Od kilku lat przekonujemy się, że motocykle klasy 125 ccm, choć niewielkie, mają w sobie ogromny potencjał. Na rynku dostępne są cruisery, nakedy, ścigacze, a także maszyny typu adventure. Jednym słowem, dla każdego coś miłego.
Na skróty:
Z pewnym zdziwieniem odnotowałem, że Barton Motors działa na naszym rynku już od 17 lat, a to bardzo przyzwoity wynik. Firma przekształciła się niedawno w Grupę BMB, specjalizującą się głównie w niewielkich i tanich motocyklach, motorowerach i quadach importowanych z Chin i Tajwanu. Ostatnio rozszerzyła swoją ofertę o nieco większe motocykle (300 i 500 ccm) obiecującej marki Voge.
Do niedawna głównymi zaletami maszyn Bartona były jedynie umiarkowana cena i dosyć szeroka gama modelowa. Od pewnego czasu możemy również mówić o porządnej jakość wykonania. Oczywiście w porównaniu z droższą konkurencją pojazdy te wytwarzane są z nieco gorszych materiałów i nie porażają nadmierną ilością technologicznych gadżetów, ale są trwałe, mało skomplikowane i cieszą się dobrą opinią. Drobne niedoskonałości rekompensowane są coraz ciekawszą stylistyką i pewnego rodzaju dbałością o wykończenie detali.
Nie jest tajemnicą, że niektóre modele Bartona oferowane są także (pod innymi nazwami) przez konkurencję, ale nie ma w tym nic złego. Chińskie fabryki produkują takie ilości jednośladów, że są w stanie bez kłopotu obdzielić nimi jeszcze wiele europejskich firm. Tym razem prezentujemy nowość Bartona na sezon 2022, motocykl o turystycznych ambicjach – GT 125, czyli Grand Tourer.
Korzystając z dobrych wzorców
Patrząc na Bartona GT 125 nie możemy mieć nawet cienia wątpliwości, na czym wzorowali się jego styliści. Skojarzenie jest natychmiastowe – na pierwszy rzut oka bardzo podobnie wygląda BMW G 310 GS. Nawet kolorystyka i napis GT (od Grand Tourer) są nieco zbliżone do tych w niemiecko-indyjskim motocyklu. Żeby było ciekawiej, w Bartonie zainstalowano również atrapy chłodnic, a przecież GT 125 wyposażone jest w silnik chłodzony powietrzem.
Przyjrzałem się tej konstrukcji dokładniej – żeby nawiązać do maszyn cięższej kategorii, zwykłą końcówkę układu wydechowego obudowano potężną osłoną, wyglądającą naprawdę poważnie. Nawet felgi z lekkich stopów są bardzo podobne do tych w najmniejszym z GS-ów. Tak czy owak, tegoroczna nowość Bartona prezentuje się zacnie i z pewnością może się podobać. A że stylistycznie wzorowana jest na BMW? Nie przynosi ujmy uczenie się od najlepszych, byleby przy tym nie łamać praw autorskich.
Mimo pewnych podobieństw obu motocykli w zakresie formy, w samej „treści” Barton prezentuje się nieco skromniej niż jego domniemany pierwowzór. Pomijając już samą pojemność silnika, Grand Tourer skonstruowany jest w sposób bardzo prosty. Jego przednie zawieszenie to zwykły widelec teleskopowy, tylne – klasyczny stalowy wahacz. Do budowy motocykla wykorzystano pojedynczą stalowa ramę typu zamkniętego – przy niewielkiej mocy silnika po prostu nie jest potrzebne nic bardziej skomplikowanego.
Jeżeli już jesteśmy przy jednostce napędowej, niech nie zmyli was dobrze wyeksponowany logotyp Moretti. To nie jest konstrukcja włoska, motorki o tej nazwie budowane są przez chińską fabrykę Zongshen. Silnik typu 156FMI-2 to stosowana w wielu innych motocyklach, niemal dokładna kopia hondowskiej jednostki CG 125. Nie poraża nadmiarem mocy, ale znana jest ze swojej długowieczności, małej awaryjności, a przede wszystkim niewielkiego apetytu na paliwo. Jednostka produkowana jest w kilku konfiguracjach, a w Bartonie GT zastosowano dwuzaworowy silnik OHC z wałkiem wyrównoważającym, bez zewnętrznej chłodnicy oleju. Dodatkowo uzbrojono go od spodu w całkiem solidną blaszaną osłonę, chroniącą podczas jazdy terenowej przed wystającymi kamieniami i korzeniami drzew.
Całości motocykla dopełniają oświetlenie typu LED oraz kolorowy wyświetlacz LCD. To może nie jest najnowszy krzyk mody, ale ekran jest dobrze skontrastowany (wszystko dobrze widać nawet w ostrym świetle dziennym), przejrzysty i dostarcza kierującemu wystarczającą (zwłaszcza w motocyklach klasy 125 ccm) ilość informacji.
