fbpx

Polska była jedynym krajem byłego bloku komunistycznego, którego nie znaliśmy. Aby wy­pełnić tę lukę w naszej wiedzy, postanowiliśmy więc wyruszyć na wschód. 


Mile wspominam miniony se­zon ’95. A szczególnie piloto­waną przeze mnie wyprawę francuskich motocyklistów. Mając od lat dobry kontakt z Francją, wiem, że nasza po­dróż była pierwszą tego typu próbą eksploracji naszego kraju. Tekst ten jest dokład­nym tłumaczeniem artykułu, który ukazał się w Monde Mo o. Wydaje się być intere­sujące poznanie opinii o nas i o naszym kraju wyrażonych przez ludzi, którzy już dawno przekroczyli granicę miliona kilometrów na motocyklu. I dlatego nie dziwcie się, że autor nie wspomina o paleniu gumy, katowaniu sprzętu jeż­dżeniu po pijanemu itd., bo po prostu tego nie było. Była za to olbrzymia przyjemność obcowania i podróżowania z ludźmi, dla których moto­cykl nie jest tylko sposobem na życie, bo to zawsze prowa­dzi do dewiacji, ale czymś co łączy niezależnie od wieku i statusu społecznego. Dzię­kuję Joli za tłumaczenie oraz Małgosi i Tomkowi Makow­skim i Marcinowi za pomoc w prowadzeniu grupy. 

Jarek Ostrowski


Zapierająca dech podróż po ziemi pełnej na każdym kroku bolesnych pamiątek z przeszło­ści, odbyta wspólnie z 24 oso­bami, wesołymi i ciekawymi świata, nie zapominamy przy tym o Jarku, naszym polskim motocykliście, któremu dedy­kujemy te zapiski ze wspólnej podróży. 

A – Aventure (Przygoda)

Nie ma najmniejszej potrzeby uczestniczenia w rajdzie Pa­ryż-Dakar, aby poczuć smak prawdziwej przygody, za któ­rym tęskni każdy z nas. Dwa kroki stąd leżą kraje byłego bloku wschodniego, przeżywające teraz wielkie zmiany, i jest to właśnie ten moment, kiedy warto je zobaczyć. Po­jawienie się naszych 18 moto­cykli na placach miast i mia­steczek wzbudzało zawsze żywe zainteresowanie, a cho­ciaż kultura polska ma wiele wspólnego z kulturą francu­ską, poczucie inności jest gwarantowane. 

Te 15 dni przeżytych tak in­tensywnie nie mogło się obyć bez mniej lub bardziej przyjem­nych niespodzianek, z pewno­ścią jednak zapomnimy szybko o złych przeżyciach, aby zacho­wać w pamięci tylko miłe chwi­le tej wyprawy, których na szczęście było więcej.

B – Bosses et creux (Góry i doły)

Mówiąc najoględniej, zniszczo­ne drogi męczą niesłychanie lu­dzi i maszyny. Można przy­mknąć oko na „kocie łby” wiej­skich dróg, ale w miastach trzeba nieustannie lawirować między studzienkami ścieko­wymi, głębokimi czasem na 10 cm, a dziurami na drodze, · które przypominały zupełnie strusie gniazda! 

Nasza dzienna średnia wy­nosząca ok. 300 km była dużym wyczynem, ale jeśli coś się bar­dzo lubi… Prawie wszystkie motocykle wytrzymywały bez zarzutu tę kurację wstrząsową, z wyjątkiem BMW 1100 GS Laurenta, który złamał ramę i bagażnik. Solidne spawanie usunęło szybko tę usterkę. In­cydent ten jednak ożywił przy­cichłą wojnę między amatora­mi „Japończyków” i „Europej­czyków”. 

