fbpx

Nie są to żadne wspomnienia z Paryża. To maszyna, której interpretację niech każdy zachowa dla siebie.

Sportowe tłumiki, akcesoryjne gadżety czy nietuzinkowe wzory malowania to poza tuningiem silnika chyba najprostsze sposoby, aby wyróżnić się z motocyklowego tłumu. Ale dla niektórych to za mało. Aby wyrazić siebie, własną osobowość, sięgają o wiele dalej. Sedno tkwi w ekshibicjonizmie interpretacji jazdy na motocyklu. W tym niepowtarzalnym jak charakter i filozofia właściciela, jedynym motocyklu na świecie. Bo ludzie i czasy się zmienią, ale miłość do motocykli pozostanie. Tak być może było z genezą powstania Małej Paryżanki, którą prezentujemy. Skąd wzięła się taka nazwa?  O tym, co widzi, niech każdy myśli co chce. Ale niech patrzy i słucha, bo jeśli motocyklowa magia istnieje, to właśnie skrystalizowała się w postać czystej, namacalnej formy.

Aby Mała Paryżanka mogła powstać, wykorzystano nie tylko nakłady finansowe. Ktoś, kto podejmuje wyzwanie budowy takiego motocykla, musi mieć w głowie gotowy projekt. Wszystko powinno być nie tylko dobrze przemyślane, ale i obliczone. Koncepcja wywodząca się z marzeń o nietypowym motocyklu musi oprzeć się o liczby i właściwą wiedzę techniczną na temat takiego zagadnienia. Nie ma mowy o przypadku, zbiegu okoliczności. Mimo tak gruntownej analizy, oparta na bandyckim stylu, z przysadzistą sylwetą na dwóch motocyklowych kołach i krótkim widelcu ma wywoływać emocje.

Dlatego taka okazja zdarza się niezwykle rzadko: popatrzeć z bliska, posłuchać pracy silnika Małej Paryżanki, a potem zobaczyć, jak jeździ cwałem przed siebie. We wrocławskiej Appaloosie – lokalnej „Mekce” wyznawców maszyn spod znaku HD, spotykam właściciela i jeden z jego trzech nietypowych motocykli. O dziwo, nie ma zbyt wiele słów do powiedzenia. Nie chce i nie musi, bo za niego każdym swoim detalem przemawia motocykl. Nawet kiedy spokojnie stoi i stygnie, a jego metaliczna dusza nie wydaje żadnego dźwięku. Opalizujący lakier wyłania pocztówki z Paryża rozrzucone w artystycznym nieładzie po całym motocyklu, jest też sylwetka subtelnej kobiety.

Jak chcecie – może być to bogini seksu. A może po prostu wizerunek wszelkich cnót kobiecej natury. Do końca nie wiadomo, ale wygląda pięknie. Damska subtelność stanowi kontrę dla ciężkiej, długiej i nierealnie obniżonej sylwetki maszyny. Znakomicie kontrastuje z błyszczącym techniczną muskulaturą dwucylindrowym silnikiem, amerykańskim RevTech. Jego monumentalny blok ma 1850 ccm pojemności (110 cali) i pompuje moc, która wymieszana z adrenaliną, nawet w dosiadającym maszyny chłopcu ukaże mężczyznę. Tuż za silnikiem zainstalowano pięciobiegową przekładnię tej samej marki, z mokrym sprzęgłem i szczelnie zabudowanym pasem transmisji mocy, która tą właśnie drogą płynie szerokim strumieniem od wału korbowego do skrzyni. Całość pracuje na offsecie dystansującym, ze względu na niebagatelną szerokość tylnego koła.

