Silnik V2, wygląd cruisera i… elementy niemal żywcem przeniesione ze sportowych bolidów. Oto wojownik spod znaku Yamahy.

Pomysły firm motocyklowych na nowe modele bywają czasami karkołomne. Yamaha coś o tym wie, ma bowiem na swoim koncie niepowtarzalnego V-Maksa, czyli coś na kształt cruisera, ale z duszą dragstera. Ale to nie jedyny motocykl Yamahy zbudowany według niecodziennej koncepcji. Kolejnym jest XV 1700 Road Star Warrior, stanowiący mieszankę cruisera i sportowego bolidu. Brzmi dziwnie? Być może, ale taką właśnie koncepcję przyjęto przy tworzeniu „wojownika”.

Yamaha XV 1700 Road Star Warrior

Zresztą w pewien sposób jest on powiązany z legendarnym V-Maxem. Obie maszyny łączy nie tylko potężny moment obrotowy, dający ogromną radochę przy „odkręcaniu” prawej manetki, ale również rynek docelowy – Ameryka Północna. Tak naprawdę jest jeszcze jedno podobieństwo: oba motocykle sprzedawano oficjalnie zarówno za oceanem, jak i w Europie. Tyle tylko, że trafiły na Stary Kontynent w zupełnie inny sposób.

Naprawa wizerunku

Yamaha nie przewidywała oficjalnej sprzedaży V-Maksa na rynkach europejskich. Nastąpiło to dopiero po dwóch latach od amerykańskiego debiutu i to za sprawą francuskiego dilera, który przekonał kierownictwo firmy do takiego kroku. Na dodatek drastycznie zmniejszono moc silnika, co odarło V-Maksa z najważniejszego atrybutu.
Z kolei Road Star Warrior trafił do Europy już w rok po światowej premierze, a producent mocno reklamował nowy model, zachwalając go dosłownie na każdym kroku.

Yamaha XV 1700 Road Star Warrior

To nie był przypadek. Model XV 1700 miał za zadanie odciągnąć uwagę rynku od problemów, które były udziałem Yamahy XV 1600 Wild Star. Awarie skrzyń biegów, kończące się nawet wypadkami, sprawy sądowe, konieczność wymiany wadliwych elementów układu przeniesienia napędu, kosztująca krocie – to wszystko musiało przycichnąć, by straty Yamahy nie potęgowały się.
Wild Stara wycofano z reklam i katalogów, jego miejsce zajął Road Star Warrior, napędzany zmodyfikowanym silnikiem XV 1600. Yamaha zdołała zwrócić uwagę klientów na nowy motocykl. Szokował wyglądem, osiągami oraz niecodziennym połączeniem cech klasycznych ze sportowymi. Był po prostu świetnym narzędziem do naprawy wizerunku firmy, która właśnie zaliczyła produkcyjną wpadkę.

Wszystko od nowa

Road Star Warrior to motocykl zbudowany praktycznie od podstaw. Co prawda silnik przejęto z modelu XV 1600 Wild Star, ale został on tak dalece przekonstruowany, że obie jednostki napędowe nie są zamienne. Gdyby ktoś miał wątpliwości, wystarczy rzut oka na listę modyfikacji: nowe głowice, wałki rozrządu, popychacze i dźwigienki zaworowe, większa średnica cylindrów, większe żebra chłodzące, większe tłoki, nowe powłoki na powierzchniach roboczych tłoków i cylindrów, zmodyfikowane korbowody i sprzęgło, zmiany w kształcie bloku silnika, większe śruby mocujące skrzynię biegów, zmienione przełożenia pierwszego, czwartego i piątego biegu, „krótsze” przełożenie końcowe, zmienione elementy przeniesienia napędu na tylne koło, węższy i lżejszy (o 23%), ale bardziej wytrzymały pasek zębaty dzięki dodatkowi kevlaru.

Ze względu na nową ramę zmieniono również kształt zbiornika oleju i zastosowano nowy, dwukomorowy system zasysania powietrza. Każda komora powietrzna ma własny filtr powietrza. W układzie zasilania zastosowano wtrysk paliwa.
Kompletnie nowe jest również podwozie. Ramę zespawano z aluminiowych odlewów. Ma zwiększoną o 40% sztywność, a waży o 10,5 kg mniej niż stalowa konstrukcja w XV 1600. Nowa jest też kierownica, choć armatura na niej zamontowana nie zmieniła się w stosunku do tej z Wild Stara.

Prawdziwy mocarz

Każdy, kto miał okazję jechać XV 1700, wie, ile przyjemności potrafi zapewnić ten wyjątkowo długi i niski „potworek”. Szybkie otwarcie przepustnicy przy starcie z pewnością skończy się zostawieniem „krechy” na asfalcie. Kto się do tego przyzwyczai, niech kupi kilka tylnych opon na zapas. Może wystarczą na jeden sezon.
Wejście w zakręt nie oznacza walki o przetrwanie, bo podwozie spisuje się bez zarzutu. Uważać trzeba tylko na zbyt mocne pochylenia w łukach, bo o kontakt z nawierzchnią nietrudno. Szeroka kierownica daje poczucie panowania nad „fabryką mocy” (a właściwie momentu obrotowego), którą kierowca ma pod sobą.

Hamulce działają jak w sportowym bolidzie. Można mieć do nich pełne zaufanie, choć muszą radzić sobie z blisko 300-kilogramową górą żelastwa. O wygodzie na XV 1700 może mówić jedynie kierowca. Poziom komfortu na miejscu dla pasażera urąga wszelkiej przyzwoitości. Skoro już jesteśmy przy wadach, to trzeba wspomnieć o układzie wydechowym, a właściwie o tłumiku wydechu, zaprojektowanym chyba przez miłośnika instalacji kanalizacyjnych. Wygląda jak rura, która ma odprowadzać ścieki a nie spaliny. Obie paskudnie zepsute rzeczy można oczywiście poprawić, kupując porządne siodło dla pasażera i miły dla oka tłumik z oferty akcesoryjnej. Ale to niestety dodatkowo kosztuje.
Problemy natury warsztatowej rzadko imają się „wojownika”. Najważniejsze, że zespół napędowy nie ma wad, które występowały w XV 1600 i pracuje niezawodnie. Niemal przez cały okres produkcji pojawiały się problemy z czujnikiem przepustnicy. Wadliwy czujnik jest odpowiedzialny za nierównomierne obroty jałowe albo gaśnięcie silnika. Z kolei załamane przewody przy cewce zapłonowej mogą pękać, doprowadzając do gwałtownego przerwania pracy silnika. Obie wady były wielokrotnie poprawiane w ramach serwisowych akcji naprawczych.

Zalety

+ Mocny i elastyczny silnik
+ Świetne osiągi
+ Stabilne podwozie
+ Skuteczne hamulce

Wady

– Niski komfort jazdy
– Fatalne miejsce pasażera
– Mała żywotność tylnej opony
– Brzydki tłumik wydechu

KOMENTARZE