C – Contraventions (Wykroczenia)

Dominique i Marie-Christine na 900 XJ otwierali naszą wyprawę w Niemczech. Zostali złapani przez tamtejszą policję, która spisała protokół za niebezpieczne przekroczenie szybkości na autostradzie. Należy wyjaśnić w tym miejscu, że zachowanie kierowców nie­mieckich pozostawia wiele do życzenia: blokują lewy pas au­tostrady, podczas gdy nie ma nikogo na pasie prawym, co z kolei zmusza do wyprzedza­nia po stronie prawej, a to w rezultacie jest karane man­datami. 

Nie mając przy sobie dostatecznej ilości gotówki, Do­minique zapłaciła tylko 150 F i najprawdopodobniej otrzyma pocztą mandat kredytowy na sumę 600 F. Jean-Francoise Thiaumond na swojej K100 jest przykładem wyjątkowego pe­chowca, gdyż był dwukrotnie karany: raz w Polsce za przeje­chanie linii ciągłej i drugi raz w Czechach, za przekroczenie dozwolonej prędkości. Na szczęście mandaty były tutaj dużo łagodniejsze dla kieszeni niż w Niemczech. 

D – Depenses (Wydatki)

Obecnie można w Polsce kupić wszystko i dla nas „ludzi z Za­chodu” utrzymanie nie było wcale drogie. Wydawaliśmy 2,70 F za litr benzyny, której cena podwyż­szyła się niedawno o 10%, na­tomiast dobry posiłek w restau­racji łącznie z napiwkami kosz­tował nas 35 F. Jednak dla przeciętnego Polaka to nie to samo. Ubrania i artykuły co­dziennego użytku nie są wcale tańsze niż we Francji. 

Średnia polska miesięczna pensja rzad­ko przekracza 1000 zł (ok. 2000 F). Jednocześnie jeździ po ulicach coraz więcej drogich niemieckich limuzyn. Na wsiach większość gospodarstw jest samowystarczalna, z gromadką kur, krową i ogród­kiem warzywnym. Czasy niedo­statku minęły, ale do obfitości Zachodu jeszcze daleko. 

E – Eglises (Kościoły) 

Religia katolicka jest w Polsce wszechobecna. Kult Czarnej Madonny z Częstochowy przy­ciąga co roku ponad milion wiernych. Na krótko przed 15 sierpnia mijaliśmy wielkie tłu­my idących pieszo pielgrzy­mów.

Nawet w najmniejszym ko­ściele odprawia się chrzty, daje śluby i celebruje pogrzeby. Po­nieważ zwiedzanie podczas od­prawianej mszy jest zabronio­ne, nie jest wcale łatwo dotrzeć do wielu ukrytych wewnątrz wspaniałości. Nie wyglądamy chyba jednak na zatwardzia­łych niedowiarków, bo w jednym zagubionym na szczycie wzgórza monasterze zostali­śmy potraktowani w szczegól­ny sposób. Po wyjściu wszyst­kich zwiedzających i po za­mknięciu drzwi mieliśmy za­szczyt zobaczyć świętą relikwię zawierającą kawałek Krzyża Chrystusa! 

F – Fete (Czas wolny) 

Najmłodsza część naszych uczestników w tej materii rozu­miała się bez słów. Sumiennie wypróbowali tradycyjny napój Polaków – słynną wódkę. Tro­chę im w tym pomagaliśmy, ale bardziej przypadł nam do gu­stu ziołowy smak Żubrówki. Je­an, który jechał z nami przez Alpy, miał ze sobą butelkę pastisu, którą napoczęliśmy w Warszawie. Jaques i Murielle, dumni z tego, że zostali ponownie dziadkami, zorganizowali poczęstunek dla wszystkich!

Nie myślcie sobie jednak, że nasza podróż była jedynie pijacką libacją. To było zaledwie kilka chwil oddechu wieczorami, gdy motocykle odpoczywały na parkingu. Palma zwycięstwa dla najwytrwalszego hulaki należy jak zwykle do Jean-Francois, który w Bayreuth, wracając ze swojej nocnej eskapady, zastał nas przy śniadaniu. 

