fbpx

Móc oderwać się od rzeczywistości, zmartwienia i stresy zastąpić dopaminą, relaksem i czystym szczęściem. W skrócie – jazda w terenie. Warto jednak pozostawić odrobinę kontaktu z rzeczywistością, by nasza zajawka nie była utrapieniem dla innych, a my byśmy mogli się nią cieszyć bez przeszkód. To też wcale trudne nie jest. Wystarczy po prostu nie zrażać do siebie innych osób, zachowując się kulturalnie.

Mieć zajawkę to jedna z lepszych rzeczy, jaka może się człowiekowi przydarzyć. Życie nabiera kolorytu, codzienne czynności są łatwiejsze do przełknięcia i bardziej sensowne, a czas upływa jakby szybciej. I nieważne, jaka to jest zajawka – czy to szydełkowanie, zbieranie grzybów, czy jazda na motocyklu. Szczęśliwie mnie trafił bakcyl dwóch kółek i to tych z kostkami. Dla mnie porządne wymęczenie się w terenie to czynność kompletna, idealna dla ciała i mózgownicy. Kręcę się tak po krzakach i torach od wielu lat i bez względu na to, gdzie jeździłem, nie miewałem przykrych sytuacji z osobami postronnymi, a przecież często słyszy się, że offroadowcy w naszym kraju nie są mile widziani. Być może po prostu dobrze patrzy mi z oczu, ale mam podejrzenie, że to kwestia czegoś innego. Moim zdaniem by móc jeździć w spokoju, kluczowe jest zachowanie kultury osobistej i zdanie sobie sprawy z kilku rzeczy.

Nie jesteś sam

Po pierwsze w lasach i na łąkach często nie jesteśmy sami, są tam także inni ludzie, którzy przyszli się odprężyć na swój sposób. Warto byłoby znaleźć balans między swoją rozrywką a nieprzeszkadzaniem innym. Moim sposobem jest po prostu powolne objechanie ich, najlepiej szerokim łukiem, gdy teren na to pozwala. A jeśli nie pozwala, to po prostu staję, gaszę silnik, pozdrawiam i czekam, aż się miniemy. Sygnalizuję tym samym, że jestem miłym gościem, który nie jest tu, by kogokolwiek wkurzać, tylko też przyjechałem tu dla rozrywki. Mnie to nic nie kosztuje, mogę się wtedy napić, wyczyścić gogle i stracę raptem minutę. Jednocześnie nie budzę tym ludziom dziecka, nie straszę psa i nie narażam ich na potencjalną szkodę. Nie byłoby fajnie, gdyby ktoś dostał błotem, patykiem czy kamieniem spod kół. Ta zasada sprawdza się zarówno gdy jedziesz sam, jak i w grupie – wystarczy, że prowadzący da znać ręką, żeby uważać. Już nawet taki prosty gest wystarczy, by nigdy nie mieć przykrej sytuacji z turystami. Jedyne zaczepki, jakie mi się zdarzyły, to z pobudek rodzicielskich – dziecko chciało sobie usiąść na motorze albo zrobić zdjęcie. Choć zdarzyło mi się też raz, że wędkarze zapraszali mnie i kumpli na kielona i pogaduchy. Czyli, jak widać, da się uniknąć słynnych ataków i agresji.

W grupie zawsze raźniej, to prawda. Jadąc w ekipie, warto stosować proste sygnały, by dać znać, żeby inni zwolnili albo zachowali ostrożność.

Żeby było wszystko jasne – nieprzeszkadzanie innym wcale nie musi ograniczać zabawy na każdym motocyklu.

Kulturę warto też zachować wobec towarzyszy. Nie zostawiajmy swoich w potrzebie.

