fbpx

Zbierała się ta zima do odejścia, zbierała kilka tygodni nie mogąc się zdecydować na szybkie i stanowcze odejście (to coś tak jak z paktem stabilizacyjnym), a w motocyklistach ciśnienie rosło coraz bardziej. Maszyny rwą się do pracy, serca biją mocniej, a tu za oknem temperatury oscylują wokół 0 C. Wcale nie trzeba było być wróżką, […]

Zbierała się ta zima do odejścia, zbierała kilka tygodni nie mogąc się zdecydować na szybkie i stanowcze odejście (to coś tak jak z paktem stabilizacyjnym), a w motocyklistach ciśnienie rosło coraz bardziej. Maszyny rwą się do pracy, serca biją mocniej, a tu za oknem temperatury oscylują wokół 0 C. Wcale nie trzeba było być wróżką, żeby przewidzieć co się stanie, gdy tylko słupek rtęci minimalnie poskoczy do góry, tak aby była pewność (a zasadzie tylko domniemanie), że na asfalcie nie ma już lodu. O pośniegowym błocie nie wspominam, bo kto by zwracał uwagę na takie bzdety. Wiem, co ś o tym, bo sam od pewnego czasu zastanawiałem się: już, czy jeszcze nie? A ciśnienie stale rosło. Kilka tygodni wcześniej usłyszałem od znajomego znamienne słowa: zobaczysz, jak tylko słońce mocniej zaświeci, ile w jeden weekend będziemy mieli dzwonów. Z dużą ciekawością , ale też i obawą czekałem więc na te pierwsze cieplejsze dni. Tak się złożyło, że za taki dzień uznałem sobotę, a podobnego zdania była znakomita większość motocyklistów.

Ponieważ wszystkie zimowe prace nad maszyną przeprowadzone były w terminie, przygotowanie do pierwszej przejażdżki trwały zaledwie parę minut. Kilka energicznych kopów w kickstarter i boxerek chodzi jak ta lala. Kask na głowę, wyjazd z garażu, prosta kilkaset metrów, ciasny zakręt w prawo i.. uślizg tylnego koła na kupce czarnej brei, zakończony bardzo delikatnym szlifem. Na szczęście tylko gmolem. Niezrażony ruszyłem w miasto, „ciśnienie jazdy” jednak jakoś dziwnie mi spadło. Ponieważ mój motorek nie jeździ za szybko, co chwilę mijały mnie dwu, trzy maszynowe grupki. Widać nie tylko ja w ten weekend postanowiłem rozładować zimowe frustracje. Zauważyłem też niestety, że u niektórych motocyklistów to” ciśnienie jazdy” musiało być wielokrotnie większe od mojego, bo sztuki jakie wykonywali na drodze wyraźnie stanowiły zapowiedź jakiegoś solidniejszego dzwona. Nie znam dokładnych statystyk dotyczących ilości wypadków które nastąpiły w ten weekend z udziałem jednośladów, sam słyszałem jedynie o 2. Czy było ich więcej? Trudno powiedzieć, pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że nie.

Ten długawy wstęp jest bardzo podstępnym sposobem przejścia do meritum zagadnienia. Otóż z okazji „jubileuszowego” 150. numeru ŚM od niektórych czytelników usłyszeliśmy kilka gorzkich słów dotyczących ogólnie mówiąc niskiego poziomu merytorycznego, poruszania nieistotnych tematów, i braku profesjonalizmu. Na ten temat oczywiście można mieć różne zdanie, jednak jednego z pewnością nie można odmówić redakcji. Wielokrotnie i w różnej formie zwracaliśmy się do czytelników o wyjątkowo ostrożną i uważną jazdę zwłaszcza na początku sezonu. Ostrzegaliśmy więc przed resztkami błota i piachem na jezdniach, przed potwornymi dziurami w asfalcie, które stadami powstają zimą co rok w innych miejscach, a więc różnego rodzaju zagrożeniami zewnętrznymi. Apelowaliśmy także o to, aby pierwsze jazdy odbywały się jedynie :na pół gwizdka”, ze względu na brak „wjeżdżenia”. To są rzeczywiście banalne rady, prawdopodobnie nie na wysokim poziomie merytorycznym, tyle tylko, że jak wykazuje praktyka, gdy zaświecą pierwsze promienie wiosennego słońca mało kto o nich pamięta. I co roku z powodu braku stosowania się do tych „nieprofesjonalnych” zasad pewna liczba motocyklistów na dłuższy czas rozstaje się z dwoma kółkami.

Również jak co roku właśnie w tej chwili rozpoczyna się sezon serwisowy. Praktycznie wszystkie warsztaty tak obłożone są robotą, że bez super znajomości na standardowy przedsezonowy przegląd trzeba czekać kilka tygodni.. A przecież logika nakazywałaby załatwić te sprawy jeszcze zimą, kiedy z braku zajęcia panowie mechanicy pracują w nieco mniejszym pośpiechu, a więc wydawałby się mogło staranniej. Również dostęp do części zimą jest znacznie łatwiejszy. Ale te oczywiste i merytorycznie stojące na niskim poziomie porady mało kto bierze sobie do serca i wiosną w serwisach sytuację mamy, jaką mamy. Wszystko odbywa się pospiesznie, nerwowo i w nieodpowiednim czasie. Dodajmy do tego problem akumulatorowy. Właśnie w okolicach kwietnia, rokrocznie spora liczba motocyklistów dowiaduje się z niejakim zdziwieniem, że baterię należało w zimie co jakiś czas ładować. Rozpoczynają się więc nerwowe prace reanimacyjne, zakończone niemal zawsze porażką, czyli zakupem nowej baterii. A przecież to banalna sprawa – wystarczy zakupić za ok 100 złociszy odpowiednie urządzenie, które automatycznie będzie dbało o stan naładowania akumulatora przez całą zimę. Wydatek niby spory, ale i tak mniejszy niż na nowa baterię.

Okazuje się więc, że spora część motocyklistów nie wie, lub po prostu nie pamięta o tych podstawowych prawdach, a rolą naszą (między innymi) jest o nich przypominać. Językiem prostym, przystępnym i zrozumiałym dla wszystkich.. Taka jest bowiem formuła naszego pisma. O wszystkim po trosze, na poziomie dostosowanym do średniej krajowej naszych motocyklistów. A średnia krajowa jest właśnie taka, jaką opisałem powyżej i chyba trudno się z tym nie zgodzić. Patrząc z perspektywy ostatnich 150 numerów SM dochodzę do wniosku, że przez te kilkanaście lat odwaliliśmy (redakcja i Wy – motocykliści) kawał solidnej roboty w kierunku budowania rynku od podstaw i znajdujemy się w miejscu być może nie aż tak dalekim, jak wskazywały by na to nasze apetyty, ale z pewnością nie aż tak bliskim początku, jak by się mogło niektórym wydawać. I odnoszę wrażenie, że ŚM o motocyklach pisze znacznie więcej i bardziej profesjonalnie, niż na początku swej działalności, tyle tylko że wtedy nowa Yamacha czy Honda wydawała się jakimś nierealnym sacrum, a dzisiaj jest po prostu kolejnym z wielu innych, chociaż nadal pięknym i fascynującym motocyklem.

KOMENTARZE