G – Gdansk (Gdańsk)

Bardzo nam się podobały polskie miasta: Zakopane, Kraków, Warszawa, Toruń, Poznań i Wrocław, ale najbardziej polubiliśmy Gdańsk. Ta „Perła Bałtyku” posiada własną duszę i jedyne, czego żałujemy, to że nie mogliśmy tu spędzić więcej czasu. 

Nie tylko pełno w nim skarbów architektury, cudem ocalonych z wielu wojen, ale panuje w nim szczególne ożywienie, którego nie zauważyliśmy nigdzie indziej. Wielu z naszych uczestników było urzeczonych jedną z lokalnych specjalności – biżuterią z bursztynu. Na placu przed ratuszem miejskim roi się od muzyków, śpiewaków i artystów. I to właśnie tu, w gdańskiej stoczni, narodził się związkowy ruch „Solidarność”, i to właśnie stąd wieje wiatr nadziei…

H – Hebergement (Zakwaterowanie)

Jeśli o to chodzi, to niczego nam nie brakowało. Wiadomo, że szybciej odzyskuje się siły śpiąc w hotelu trzygwiazdkowym niż w schronisku. Jest całkiem sympatycznie, jeśli się wie, że to wspaniałe życie będzie trwać krótko. Za cenę pokoju we francuskim schronisku młodzieżowym korzystaliśmy z luksusu niedostępnego oczywiście dla przeciętnych Polaków. Czuliśmy się głupio, gdy pewnego deszczowego dnia zjawiliśmy się cali ociekający wodą na nieskazitelnie czystej wykładzinie hotelowej recepcji. 

Obfite śniadania, pełne wędlin, serów, jogurtów i ciast zadowalały nawet najbardziej wybrednych spośród nas. Chyba nie schudniemy i tym razem… Inną zaletą luksusowych hoteli są strzeżone parkingi wraz z uzbrojonymi (tak, tak!) strażnikami. Jarek spędził długie godziny na negocjowaniu z nimi dobrych cen (ok. 10 franków za noc). jarek zawsze powtarzał: „W Polsce nie ma po co instalować systemów przeciwwłamaniowych. Albo zostawisz motocykl na parkingu strzeżonym, albo nie spuszczasz go z oka.

I – Irrespect (Młodzi a starzy)

Nasz „stary” Jean Lejeune korzysta beztrosko ze swojej emerytury i godnej pozazdroszczenia kondycji fizycznej, aby przejechać z nami jak najwięcej kilometrów. Skory do żartów, dogaduje się bez słów z młodszą częścią naszej „załogi”. A ci ostatni nie przepuszczali żadnej okazji, żeby sobie z niego pożartować. Przykładem ich przewrotnych żartów może być sytuacja, kiedy to na parkingu zatrzymali autokar przewożący turystów „trzeciego wieku”, wepchnęli go do środka i usiłowali wmówić kierowcy, że zgubił jednego dziadka…

J – Jarek

Jeden z naszych uczestników, Jean Francoise Thiaumond, zna dobrze Polskę, ponieważ jest mężem czarującej Polki. Jej kuzyn, Jarek, mieszka w Lublinie i jeździ motocyklem od dawna. Chętnie się zgodził służyć nam za przewodnika po Polsce i podzielić się z nami swoim przywiązaniem do własnego kraju. Wielu z jego przyjaciół-motocyklistów dołączy do nas w trakcie naszej wyprawy. 

Na razie nie ma w Polsce żadnego oficjalnego importera motocykli (to akurat nieprawda, przyp. red.), tak więc trzeba mieć silną motywację, aby zostać „bikerem”. Wszyscy bardzo polubiliśmy Jarka za jego uprzejmość i rozsądek. Nie jest przy tym ponurakiem, a wieczorami stawał się duszą towarzystwa. Mamy nadzieję, że będziemy w stanie pomóc mu i grupce jego przyjaciół w zorganizowaniu w 1996 roku podróży po Francji.