Patrz, gdzie jedziesz

Inną kwestią jest też świadomość, gdzie wolno wjeżdżać, co jest tematem najbardziej dyskusyjnym z punktu widzenia prawa i tym bardziej zachęca do zachowania zdrowego rozsądku. Oczywistym wydaje mi się, że zdroworozsądkowo myślący człowiek nie będzie rozjeżdżać pól uprawnych czy łąk, w przypadku których ewidentnie widać, że są zadbane. Dla kogoś jest to przecież źródło zarobku i nasze 15 minut jazdy może pozbawić gospodarza kilkuset albo i kilku tysięcy złotych, nie mówiąc już o czasie poświęconym na obrobienie tego areału. No i najważniejsze – to jest czyjś teren, a nie publiczny. Trzeba także zwrócić uwagę na „zagęszczenie ruchu”. Zdarzają się trasy, które niesamowicie zachęcają do jazdy. Niestety bardzo często jest tak, że na tej wąskiej trasie przewija się mnóstwo pieszych, rowerzystów, a nawet osób jeżdżących konno, dla których pierwotnie te trasy są przeznaczone. Osobiście nie pcham się w takie miejsca, a w szczególności nie wiosną i latem, gdzie wiadomo, że ruch jest gęsty. Ja nie pojeżdżę, jak chcę, a mogę tylko zrobić komuś krzywdę, gdy niefortunnie spotkamy się na zakręcie. Tu niestety nie ma jednej pewnej metody na to, jak dobrze wybrać miejsce do jazdy. Na pewno jednak nie pchajmy się w oblegane szlaki turystyczne, rezerwaty przyrody, obszary chronione, parki i inne takie. Tutaj dochodzimy do trochę smutnej refleksji, że często te najfajniejsze miejsca są dla nas niedostępne i nielegalne. W rzeczywistości nie jest jednak aż tak źle. Czasami warto zgadać się z kimś bardziej doświadczonym, kto już zna okoliczne tereny i wie, gdzie można jeździć bezpiecznie, a gdzie lepiej się nie pchać. Media społecznościowe dają naprawdę potężne możliwości w zakresie nawiązywania takich kontaktów. Wbrew pozorom w naszym kraju jest dużo torów i tras na prywatnych terenach, gdzie można jeździć za drobną opłatą. Odezwanie się do lokalnego klubu czy stowarzyszenia lub zawodników też nie jest złym pomysłem. Nie tylko zobaczysz, gdzie jeździć, ale i poznasz osoby, od których sporo się nauczysz.

W terenie jest trochę jak w bloku – albo dogadazs się z sąsiadami i będziecie żyć w zgodzie, albo będziecie sobie rzucać kłody pod nogi.

Może i nie mamy przestrzeni jak w USA czy Australii, ale wciąż mamy mnóstwo ciekawych terenów. Warto wykorzystać je z głową.

Skorzystaj z czyjegoś doświadczenia

Zdecydowanie w najlepszej sytuacji ze wszystkich motocyklowych offroadowców są właściciele turystycznych enduro. Na tych sprzętach nie potrzebujesz tak harpagańskich terenów, by doznawać mocnych wrażeń, a to daje znacznie większe możliwości co do wyboru trasy. Nie bez znaczenia jest też praca licznych osób, które chociażby wyznaczyły szlaki jak TET (Trans Euro Trail) czy RATs (Regional Adventure Trails). Są to szlaki terenowe w 100% legalne i dające możliwość fajnego spędzenia czasu. W ich przypadku oczywiście także należy pamiętać o elementarnej kulturze jazdy. Niestety nie mamy takich niezagospodarowanych przestrzeni jak w USA czy Australii, gdzie można upalać, ile fabryka dała. Mamy jednak mnóstwo ciekawych terenów, po których da się jeździć i trzeba to wykorzystać w sensowny sposób. Zdecydowanie pomaga w tym także coraz większa popularność terenowej turystyki. W jej wyniku pojawiło się mnóstwo instruktorów i przewodników, którzy organizują szkolenia i pojeżdżawki terenowe. Ci ludzie mają doświadczenie i znają zasady jazdy w terenie, jak i sam teren. Jest to o tyle dobra opcja, że jadąc z nimi wiadomo, że pojeździsz bezpiecznie i bezstresowo. Zresztą sam przekonałem się o tym, gdy pojechałem na wyjazd z proenduro.pl do znanego wśród offroadowców bieszczadzkiego przybytku MotoMyczki. Ci ludzie od wielu lat jeżdżą w terenie i organizują wyjazdy po legalnych trasach, także w tak newralgicznych miejscach jak Bieszczady, i odbywa się to w bezstresowej atmosferze. Dywagowaliśmy nawet trochę z Mariuszem Łowickim (ProEnduro) i Marcinem Szczepańskim (MotoMyczki) o tym, jak warto zachowywać się w terenie, co najbardziej szkodzi opinii o endurowcach i jak uniknąć przypięcia sobie łatki „tego złego”. W trakcie tej rozmowy padły zresztą ciekawe sformułowania, których będziecie mieli okazję wysłuchać, oglądając nasz film. Swoją drogą temat jest na tyle złożony, że wywiązała się z tego 45-minutowa rozmowa.

