fbpx

Wydaje się, że motocykle elektryczne to przyszłość, nie tylko ze względu na ekologię, ale również ze względu na nawyki młodych pokoleń. Dzieci w obecnych czasach zupełnie inaczej odczuwają kontakt z maszyną.

Gdy my, czyli osoby urodzone powiedzmy 20-30 lat temu i więcej, byliśmy mali, najpierw słychać było hałas. Był basowy grzmot, przeraźliwy ryk czy też charakterystyczne „pierdzenie”. Dopiero za chwilę na horyzoncie pojawiał się motocykl. Za nim najczęściej zostawała chmura kurzu albo dymu unoszącego się w powietrzu oraz woń spalonej, najczęściej z olejem, benzyny. 

To sprawiło, że jednoślady od zawsze kojarzyły nam się z dźwiękiem oraz zapachem i dlatego mało kto jest w stanie całkowicie zaakceptować elektryczne silniki w jednośladach. Większość zagorzałych motocyklistów nawet nie chce słyszeć o elektrykach, w ogóle nie traktując ich jak motocykle. A co z dziećmi?

Symbioza z elektroniką

Na pewno każdy z was zauważył, że zapełnione do granic możliwości osiedlowe place zabaw odeszły do przeszłości – nie licząc obecności rodziców z najmłodszymi pociechami. Nowe pokolenie nieco starszych dzieci wychowywane jest dużo częściej w domach, ze wszechobecną elektroniką, dlatego dla nich najważniejszym bodźcem jest obraz. 

Scrollując tablice na social mediach najpierw widzimy motocykl na filmiku, a dopiero kiedy go klikniemy pojawia się dźwięk, często zagłuszony przez grającą z innej karty muzykę albo całkowicie wyciszony. 

To sprawia, że motocykle kojarzą się dzieciom zupełnie inaczej niż nam i potrzeba hałasu czy zapachu towarzysząca jeździe zaczyna zanikać. Liczy się przede wszystkim bodziec dla wzroku. Przecież na Tik Toku i tak podkłada się gotowy dźwięk z aktualnie modnej piosenki. 

Zmysły i bodźce

Wielu młodych zawodników dopiero zaczynających swoją przygodę z motocyklami wprost stwierdza, że jest im to zupełnie obojętne, czy mają pod sobą silnik spalinowy, czy elektryczny. Najważniejsze, żeby miały dwa koła i dawały jak największą frajdę. Prędkość i adrenalina wychodzą tutaj więc do pierwszego szeregu, a słynne „braaaap!” powoli staje się muzyką dziadersów.

Z drugiej jednak strony, nowe pokolenie wydaje się być momentami aż za bardzo chronione przed tą „motocyklową wolnością”. My ją znamy i kochamy, więc może właśnie dlatego dzieci tym bardziej potrzebują silników spalinowych? Jak uważacie, czy wyginięcie tego typu motocykli jest nieuniknione, czy warto dalej o nie walczyć? W nadmiarze wszystko jest niezdrowe, ale może jednak najmłodsi potrzebują odrobiny hałasu i zapachu benzyny?

KOMENTARZE