K – Kornik te Malbork (Kórnik i Malbork)

Z całego mnóstwa polskich zamków wybraliśmy do zwiedzania zamki w Kórniku i Malborku. Mimo ograniczonych przecież zasobów finansowych, polskie kościoły i zamki są zawsze przepięknie utrzymane, w przeciwieństwie do cmentarzy, które często wyglądają jak zupełnie porzucone. Miłośnicy starych budowli mają tu prawdziwe używanie, przewodnicy często mówią po francusku i znają się na rzeczy. Rodzinny dom Szopena w Żelazowej Woli stanowi prawdziwe miejsce pielgrzymek dla miłośników tego wielkiego kompozytora. 

L – Langue (Język)

Nie jest wcale łatwo mówić po polsku. Pomimo wysiłków naszych nauczycieli, Jean-Francoise i Jarka, zrobiliśmy mierne postępy. Pół biedy, jeśli chodzi o podstawowe słowa, takie jak „tak”, „dziękuję”, „piwo”, „nie ma”, „na zdrowie”. Co do reszty, to angielski i niemiecki wystarczał w zupełności do porozumiewania się z polską młodzieżą, a poza tym zawsze mieliśmy do dyspozycji język gestów. 

Motocykle umożliwiają błyskawiczne zawieranie znajomości, chociaż powtarzają się wciąż te same pytania, stawiane w tej samej kolejności: „ile to kosz­tuje?”, „ile jedzie na godzi­nę?”, „ile waży?”. Francuzi byli wszędzie miło przyjmowa­ni, a młode dziewczyny wyda­wały się być szczególnie zain­teresowane młodymi uczestni­kami naszej wyprawy. A może tylko ich motocyklami… 

M – Meteo (Pogoda)

Była doskonała. Ani za gorąco, ani za zimno; trafiliśmy na ide­alną do jazdy motocyklem tem­peraturę. W czasie naszej dwu­tygodniowej podróży mieliśmy tylko jeden deszczowy dzień, nie mamy więc powodów do uskarżania się. Piękna pogoda znęciła nawet kilku spośród nas do kąpieli w Bałtyku. Tem­peratura wody wahała się w granicach 18°C i dlatego po chwili wydawała się dobra do kąpieli…

Po powrocie do Strasburga czekała tam na nas pełnia lata. W czasie pożegnalnego spotka­nia Gislain zaczął śpiewać, po czym, dwie godziny później, ściągnął na nas ogromną bu­rzę, która wylała nam na głowy tony wody. 

N – Nourriture (Jedzenie) 

Na ten temat nie ma żartów!Wiedzą coś o tym dwoje Bretończyków, Dede i Yvette. Pewnego dnia, gdy śpiesząc się przega­piliśmy godzinę posiłku, ok. 15.30 zaczęli oni tracić siły. Kopiasty talerz spaghetti postawił ich na nogi, a następne­go dnia daliśmy się obłaskawić lokalną specjalnością – golon­ką, czyli soczystą potrawą wie­przową. Południowe i wieczor­ne zupy uradowały niejedno podniebienie, ale w każdym razie polskie „menu” opiera się głównie na wieprzo­winie i ziemniakach. 

O – Oubli (Roztargnienie) 

Na dystansie 5500 km zdarzył się nam tylko jeden mały wypadek, który mógłby zakończyć się jednak o wiele gorzej! Jego„autorem” był Thierry jadący na DR 800, który najwy­raźniej bujał w obłokach, bo podczas gdy wszyscy zatrzyma­li się na czerwonym świetle, nasz młody kaskader zapom­niał, że ma hamulce! 