A szkoda…
Siadam za sterami. Dopiero teraz spostrzegam, jak nietypową kierownicą dysponuje Barton. Jest ona nad wyraz wysoka, jakby żywcem zaimplementowana z peerelowskiego składaka Flaming. Niby wygląda dziwnie, ale gdy okraczam maszynę, okazuje się, że jest wyjątkowo wygodna – gdyby była niższa, pozycja kierowcy pewnie nie byłaby aż tak komfortowa. Czuję się, jakbym wsiadał „w”, a nie „na” motocykl. Myślę, że przy całkiem fajnej konfiguracji setów podnóżków mógłbym pokonać „gietekiem” całkiem spory dystans bez większego zmęczenia.
Uruchamiam silnik, pojawia się nawet przyjemny (jak na tę klasę pojemnościową) gulgot. Wbijam jedynkę i… cały czar pryska. Motocykl rusza niemrawo, biegi są dosyć krótkie, już przy 60 km/h wbijam „piątkę” i czekam, co się będzie działo. Maszyna jakoś tam rozpędza się do 95 km/h i dalej ani rusz. Nawet z górki i przy sprzyjających wiatrach. Po prostu moduł odcina zapłon, a ja czuję, że spokojnie dałoby się pojechać szybciej. Jak na Grand Tourera to raczej słabo, nawet przy tak mało inspirującej wielkości silnika.
Gdyby odrobinę pokombinować przy zębatkach i zmienić przełożenie końcowe, maszyna zapewne straciłaby trochę na dynamice, ale mogłaby przekroczyć „magiczne” 100 km/h, które w mojej opinii są dolna granicą przyzwoitości dla maszyn turystycznych. Szósty bieg też załatwiłby sprawę, ale przekonstruowanie skrzyni biegów to już nie jest taka prosta sprawa. Barton od dawna znany jest z zamiłowania do silników o mocy sporo poniżej dopuszczalnych przepisami piętnastu koników, co jestem w stanie zrozumieć. Jednak w kilku modelach z powodzeniem stosuje już skrzynię sześciobiegową, która pozwala rozwijać nieco większe prędkości niż testowany GT 125.
To niestety nie jest jedyna przypadłość tego motocykla. Jego przednie zawieszenie jest bardzo miękkie i zaczyna „pływać” w ciaśniejszych zakrętach już przy prędkościach rzędu ok. 50 km/h i pojawiają się przy tym delikatne stukoty. Nie jest to bardzo niebezpieczne, ale do miłych zjawisk też nie należy. Być może ten rodzaj zawieszenia lepiej sprawdziłby się w lekkim terenie, wybierając większe nierówności, ale nie miałem okazji (czy może raczej ochoty) tego badać, bo to w końcu szosowy Grand Tourer. Przyczyną mojej lekkiej niechęci do prób terenowych jest chyba wspomniana wyżej wysoka kierownica, która bardziej pasuje do choppera niż enduro.
W zasadzie nie mam się już chyba czego więcej „czepnąć”, bo układ hamulcowy działa nienajgorzej (jak na system CBS), a reszta motocykla też jest skonstruowana poprawnie. Dźwignia biegów pracuje dosyć ciężko, pojawiają się kłopoty ze znalezieniem biegu jałowego, gdy maszyna się nie toczy, a przełącznik migaczy działa z oporami. Nie mam jednak do tych zjawisk większych zastrzeżeń, bo przecież nie mamy do czynienia z motocyklem klasy premium, wyposażonym w kosmiczne wodotryski, tylko raczej z maszyną budżetową. A taki pojazd drobne wady może mieć. Celowo wytykam Bartonowi GT 125 wszystkie niedoskonałości, bo uważam, że w tym modelu tkwi spory potencjał. Ten motocykl naprawdę miałby szansę znaleźć spore grono nabywców, gdyby fabryka wyeliminowała drobne potknięcia, a moim zdaniem nie powinno to być trudne.
Pomijając zastosowanie marnego przełożenia końcowego i pewną ospałość jednostki napędowej, motocykl z każdym przejechanym kilometrem coraz bardziej mi się podobał. Wystarczy utrzymywać silnik na obrotach powyżej 5 tys./min, a w ruchu miejskim ta lekka maszyna daje sobie całkiem dobrze radę, nawet dociążona pasażerem, dla którego przewidziano całkiem sporo miejsca. Sprawnie uwija się między samochodami, a do pracy sprzęgłem nie trzeba w nadgarstku dysponować siłą Herkulesa.
Motocykl seryjnie wyposażony jest w całkiem solidny bagażnik, do którego można zamocować torbę podróżną lub centralny kufer, i wtedy Barton staje się maszyną turystyczną. Zwłaszcza że GT 125 seryjnie wyposażony jest w stosunkowo wysoka szybę i handbary. Ten zestaw dosyć skutecznie chroni kierowcę przed wiatrem i deszczem. Jeżeli więc interesują cię dalsze wycieczki i dysponujesz odpowiednią dozą cierpliwości, a przy tym nie masz motocyklowego prawa jazdy, to Barton GT 125 może być całkiem przyzwoitym wyborem. Co prawda nieco lepiej wygląda niż jeździ, ale przecież w motocyklach lans też jest ważny. W dodatku będzie to lans za niewygórowaną sumę, bo fabrycznie nowa maszyna kosztuje w salonie poniżej 12 000 zł.
Zdjęcia: Tomasz Parzychowski