W światku motocyklistów sportowych była to jedna z barwniejszych postaci. Zapewne potwierdzą to również Wasi dziadkowie, gdy spytacie ich o popularnego „Dyzia” – Włodzimierza Markowskiego.
Na skróty:
Był człowiekiem pełnym pasji, o szerokich zainteresowaniach i talentach. Jeździł tak, że zwyciężał, sam przygotowywał i usprawniał swoje motocykle. To kolejny przykład – w prezentowanym w tym cyklu panteonie – człowieka renesansu. Włodzimierz Markowski urodził się w grudniu 1922 r. Zanim rozpoczął karierę sportową, podczas Powstania Warszawskiego wsławił się zbudowaniem i obsługą powstańczej radiostacji ”Burza„.
Zaraz po wojnie rozpoczął starty w zawodach motocyklowych i niemalże od razu ujawnił się jego talent sportowy. W niedługim czasie stał się członkiem kadry narodowej. W 1947 roku, jako członek polskiego zespołu, wziął udział w pierwszej powojennej ”Sześciodniówce„, która odbywała się w Czechosłowacji.
Musisz być w klubie, żeby zarejestrować motocykl
W rajdach najczęściej startował na motocyklach Jawa. Zaczął również triumfować w wyścigach dosiadając motocykli Triumph i Norton. W zachowanych w archiwum rodzinnym wspomnieniach tak pisał o swoich motocyklowych początkach:
-(…) Po wojnie, aby zarejestrować pojazd, trzeba było być członkiem klubu. Wybrałem się do KS OMTUR Okęcie, gdzie usłyszałem: „Wystartujesz w wyścigu ulicznym dookoła Politechniki. Klub musi się wykazać liczbą startujących. Po paru okrążeniach zjedziesz, że niby masz defekt”.
– Po starcie, kiedy w pewnym momencie obejrzałem się, nikogo nie dostrzegłem. Przez chwilę nie wiedziałem, o co chodzi, a po prostu wszystkich zostawiłem daleko w tyle. Jechałem na motocyklu BMW 200, gdy inni jechali 250-tkami. Po tym zwycięstwie zacząłem się dopytywać o inne wyścigi. Podobno ci, co oglądali moją jazdę na początku mówili: „Ten to się wcześniej czy później zabije”.
– Fakt, szukałem guza. Pięć lat okupacji nauczyło mnie ryzyka, a sport dawał taką okazję. W każdym wyścigu jeździłem na granicy bezpieczeństwa. Dostawałem coraz lepsze motocykle: Triumph, Norton, Parillę. (…)
Koniec z motocyklami
– Na motocyklach ścigałem się do momentu, gdy na obozie zimowym, na nartach, złamałem kręgosłup. Dałem się podpuścić Andrzejowi Żymirskiemu. Gdy byliśmy na Kalatówkach, pokazał mi stromy zjazd i powiedział: „- Z tego na pewno nie zjedziesz”. Dwa razy nie trzeba mi było powtarzać. Zjechałem, lecz nie do końca: upadek, zdarta skóra z twarzy, kręgosłup na długie tygodnie do gipsu. Po takim wypadku trzeba było skończyć z motocyklami. Po pewnym czasie pomyślałem, że przecież mogę przesiąść się na samochody (…)„.
W środowisku zawodników i wśród kibiców Włodzimierz Markowski zwany był popularnie ”Dyzio„. Karierę motocyklową zakończył w drugiej połowie lat 50. z powodu wypadku, o którym wspomina. Potem rozpoczął zmagania samochodowe, wyścigowe i rajdowe. W czasie całej swojej przygody ze sportami motorowymi zdobył 20 tytułów mistrzowskich i wicemistrzowskich – w rywalizacji motocyklowej i samochodowej.
Włodzimierz Markowski zmarł w 2009 roku.