Zamierzali po prostu dojechać na dwóch kołach do Indii. Długo marzyli o Jedwabnym Szlaku, mimo że w linii prostej to tylko 6 tysięcy kilometrów, a po drogach około 10 tysięcy km. Zacny zamiar, prawda? W drodze do Indii znaleźli to nowy dom… w permanentnej podróży.
Na skróty:
Przygotowania do wyjazdu zabrały nam dobrych kilka miesięcy. Sprzedaliśmy nasze stare Tenery XT660Z i kupiliśmy dwa nowe motocykle: Yamahę Tenere 700 i Hondę CRF 300 Rally. Przez kilka tygodni przystosowywaliśmy je do pokonywania długich dystansów, oczywiście z bagażem, po dziurawych drogach i offem. Obejrzeliśmy również kilkaset godzin vlogów i przeczytaliśmy grubo ponad 1000 artykułów na witrynach podróżników. Przewertowaliśmy kilkadziesiąt przewodników i nanieśliśmy na mapę 1348 punktów, które po drodze chcieliśmy odwiedzić.
W noc przed wyjazdem zasypialiśmy w poczuciu, że jesteśmy do tej podróży przyzwoicie przygotowani. Co za naiwność… Natrafiliśmy na problemy, które nie występują przy krótszych wyprawach. Oto, na co trzeba zwrócić uwagę, jeśli rozważacie wielomiesięczną tułaczkę motocyklową.
Pogoda i sezony
Pod warunkiem, że nie jesteś neurotycznym szczególarzem – niczym Ben Affleck w filmie „Księgowy” – dłuższą podróż rozpisujesz „mniej więcej”, nie na dni, tylko na zakresy czasowe. Kiedy dotrzesz do Turcji? Mniej więcej za miesiąc. Jeśli masz czas, to zakładasz, że wiele po drodze może się zmienić. Lokales podpowie Ci punkt widokowy nie do ominięcia, trafisz na epickie drogi albo na bezludną dziką plażę idealną na camping. Z czwartku zrobi się wtorek, a z połowy kwietnia – koniec maja.
W sezonie czy poza sezonem? To pytanie, które dzieli ludzi tak jak to, czy wolą góry czy morze. W sezonie pogoda będzie sprzyjać. Będzie drożej, ale wszystkie atrakcje, które „trzeba” obejrzeć, są czynne, a i baza turystyczna jest bogatsza. Łatwiej też spotkać innych motocyklistów na trasie i wymienić się doświadczeniami.
Poza sezonem zrobisz za to wspaniałe fotografie, bo miejsca turystyczne świecą pustkami. Jednocześnie jednak trudniej będzie ci jeździć (zimno!), spać pod namiotem (w nocy jeszcze zimniej!) i łatwo możesz nadziać się na nieczynny hotel. I to mimo tego, że Google będzie twierdził, że jest otwarty, a na Bookingu możesz go nawet zarezerwować i zapłacić z góry.
Więc kiedy jest lepiej? Mówiąc szczerze, to nie ma znaczenia, bo… i tak nie da się tego zaplanować. W przypadku podróży przez wiele miesięcy niektóre miejsca wypadną w sezonie, inne poza sezonem. Niespecjalnie będzie Ci to przeszkadzać, bo świat ma swój niepowtarzalny urok o każdej porze roku, a Ty chłoniesz go z siodła motocykla niczym Ted Simon w „Jupiter Travels”. Szybko przestanie Ci zależeć na oglądaniu dolin Kalasha w porze kwitnienia wiśni, na którą zwyczajnie nie zdążysz, bo zamarudziłeś w Rawalpindi zafascynowany mongolskimi pałacami i postkolonialnym dziedzictwem z czasów Brytyjskich Indii. Doliny Kalasha muszą zwyczajnie poczekać.
Destynacje i trasy
Z naszych 1348 punktów nie odwiedziliśmy nawet połowy. Dlaczego? Jeszcze w domu, wertując źródła, trafialiśmy wciąż na te same destynacje. Posługując się Googlem, Tripadvisorem i Youtubem, znajdowaliśmy przede wszystkim dobrze znane i masowo odwiedzane miejsca. Próba wyszukiwania atrakcji z dopiskiem „off the beaten track” powodowała, że na mapie lądowały pinezki miejsc nieobleganych, ale też – jak się później okazało – o wątpliwej wartości poznawczej.
Nasze mapy zawierały miks miejsc znamienitych i sławnych (nie można przecież jadąc przez Iran, pominąć Persepolis) oraz mało znanych i średnio atrakcyjnych (jak rumuńska wieś Ciocănești, która miała być arcydziełem folklorystycznym, a prawie ją przeoczyliśmy, przejeżdżając przez jej środek). Dodajmy do tego spektakularne drogi, nad którymi ktoś rozpływał się na jakimś vlogu, nadużywając epitetów zachwytu, a otrzymamy całkowicie abstrakcyjny plan podróży.
