Zarówno w redakcji, jak i wśród znajomych ten motocykl bywał obiektem mniejszych lub większych uszczypliwości. Nie ukrywam, sam śmieję się z siebie, że ją kupiłem, ale stwierdzenie, że żałuje tego, nie przejdzie mi przez gardło.
Na skróty:
Mam tę nieprzyjemność być człowiekiem mało cierpliwym. Gdy już się na coś nagrzeje, to muszę mieć na już. Moja przygoda z CBR jest idealnym tego przykładem. Za motocyklem na tor rozglądałem się jakieś trzy lata temu. Pierwotna myśl była taka, że kupuję sześćsetkę jako męczennicę do nauki jazdy po torze i miejskie wozidło.
KRÓL JEST TYLKO JEDEN! WSZYSTKO CO MUSISZ WIEDZIEĆ O HONDZIE CBR 600RR
Los chciał, że portale aukcyjne nie miały mi nic ciekawego do zaoferowania, lecz od czego są kumple. Jednemu z nich chodziło po głowie sprzedanie swojej CBR rocznik 2005, czyli PC37 po liftingu, takiej jak chciałem. Jednak kumplowa „Cebra” była po szlifie we Francji, gdzie ubezpieczyciele są jeszcze bardziej rygorystyczni niż u nas i zabrali jej prawo do rejestracji.
Drutowanie. Jak bez niego żyć?
Szczęśliwie wszystko było proste, a przebieg niewielki, bo ok. 6 tys. km (o ile wcześniej nie był przekręcony). Motocykl zyskał drugie życie jako torówka. Życie było niełatwe, bowiem kumpel miał styl druciarski. Laminaty wyglądały gorzej niż fatalnie i trzymały się na trytkach, tylny stelaż też był hybrydą – pół części fabrycznej, pół pręta zbrojeniowego. Mówiąc w skrócie, „gruz” jak się patrzy, a że Honda, czyli ona, to nazwa „Gruzinka” przylgnęła z automatu.
Całe szczęście silnik był jak dzwon, choć miał za sobą już 7 tys. torowego pałowania. Co prawda przebieg 13 tys. nie jest niczym wielkim dla niego, ale przecież większość życia dostawał w kość. Skoro silnik, skrzynia, sprzęgło i podwozie było w świetnym stanie, to pal licho z jazdą po drodze – zabrałem „Gruzinkę” do siebie. Zwłaszcza, że już miała założone regulowane sety podnóżków i amortyzator skrętu, więc czego chcieć więcej na sam początek.
Wybacza błędy
Pierwszy wyjazd na tor utwierdził mnie w przekonaniu, że była to dobra decyzja. Od razu zaczęliśmy się dogadywać. Stabilność, precyzja prowadzenia, zwrotność – wspaniałe, a do tego Honda wybaczała mi mnóstwo błędów. Na dużych torach czuć jednak, że jest nieco wolniejsza od konkurencji w postaci Yamahy R6 czy Kawasaki ZX-6R, ale objawia się to tylko na prostej start-meta.
Zawieszenie jest w zupełności wystarczające do amatorskiego torowania i oprócz serwisu i kręcenia regulacjami nie robię nic. Zaczynam jedynie odczuwać dyskomfort w trakcie hamowania. Siła może i jest, ale dozowalność pozostawia trochę do życzenia. Dlatego jedyne, co bym zmienił, to pompa przedniego hamulca, przy czym jest to raczej podyktowane kaprysem, a nie koniecznością.
Do tańca i… do tańca!