Było więcej strachu niż strat, ponieważ ucierpiała tylko skrzynka bagażowa BMW-uszki Gislaina i Simone, na którym Thierry się zatrzymał. Uszko­dzenie zostało zręcznie napra­wione za pomocą taśmy samoklejącej. Niestety, pechowy Thierry musiał znieść z powodu swojego roztargnienia masę złośli­wych docinków. 

P – Prague (Praga)

Z naszego pobytu w Pradze, ­stolicy Czech, zachowamy mie­szane uczucia. A wszystko tak miło się zaczęło pewnego ran­ka, gdy w wyśmienitych humo­rach wsiadaliśmy do metra… Niestety, zręczni kieszonkowcy okradli kilku spośród nas z do­kumentów i pieniędzy.

Po spędzeniu pięciu godzin w ko­misariacie, aby otrzymać po­zwolenie na przejazd, nasze hu­mory lekko się poprawiły. Trze­ba będzie powrócić tu jeszcze raz, poza sezonem, gdy będzie mniej ludzi, bo Praga należy bezsprzecznie do najpiękniej­szych miast Europy. 

Q – Quantite (Stan osobowy)

Nasza grupa, licząca na po­czątku 24 uczestników, została zasilona po kilku dniach przez Denisa, spotkanego przypad­kowo w Zakopanem. Razem z Jarkiem i jego przyjaciółmi było nas momentami prawie trzydzieścioro, co stanowiło ok. 20 motocykli. Aby nie nara­zić nikogo na żadne niebezpie­czeństwo, postanowiliśmy je­chać w dwóch grupach. Chcie­liśmy w tym miejscu podzięko­wać Jean-Francois Thiaumond, Serge’owi i Reine’owi, że chcieli pilotować jedną grupę. Wcale nie jest łatwo jeździć po Polsce, gdy trzeba jechać slalo­mem między Fiatami 126p, które suną 80 km/h, a Merce­desami mknącymi 150 km/h! Tak więc wielkie dzięki dla wszystkich za ostrożność i do­brą jazdę. 

R – Renouveau (Odnowa) 

Polska zaznała wielu nie­szczęść w czasie swej długiej historii. Napadana, niszczona, wykorzystywana, uczy się wła­śnie demokracji. Wiele się obecnie zmienia, a nadzieja powraca równie szybko, jak zapełniają się półki sklepowe i ożywiają kawiarniane tarasy. Sytuacja nie wygląda jeszcze różowo, bo gospodarka rynkowa nie daje nikomu prezen­tów. Pracy jest w bród, a wy­trwali Polacy zakasali już od­ważnie rękawy. Ile jednak czasu będzie potrzeba, aby nadro­bić nagromadzone opóźnienia? Kiedy Jarek będzie mógł zmienić swoją Hondę 500? 

S – Sovietiqes (Sowieci) 

Zajechaliśmy do byłej bazy ra­dzieckiej w Bornem Sulinowie. Jeszcze trzy lata temu wjazd na ten teren był surowo wzbroniony. Przed ostatecznym wyjazdem „wielki brat” zburzył większość budynków i urządzeń oraz ska­ził pola, wylewając na nie całe tony oleju. Aktualnie rząd pol­ski oferuje subwencje tym, któ­rzy chcieliby się tu osiedlić. Wszystko trzeba tutaj zrobić od nowa, od domów po drogi. Pomimo tego, już kilkaset osób się tutaj sprowadziło.

T – Temps (Czas)

Gdyby tylko dni mogły liczyć 24 godziny! Pomysł objechania Polski w 10 dni musi zrodzić poczucie frustracji. Była to na­sza pierwsza próba poznania Polski, a już wielu z nas zdecy­dowało się powrócić tu w naj­bliższym czasie. Górzysty rejon Tatr zasługuje na co najmniej tydzień. Kilka dni w samym Gdańsku nie byłoby za wiele. Poza tym nie widzieliśmy wcale wschodu i okolic Lublina, a Jarkowi zależało, aby nam pokazać swoje miasto. Ponadto bardzo zachęcająco brzmiały jego opowieści o niedalekiej Litwie…