W nadmiarze miejsc koniecznych do zobaczenia na bieżąco tworzyliśmy garminowe ślady, skrzętnie omijając główne drogi. Już w Bułgarii okazało się, że znaczenia niektórych pinezek na mapie po prostu nie pamiętamy. Kto by pamiętał zresztą, co czytał o murach obronnych Sozopolu pół roku temu? I dlaczego właściwie był nimi zainteresowany? Punkt zbyt daleko od obranej trasy i logistycznie nieuzasadniony? Porzucaliśmy go bez wahania. Punkt w okolicy, o którym wspomniał nam motocyklista świeżo poznany w Moto Camp Bulgaria? Pilnie dodany do mapy z przeświadczeniem, że nie możemy go pominąć.
W Iranie przyszło olśnienie. Rozmawialiśmy z podróżnikiem z Polski (z obcokrajowców w Iranie spotkaliśmy tylko Polaków i tylko dwóch) o tym, co nas urzekło, a co odrzuciło w tym kraju. Nasze trasy czasem nakładały się. Byliśmy w wielu tych samych miejscach i… mieliśmy na ich temat całkowicie odmienne zdanie.
Każdy ma własną, unikalną podróż. Sieć ukochanych miejsc, skarbiec cennych doświadczeń budujemy sobie sami, i mimo że bywamy w tych samych lokalizacjach, przemierzamy te same ścieżki, to zupełnie co innego widzimy.
Zdrowie i well being
„Odpocznijcie po trudach podróży” – to zdanie rodem z powieści Jane Eyre wraca do nas jak bumerang, ilekroć nasza fizyczność nie nadąża za pomysłami, ani nawet za ostrożnym planem gry. Nie, nie chodzi o to, że d*pa boli – do tego można się w miarę szybko przyzwyczaić. Raczej o brak pewników i stałych rytuałów życia, o których normalnie nigdy nie myślimy.
To jak prąd w gniazdku i woda w kranie, które zawsze są. Nie da się odpocząć po trudach podróży… w podróży – do tego potrzebny jest dom. Dom, czyli kuchnia, w której w każdej chwili możesz zaparzyć herbatę bez rozkładania specjalnych sprzętów. Szafa, do której możesz sięgnąć po ulubiony sweter. I to samo łóżko… choćby od tygodnia. Inaczej budzisz się w nocy i dłuższą chwilę zajmuje Ci uświadomienie sobie drogi do toalety. Wczoraj toaleta była po prostu w innym miejscu.
Spanie w namiocie jest super. Ale nie wtedy, gdy o 3 rano stado dzikiego ptactwa rozpoczyna koncert. Jeśli jesteś na krótkim wyjeździe, to jest to nieodzowny element przygody. Odeśpisz po powrocie. Ale w czwartym miesiącu jazdy, kiedy właśnie znalazłeś epicki spot wśród marsjańskich formacji skalnych i sądzisz, że odpoczniesz tu przez kilka dni – masz ochotę wystrzelać to ptactwo natychmiast.
Street food to szybkie, pyszne i tanie jedzenie. Problem w tym, że zawiera głównie tłuszcz i węglowodany. A utrzymanie zbilansowanej diety zabiera mnóstwo czasu i wymaga wysiłku. Do tego Twoja kondycja. Jeśli nie wdrożyłeś żelaznej dyscypliny codziennych ćwiczeń (umówmy się – to trudne nawet w domu), Twoja forma rozpuszcza się wolno i konsekwentnie jak tabletka musująca w zimnej wodzie. Zanim się obejrzysz, paznokcie zaczynają się łamać i z większym trudem podnosisz motocykl po glebie na jakiejś malowniczej górskiej drodze.
Ale z czasem znajdujesz harmonię i własne well being w podróży. Nie usiłujesz wdrożyć regularnych treningów, jakie wykonujesz w domu. Zamiast tego idziesz rano na energiczny spacer. Jeśli po drodze jest jezioro – nie przepuścisz okazji, by popływać. Są góry? Zostajesz kilka dni, by pochodzić na treki. Jedziesz od kilku dni asfaltem i nie ma widoków na aktywność? Postanawiasz, że każdą wieś przejedziesz na stojąco. A kiedy są możliwości – rezerwujesz na kilka dni wypasiony hotel, idziesz na masaż, do sauny, albo nawet spędzasz cały dzień w SPA.
Przestajesz się gdziekolwiek spieszyć i zmieniasz priorytety. Już nie miejsca, atrakcje i wewnętrzny przymus ich obejrzenia wyznaczają rytm podróży. Na pierwszym miejscu jest Twój ogólny dobrostan – on pozwala Ci doświadczać w pełni uroku świata. I to jest magiczny moment, bo wtedy Twój kilkumiesięczny wyjazd pełen spektakularnych miejsc, niezapomnianych doświadczeń i znakomitych przeżyć zamienia się w życie w podróży.
Jak je dobrze organizować? O tym następnym razem….
PS. Hania i Jacek dotarli do celu swojej podróży. Przeczytajcie o tym tutaj!
Zdjęcia: autorzy, Rosie Gabrielle