Kiedy moi przybrani rodzice (chyba nie muszę mówić, że to Andrzej i Monika?) poznali się na motocyklowej sesji fotograficznej, myślałem sobie, że fajnie byłoby zakochać się w podobny sposób. Od tamtej pory, czyli od jakiś 10 lat, większość nowych znajomości z dziewczynami, które darzyłem jakimś uczuciem, rozpoczynałem na Instagramie albo – co gorsza – na Tinderze… I mimo że żadna z nich nie skończyła się ślubem czy zaręczynami, to zbliżając się do trzydziestki, zacząłem się oswajać z myślą, że właśnie w internecie mogę poznać swoją przyszłą żonę… No bo przecież nie w pracy, czyli prowadząc sklep z akcesoriami motocyklowymi dla dzieci albo trenując jazdę terenowymi jednośladami głównie małych gamoni.
... Czytaj cały...