fbpx

Potrafisz być wolny? | Wszystko. Wszędzie. Naraz.

Człowiek jest wolny wtedy, gdy na przykład w wyścigu motocyklowym nie jedzie pierwszy, tylko drugi albo nawet trzeci.

Synu, Wiesław Myśliwski w „Traktacie o łuskaniu fasoli” napisał, że ojcowie przed synami powinni się spowiadać, dlatego na odbiorcę części moich felietonów wybrałem właśnie Ciebie. No dobra, jest jeszcze jeden czynnik – nie znam nikogo, kto od pierwszych dni życia z takim zaciekawieniem słucha, gdy ktoś na głos czyta mu moje teksty. Masz już ponad pięć lat. Od momentu Twoich narodzin do chwili pisania tego tekstu minęło dokładnie 2016 dni. Krótko? To ponad 2 903 040 minut, a sam wiesz, ile jest warta minuta snu, gdy trzeba wstać do przedszkola, lub minuta zabawy w wannie, kiedy z mamą przysypiamy już ze zmęczenia w dziurze między wuce a umywalką.

Każdy dzień zaczynasz od setek pytań, a ja jestem szczęśliwcem na pierwszej linii ostrzału Twoich wielkich ocząt głodnych wiedzy. Do tej pory szło mi dość gładko. Pytałeś o to, jak działa tramwaj, czym różni się owsianka od maślanki, czy Nissan GTR jest szybszy od McLarena, czym jest korek na ulicy, pandemia, czy możemy polecieć w kosmos, dlaczego Marc Marquez się przewrócił, a koledzy mu nie pomogli, skąd biorą się pieniądze. A nie, to już wiesz. Pieniądze biorą się z mojej szklanej skarbonki ukrytej w szafie. Twoim zdaniem jest ich tyle, że można spełnić wszystkie marzenia. Policzyłem to ostatnio. Za te uciułane w miedziakach 130 złotych przy obecnej inflacji faktycznie można spełnić wszystkie marzenia, jeśli sprowadzimy je do kolacji we trójkę w restauracji McDonald’s w Łomiankach. Wyjaśnię Ci to kiedy indziej.

Czasem w ojcowskiej karierze zdarzają się pytania pozornie łatwe. Zadane jednak w nieoczywistym miejscu, bez litości wbijające człowieka w glebę. Przykład? W przedszkolu zachciało Ci się siku i na cały budynek krzyknąłeś — Tato, idziemy skrzyżować strumień? Tym samym zdradziłeś moją tajemną i ekologiczną metodę na zachęcenie wiecznie zajętego młodzieńca do załatwienia potrzeby fizjologicznej. Sprawiłeś również, że na widok mojej facjaty w progu placówki oświatowej przedszkolne „ciocie” śmieją się jak na dobrym stand-upie.

Pytania trudne w naszym ojcowsko-synowskim teleturnieju padają z coraz większą częstotliwością. Ostatnio w przerwie między dywanowym wyścigiem MotoGP a ratowaniem świata z Psim Patrolem zapytałeś – bez żadnego wstępu, na jednym wdechu, jakby sprawa była życia i śmierci – co to znaczy być wolnym. Wolnym? Wolność? Przecież od lat jeżdżę motocyklami, a te są najdoskonalszym synonimem wolności. No wiesz, motocykl, pełny bak, autostrada, prędkość, kask na głowie, wiatr we włosach, nikt nie gada do ucha. Zmarszczyłeś czoło, dając delikatnie znać, że kiepsko idzie mi wyjaśnianie świata. Na szczęście w rękawie miałem asa w postaci słów mojego ulubionego filozofa Emila Ciorana. Zapytany o wolność, powiedział kiedyś, że to prawo do różnicy. To znaczy, że ja mogę lubić sportowe motocykle z lat 90. w krzykliwych kolorach, Ty natomiast ciężkie choppery z Ameryki. Ja mogę lubić lody o smaku słonego karmelu na Placu Wilsona, Ty te śmietankowe z przydomowej lodziarni. Dopóki nie toczymy wojny o to, czyj wybór jest lepszy, i nie zmuszamy drugiej strony do zmiany zdania, obaj pozostajemy wolni. Makao i po makale! Już chciałem wręczyć sobie order za wyjaśnienie jednego z najtrudniejszych pojęć świata, gdy na Twoim czole zmarszczki niezrozumienia nabrały dziwnego kolorytu.

– Tato, nic z tego nie rozumiem! Gdy na przykład człowiek w wyścigu motocyklowym nie jedzie pierwszy, tylko drugi albo nawet trzeci, wtedy jest wolny. Ja chcę być zawsze szybki, nigdy wolny! Żółwie niech sobie będą wolne.

Role się nagle odwróciły. Świadomie lub nie wysadziłeś mnie ze strefy komfortu i wywołałeś długie rozmyślania. Być szybkim to nigdy nie czuć się wolnym. Nad tym pierwszym w wyścigu zawsze wisi przymus dominacji, a przymus to zaprzeczenie wolności. Dlaczego więc od tysięcy lat zamiast bycia wolnymi, bierzemy udział w wyścigu o tytuł naj-szybszego, naj-lepszego? Nie mam pojęcia!
Jadąc pewnego lipcowego wieczoru na BMW S 1000 RR, a później na Vespie PX125, zrozumiałem, że wolność to nie akt wyboru za lub przeciw czemuś, czy między pójściem w prawo lub w lewo. Na szybkim motocyklu nie muszę szybko, na wolnym skuterze nie muszę wolno. Wolność to bycie ponad – ponad oczekiwaniami, ponad konwenansami. Czasem na Vespie jeżdżę mniej rozważnie niż na S 1000 RR. Czasem zupełnie odwrotnie – na sportowym BMW wiozę się niczym emeryt na sobotni targ. Ja ustalam warunki. Dziękuję synu, że mi o tym przypomniałeś. Jesteś moim ulubionym nauczycielem!

KOMENTARZE