Poza tym uważam, że Honda odwaliła kawał dobrej roboty, tworząc ten motocykl. Jednak o ile pokochałem torową naturę „Cebry”, to mam ambiwalentny stosunek do niej jako do motocykla drogowego i mówię tu o wersji standardowej. Do miasta, na krótkie dystanse, czemu nie! Jednak nie chciałbym spędzić na niej całego dnia. Pozycja nie należy do komfortowych, choć wzrostu jestem raczej przeciętnego (183 cm). Nie ma się co dziwić – w końcu to motocykl sportowy. Ucieszy jednak fakt, że zawieszenia mają sporą regulację i można je ustawić zarówno na znośne użytkowanie po drogach publicznych jak i na torze. Więc jako „dwa w jednym” – pojazd miejski i zabawka na tor – jest świetny już w standardzie.
Odkąd Honda jest w moich rękach, nie przybyło jej zbyt wielu kilometrów (niewiele ponad 3500) i większych przygód z nią nie miałem. Nie oznacza to, że nie było ich wcale. Przede wszystkim sporo przekleństw wyrzuciłem w trakcie doprowadzania jej do stanu bezpiecznej używalności. Mam podejrzenia, że CBR była emocjonalnie przywiązana do trytek, bo po pierwszym podejściu do złożenia jej jak Pan Bóg przykazał wszystkie śrubki, trzymające owiewki, odpadły, a do tego spaliła się wiązka elektryczna. Dziś już się dotarliśmy i większość śladów działalności mojego kumpla (kumplem jest nadal, bo nie wciskał mi jej jako „stan igła”) została wyeliminowana, a ostatnio nawet dostała chińskie laminaty i spinki z owiewki24 w nagrodę za dobre sprawowanie.
Serwis
Ostatni przegląd pokazał, że wszystkie funkcje życiowe i kondycja podzespołów są wzorowe i skończyło się jedynie na regulacji zaworów, choć nie były na granicy tolerancji. Sprzęgło oczywiście szumi, jak przystało na Hondę, ale nie wykazuje śladów zużycia. Więc skoro bez zająknięcia zniosła trudy torowania w mało sprzyjających warunkach i przy kiepskiej opiece poprzedniego właściciela, to można stwierdzić, że jest motocyklem naprawdę solidnym, a w dodatku ile frajdy sprawia! Od razu między nami zaiskrzyło – raz nawet dosłownie!
Z naszego FB
Łukasz:
Marzenie, które udało się spełnić, chociaż pierwsze kilometry były ciężkie… Pozycja – jest i tak to zostawmy. To albo się kocha, albo nienawidzi. Motocykl wdzięczny i potrafi wiele. Może nie jest tak dziki jak Suzuki czy Yamaha, ale mnie pasuje to, że tak liniowo oddaje moc. Z Hondą nie mam większych problemów. Standardowo – napinacz łańcuszka i nic po za tym się nie dzieje. Połyka kolejne kilometry, a po oswojeniu się z pozycją stwierdzam, że jest to nawet przyjemne. No i ten wydech pod ogonem… Coś pięknego!
Leszek:
Świetne moto. Mam już od 4 lat i raczej się z nią nie rozstanę. Lekkie, przyjemne w prowadzeniu i pomaga się prowadzić podczas nauk na torze.
Paweł:
„Cebry” od zawsze miały zagorzale grono fanów, zresztą nie ma się co dziwić. To najbardziej przyjazna, sportowa Honda. Łatwość prowadzenia, lekkość, znakomite zawieszenie, silnik i hamulce, w dodatku niskie spalanie i niezawodność. Motocykl świetny do codziennej, jak i turystycznej jazdy. Także na torze potrafi pokazać konkurencji swoje ostre kły. Nie jestem fanem Hondy ani posiadaczem, ale miałem z nią styczność – zarówno z 600 jak i SC33 Fireblade. Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że Honda odwaliła kawał porządnej roboty.
Anna:
Piękności! W każdym malowaniu, cudna!
Grzegorz:
Przy odpowiednich modyfikacjach świetnie sprawdza się również na torze.
Krystian:
Najlepsza sześćsetka na rynku. Wygodna pozycja, mocny silnik, liniowe oddawanie mocy – mam od 3 lat i nie sprzedam ani nie zamienię na „litra”.