Pomysł nagradzania za przepisowa jazdę przyszedł do nas ze Szwecji. Czy w naszym kraju ma szanse powodzenia?
Na razie w Polsce stosuje się metodę kija i to bez marchewki. Kierowcy łamiący przepisy mają dostawać wysokie, dotkliwe kary. Ma być więcej fotoradarów i urządzeń wyłapujących najmniejsze wykroczenia. Okazuje się jednak, że ten system nie do końca się sprawdza.
Owszem wielu kierowców przestało bardzo szybko jeździć po miastach, ale jak wynika z danych sejmowej komisji infrastruktury skuteczność fotoradarów to tylko 35%. Tylko co trzeci kierowca, któremu zrobiono zdjęcie takim urządzeniem płaci mandat. Cześć kierujących korzysta bowiem z luk w prawie. Poza tym jak podaje ITD tylko co trzecie zdjęcie spełnia wymagania techniczne by na jego podstawie egzekwować mandat (np. na większości nie widać dokładnie numerów rejestracyjnych pojazdów).
Specjaliści od komunikacji zwrócili uwagę na funkcjonujące w Szwecji nagrody za przepisową jazdę. Ustawiono tam fotoradar robiący zdjęcia wszystkim pojazdom. Za przekroczenie prędkości oczywiście wystawiany jest mandat, natomiast pozostali kierowcy biorą udział w loterii. Losowany jest numer tablicy rejestracyjnej. Nagrody są ponoć pokaźne i pochodzą z wystawionych mandatów.
Jak twierdzą eksperci takie nagradzanie może lepiej działać na kierowców. Lubimy bowiem wygrywać. Jest to przeniesienie mechanizmów z gier do normalnego życia. „Nasz umysł w niczym nie różni się od umysłu dziecka. Lubimy wygrywać, bo gry polegają na wygrywaniu i na tym, że mamy wzmocnienie pozytywne, a nie negatywne” – podkreśla Piotr Bucki trener, specjalista od komunikacji, wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku.
Jak myślicie czy taki pomysł na ocieplanie wizerunku fotoradarów i poprawę bezpieczeństwa sprawdziłby się w Polsce?