycznym powinien maksymalnie oszczędzać energię. Tymczasem główny reflektor nie dość, że wyposażony jest w najbardziej klasyczną żarówkę, ciągnącą sporo prądu, to jeszcze po wyłączeniu stacyjki musi się dłuższą chwilę zastanowić, czy zgasnąć. Jest to dosyć ekstrawaganckie rozwiązanie.

Hydrauliczny hamulec znajdziemy tylko w przednim kole. Tylny jest klasyczny, bębnowy

Ograniczone możliwości

Ten najtańszy z elektryków oferowanych przez Bartona ma jedną podstawową wadę, w praktyce dyskwalifikującą go z użytkowa nia w niektórych warunkach. Jeśli mieszkasz na nowoczesnym osiedlu z podziemnymi garażami albo we własnym domku, problemu nawet nie zauważysz. Gdy jednak los rzucił cię do bloku mieszkalnego, powyżej parteru lub maksymalne pierwszego piętra, masz dwie drogi wyboru: albo zrezygnować z zakupu, albo zaopatrzyć się w długaśny przedłużacz, który będziesz wysuwał przez okno i modlił się, aby go starczyło. Problem polega na tym, że ze skutera nie da się wyjąć baterii i zanieść jej do mieszkania w celu podładowania.

Takie oparcie to w sumie bardzo fajny patent, umili życie pasażera.

To znaczy – oczywiście, że da się wyjąć, skoro została w nim zainstalowana, ale nie w prosty i szybki sposób. Przyznaję, nie próbowałem wykonać tej operacji, ale wygląda mi na to, że aby dobrać się do akumulatora, trzeba rozebrać połowę skutera. Pewnie mało komu chciałoby się codziennie przeprowadzać taki zabieg. Pozostaje więc jedynie ładowanie w skuterze. Nie jest to wyjątkowo trudne, bo na obudowie tunelu z przodu znajdziemy gniazdo, do którego należy podłączyć dołączoną do skutera ładowarkę.

To jedyny sposób na naładowanie akumulatora. Bateria nie jest wyjmowalna.

Całe szczęście, że mieści się ona bez kłopotu w całkiem przyjemnym schowku pod siedziskiem i nie trzeba wozić jej w plecaku. Z drugiej jednak strony, gdy firma zdecydowała się już na taką „stacjonarną” formę zabudowy akumulatora, to nie można było od razu ukryć zespołu ładowania pod karoserią? Owszem, znam też inne elektryczne skutery, w których nie da się wyjąć akumulatora i zanieść do domu do ładowania.

Zawieszenie tylnego koła opiera się na dwóch amortyzatorach

Tyle tylko, że nie bardzo wyobrażam sobie, aby ktoś, kto mieszka powiedzmy na warszawskim Ursynowie czy Chomiczówce, w blokach z lat 80. ubiegłego wieku, zdecydował się na zakup skutera BMW za niemal 70 tysięcy zł i trzymanie go na ulicy. Pamiętajmy, że Barton to jednak pojazd niskobudżetowy i o jego zakupie myśleć będą raczej ludzie umiarkowanie zamożni. W czasie rozważania decyzji trzeba więc najpierw dobrze się zastanowić, gdzie będziemy ten skuter ładować. Ale umówmy się – towar za taką cenę nie może mieć samych zalet!

KOMENTARZE