fbpx

Gdy w 2016 roku Norton zyskał nowego właściciela, mieliśmy nadzieję, że sytuacja brytyjskiej marki w końcu się ustabilizuje. Niestety, pod koniec ubiegłego roku firma znowu miała kłopoty finansowe.

Sprawa wypłynęła „na poważnie” gdy Norton ogłosił zbiórkę na portalu Crownfundingowym. Z opisu wynikało, że producent zbiera 1 mln. funtów na skończenie partii produkcyjnej modelu V4. Akcje szybko odwołano i ogłoszono, że pieniądze się znalazły. Chwilę po tym na jaw wyszły problemy finansowe i podatkowe, które rzekomo miały być zwiastunem upadku tej szlachetnej marki. Zarząd Nortona szybko sytuacje sprostował i według ich zeznań, kłopoty zostały zażegnane, produkcja rusza w najlepsze, a przyszłość jest świetlana. No niestety, światło szybko zaczęło gasnąć i temat kłopotów Nortona szybko został odgrzebany przez Johna McGuinnesa – legendę wyścigów Isle Of Man TT, który w zeszłym sezonie startował z zespołem Nortona. Na swoich mediach społecznościowych desperacko szukał kontaktu z prezesem firmy, który nie dawał znaków życia. Od razu pojawiły się spekulacje, jakoby chodziło o wypłatę zaległego honorarium, ale to tylko domysły internautów, bowiem McGuiness nie napisał o co chodzi.

Teraz jednak przyszłość Nortona wydaje się przesądzona. Przez zaległe podatki, firmą obecnie zajmuje się komornik i jest na sprzedaż, a wraz z nią także hale produkcyjne w Donnington. To przysparza Nortonowi kolejny problem, mianowicie jak dostarczyć zamówione już motocykle, co zrobić z wpłaconymi zaliczkami na motocykle, których produkcja jeszcze nie ruszyła i przede wszystkim co z pracownikami. Na szczęście partner biznesowy Nortona, zajmujący się wcześniej restrukturyzacją, zapewnia, że wyprodukowane już motocykle zostaną dostarczone do klientów, pracownicy dostaną należne wsparcie, a zaliczki powinny być zwrócone, do czego zobowiązali się także importerzy – m.in. w Australii. Swoją drogą to smutne, że marka taka jak Norton – z ogromną historią i prestiżem, co kilka lat popada w poważne kłopoty finansowe. Być może robi to jednak na własne życzenie. Niestety, ale w obecnych czasach, produkcja ręcznie robionych, ultradrogich motocykli nie jest rentownym biznesem i być może trzeba schować dumę w kieszeń i postąpić jak MV Agusta. A dokładniej, wprowadzić do oferty rozsądnie wycenione modele, które będą zarabiały na firmę, dzięki czemu modele takie jak Commando czy V4 będą mogły być nadal produkowane.

KOMENTARZE