Na uwagę zasługuje każdy detal dragstera. Koła wykonane przez Niemców stanowią uzupełnienie całości. Bogactwo ich formy stanowią dzielone obręcze skręcane ze sobą misternymi śrubami. Zawieszenie tylne to pneumatyczne rozwiązanie od Tricky Air. Zasilane elektrycznym kompresorem pod siedzeniem oferuje regulację wysokości i sztywności. Inaczej motocykl wygląda, kiedy stoi, a inaczej kiedy jedzie – taki był zamysł. Kierownica powstała w oparciu o pomysł właściciela. Rama wraz ze zbiornikiem została wykonana na zamówienie w Niemczech. Wskaźników parametrów pracy silnika jazdy niby nie ma, ale są. Cyfry zostają wyświetlone na zwierciadłach lusterek, a ich poszczególne funkcje wybiera się przełącznikami obok manetek kierownicy. To również niemiecki produkt marki Motogadget.

Wsiadanie na ten motocykl jest bardzo łatwe. Wystarczy ugiąć nogę w kolanie i przestąpić stopą nad nisko umieszczonym siedzeniem. Podczas postoju trzeba oswoić się z pozycją „w kucki” z maksymalnie nisko umieszczoną szeroką kierownicą i łokciami przy kolanach. Obite skórą siedzenie jest twarde i ciasne. Podnóżki daleko z przodu, a bliskie sąsiedztwo pracującego silnika trzęsie wibracjami. Wyraźnie czuje się jego puls. Hałas, jaki wydobywa się z pustych wydechów na wolnych obrotach, to tak potężna kanonada, że oprócz wibracji silnika cały motocykl przeszywa wstrząs wytwarzanych decybeli. Strach pomyśleć, co dzieje się przy wyższych obrotach. Wszystko wykonane jest z metalu, nie ma miejsca na tandetę. I wszystko to żyje.

Nawet skromny ruch rollgazu przypomina smagnięcie do galopu stada dzikich koni. Motocykl sprawia wrażenie, jakby tylko na to czekał. Wyrywa do przodu z dziką furią. Ale potem zaczyna żyć własnym życiem. Nie jedzie, ale szarżuje. Nie skręca, ale ponosi, nie zwalnia, ale dzięki wyżyłowanej kompresji i świetnym hamulcom staje w miejscu niemal dęba. Wszystko, co robisz z tym motocyklem, to balans na krawędzi. Gdy się wolno toczysz, masa maszyny i moment obrotowy długoskokowego silnika czynią z niego sprzęt nieprzewidywalny, wymagający koncentracji, wywierający presję. Nieustannie chwieje się równowaga motocyklisty. Niewielki kąt zawracania zniechęca do parkingowo – manewrowego lansu. Jeszcze trudniej jest podczas jazdy. Swoją długość i wysokość motocykl zawdzięcza geometrii ramy niespotykanej w tradycyjnych jednośladach. Dlatego własności jezdne dragstera porywają przed siebie, ale najlepiej tylko w prostym kierunku, bez dziur w drodze.

Zakręty to wyzwanie, bo motocykl nie da się rzucić na kolano, trzeba też pamiętać o znikomym prześwicie. Kiedy na prostej odpalasz petardy, sypiąc z garści rollgazem, wiesz od razu, że dostałeś bilet w jedną stronę. Jest za późno na odwrót. Chcesz dać się ponieść. Jedyne o czym myślisz to prędkość, nie zastanawiasz się, jak to zatrzymać. Mechaniczna orgia obrotów trwa w najlepsze, kręci i wciąga – na nic przestrogi mamusi. Trzeba w końcu pamiętać o odrobinie pokory. O uznaniu wyższości materii nad człowiekiem, który ją stworzył. O tym, żeby pozwolić jej się wyszaleć, żeby sama pokazała, jak chce jechać. Kiedy bestia ucichła, nie wiedziałem, czy lepiej jest, żeby do ludzi dotarło, jak Mała Paryżanka jeździ, czy też lepiej będzie ten fakt przed nimi ukrywać, żeby dragstery takie jak ten pozostały na ulicach rzadko spotykanym zjawiskiem.

Tekst i zdjęcia Bartosz Biesaga

ZOBACZ TAKŻE:

Czarna perła

RDS Tony Hawk

Motocykle – ogłoszenia

KOMENTARZE