U – Utile (Korzyści)

Jest to pytanie, jakie sobie po­stawili ci spośród nas, którzy zwiedzili Oświęcim. Czemu słu­ży piętnowanie bestialstwa by­łych obozów koncentracyjnych, jeśli od tego czasu ludzie nie przestali ze sobą walczyć?! W przeciągu pięciu lat zamordowa­no w Oświęcimiu cztery miliony osób, w tym głównie Żydów. Jak wytłumaczyć fakt, że ludzi morduje się wciąż w czterech krańcach świata? 

V – Voyage (Podróż) 

Moim zdaniem chodzi tu o jed­no z najpiękniejszych słów w ludzkim słowniku. A gdy po­nadto można podróżować mo­tocyklem, wspólnie z przyja­ciółmi, to zbliżamy się o krok do prawdziwego szczęścia. Podróżowanie stanowi najlepszą szkołę życia, głównie dla tych, którzy potrafią patrzeć i słu­chać. Mamy nadzieję , że wszy­scy uczestnicy na równi z nami docenili wartość tej wyprawy do Polski. Smutkowi końca trzeba jednak przeciwstawić radość przygotowywania na­stępnej wyprawy. 

W – Wieliczka

Kopalnia soli w Wieliczce, usy­tuowana nieopodal Krakowa, stanowiła ważny punkt w pro­gramie naszej wyprawy. W to­warzystwie przewodnika o roz­brajającym poczuciu humoru zjechaliśmy pod ziemię, na głębokość 135 m. To złoże soli ka­miennej, rozciągające się na przestrzeni ok. 10 km, jest eksploatowane nieprzerwanie począwszy od średniowiecza. Po przejściu, bagatela, 378 schodów mogliśmy podziwiać niezliczone sale ozdobione ca­łym mnóstwem rzeźb wykona­nych w soli. Wśród wielu nie­spodzianek na pewno warto odnotować dwie: olbrzymią ka­plicę wykutą w soli lub też salę, w której Żydzi, byli przed śmiercią zmuszani przez Niemców do budowania samolotów.

X – Xenophobe (Ksenofobia)

 Jeśli Polacy nie są ksenofoba­mi, to dlatego, że rozumieją, co to znaczy mieszkać za granicą. Czy znacie drugie co do wielko­ści polskie miasto po Warsza­wie ? Chodzi oczywiście o Chi­cago w USA. Tylko w samej Francji 800 000 osób legitymu­je się obywatelstwem polskim. Obecnie wiele rodzin powraca do kraju. 

Nie odnieśliśmy wcale wra­żenia, że rasizm istnieje w Pol­sce. A jak jest z tym naprawdę? Są pewni sąsiedzi, którzy zo­stawili na pewno za dużo złych wspomnień, a Jarek przyznaje otwarcie, że nie ma wcale ochoty jechać na Ukrainę lub do Rosji, m.in. z powodu nowej mafii. 

Z – Zakończenie

I tak oto podróż po Polsce do­biegła końca. Czas pomyśleć o wyprawach na przyszły rok. Na lato ’96 przewidujemy już w lipcu wyprawę przez Pirene­je, a w sierpniu podróż po Ir­landii.

O mało bym zapomniał po­dziękować wszystkim za ten piękny sezon ’95: miesięcznikowi „Monde Mo­to”, który umożliwia wszystkim śledzenie naszych skromnych przygód. Wszystkim uczestnikom, którzy obdarzyli nas swoim zaufaniem. Wszystkim tym, którzy pomogli nam w zorganizowaniu dziesięciu naszych podróży. Hondzie, Kawasaki i Triumphowi, które udostępniły nam swoje motocykle, abyśmy mogli wam towarzyszyć.

Tekst: Christian Pienne, tłum. Jola Rachwalska

Zdjęcia: Jarek Ostrowski



KOMENTARZE