Dobre praktyki jazdy w terenie:
1. Nie rozjeżdżaj pól i prywatnych łąk (o ile właściciel nie ma nic przeciwko).
2. Zwolnij lub zatrzymaj się, gdy na trasie idą piesi.
3. Przejeżdżając przez wioskę, zwolnij trochę. Ludzie i zwierzęta mogą się tam pojawić „znikąd”, a dodatkowo wrzucasz tumany kurzu do domostw, jeśli jedziesz po szutrówce.
4. Nie pakuj się w miejsca, gdzie ruch pieszy jest gęsty. Tak będzie bezpieczniej.
5. Rezerwaty przyrody, parki i leśne szlaki turystyczne to zdecydowanie nie jest miejsce dla motocykli.
6. DB Killer wcale nie ogranicza mocy, jak może się wydawać 🙂
7. Baw się dobrze tam, gdzie można, i uważaj tam, gdzie trzeba.

Żyj i pozwól żyć innym

Jedno stwierdzenie, które szczególnie przypadło mi do gustu, to sformułowane przez Marcina z MotoMyczek porównanie jazdy w terenie do mieszkania w bloku – albo dogadasz się ze wszystkimi i będziecie żyć w zgodzie, albo pójdziecie na wojnę i będziecie rysować sobie samochody, podrzucać śmieci itd. Jest w tym sporo racji, bowiem trzeba w tej dziedzinie postępować dyplomatycznie i iść na kompromisy. To, że my chcemy realizować ukochaną zajawkę, nie powinno generować szkód i utrapienia innym osobom. Mówiąc w skrócie – żyj i pozwól żyć innym. Rozumiem czasem ludzi, którzy narzekają na endurowców. Nie chodzi tu o przyjęcie postawy „przepraszam, że żyję”, ale o zrozumienie, że nasza zajawka nie zwalnia nas z myślenia o innych. Każdy ma inne pojęcie wolności. Dla niektórych będzie to mieszkanie w ciszy i spokoju na uboczu i swobodne grillowanie, dla innych wyjście do lasu na spacer czy przejażdżkę rowerem. Uwierzcie, że szybki przejazd w tumanie kurzu czy ochlapanie błotem nie nastraja ludzi pozytywnie. Takie sytuacje oczywiście nie są nagminne, ale bardzo jaskrawe. Nawet jedna głupia akcja jednostki rujnuje opinię wszystkim tym, którzy starają się być przyzwoitymi. Przez to coraz częściej zdarza się, że tereny, które są do enduro idealne i dają przestrzeń dla każdego, są miejscem „obław” organizowanych przez policję i straż leśną. Nie tłumaczy to natomiast działań frustratów, którzy zastawiają pułapki na motocyklistów. Na takich ludzi chyba nic nie jesteśmy w stanie poradzić i ich opinii nie zmienimy. Warto jednak pamiętać, że większość ludzi wbrew pozorom jest w stanie zrozumieć naszą zajawkę i warto żyć z nimi dobrze. Jeździjmy zatem tak, by gdy opadnie kurz, nie pozostało po nas złe wrażenie.

Materiał powstał z udziałem ProEnduro.pl – grupy pasjonatów i instruktorów uczących jazdy w terenie, organizujących wyjazdy ADV i pokazujących, jak w pełni wykorzystać potencjał twojej zajawki i motocykla.


Zdjęcia: Tomasz Niewiadomski, Mariusz Łowicki

KOMENTARZE