fbpx

Ostatnio przeczytałem gdzieś, że lata temu Andrzej Wajda, odwiedzając swojego znajomego, zastał go siedzącego w fotelu i patrzącego w podłogę. Wywołało to u Wajdy takie przemyślenia: „Tak można wyrazić historię ludzkiego życia. W dzieciństwie wzrok skierowany jest w górę, dziecko z zachwytem patrzy na rodziców i otaczający świat. Potem człowiek dojrzały, pełni życia, patrzy przed siebie. Wreszcie stary opuszcza głowę i wzrok kieruje w dół. W górę, na wprost, w dół. To historia życia człowieka”.

Słowa te mają dla mnie jeszcze inny wymiar. Jako dzieci, obserwując świat z pozycji żaby, jesteśmy zachwyceni każdym, otaczającym nas przedmiotem i z wielką nadzieją patrzymy w przyszłość. Chyba każdy z nas pamięta, jakież to dalekosiężne plany snuł w piaskownicy, zaczynając zdania od „A kiedy dorosnę…”. 

Kiedy już dochodzimy do tej upragnionej dorosłości i zaczynamy patrzeć „na wprost”, staramy się żyć tu i teraz. Nie interesuje nas ani przeszłość, ani przyszłość. Chwytamy dzień i wyciskamy jak cytrynę. Z wiekiem, zupełnie niepostrzeżenie, zaczynamy patrzeć w dół. Ostatnio skutecznie pomagają nam w tym smartfony, ale dla mnie to patrzenie w dół jest etapem, w którym częściej pojawia się nostalgia – tęsknota za tym, co minione, utracone, przebrzmiałe.

Jaki to ma związek z motocyklami?

Otóż całkiem spory! Historia mojego motocyklowego życia zaczęła się od dziecięcego zachwytu i planowania, jakim sprzętem będę jeździł, kiedy dorosnę. W pierwszym etapie dorosłości zachłysnąłem się życiem „tu i teraz”, w moim garażu królowały takie motocykle jak Honda CBR 954RR, Suzuki GSX-R600, Kawasaki ZX-6R i muszę przyznać, że planowanie zaczynało i kończyło się na następnym „lataniu”. 

Dziś, choć do emerytury mam wciąż 33 lata, to etap nostalgii rozgościł się u mnie na dobre. Na co dzień jeżdżę Yamahą XJR1300, uwielbiam customy, do jazdy torowej zbudowałem Hondę CBR 400RR z 1989 roku, a jedyny motocykl, za który dałbym się pokroić, to stary Brough Superior SS100.

Nie dziwi mnie więc zupełnie zachwyt, jaki w 2012 roku na imprezie Pebble Beach wywołał odbudowany przez zespół BMW Classic prototyp R7 z 1934 roku. Goście kultowej, kalifornijskiej imprezy motoryzacyjnej, mogli na żywo zobaczyć, z jakim kunsztem i nowatorskim podejściem ponad siedemdziesiąt lat wcześniej Alfred Böning zaprojektował motocykl w stylu Art Deco. 

Świadkiem prezentacji odbudowanego prototypu R7 był Alex Niznik. Tak wspomina ten dzień: „Miałem wielkie szczęście uczestniczyć w odsłonięciu odrestaurowanego R7 z 1934 roku podczas Pebble Beach w 2012 roku. Przebywanie tak blisko kawałka historii, która nigdy nie wykorzystała swojego potencjału, wyznaczyło mi kierunek. Tego dnia obiecałem sobie, że gdy w wieku 55 lat, w 2015 roku przejdę na emeryturę, zajmę się budową współczesnej wersji tego motocykla. W końcu założyłem warsztat NMoto i tak zaczęła się cała przygoda.”

BMW R nineT „Nostalgia”

Start projektu „Nostalgia” doskonale zbiegł się z wprowadzeniem przez BMW modelu R nineT, idealnej platformy do realizacji tego typu pomysłów.

W poszukiwaniu najlepszej bazy testowaliśmy wszystkie dostępne modele BMW” – wspomina Alex. „Nowe R nineT okazało się doskonałe pod względem rozmiarów i osiągów.

Opracowanie motocykla, łączącego estetykę vintage z nowoczesną technologią wymagało zebrania odpowiedniego zespołu. Nizik do współpracy zaprosił najlepszych specjalistów, zajmujących się modelowaniem, inżynierów i projektantów, którzy pracowali pod kierownictwem Stanislava Pavlova. 

Zaczynali od zera. Na ścianie warsztatu powiesili ogromny obraz BMW R7 i rozpoczęli mozolne odtwarzanie motocykla w oprogramowaniu CAD 3D, bo nie posiadali żadnych, oryginalnych szkiców. Projekt takiego kalibru wymagał sporych zmian w oryginalnej elektryce R nineT. Właściciel NMoto twierdzi, że jako pierwszy z powodzeniem zintegrował seryjną wiązkę z akcesoryjnymi gadżetami i elementami sterującymi. Pomimo klasycznego wyglądu, motocykl ma ABS, kontrolę trakcji i bezkluczykowy zapłon. 

Ręczna robota

Do stworzenia stylowego nadwozia wykorzystano koło angielskie, obrabiarki CNC, obróbkę laserową oraz grawerowanie. Do budowy „Nostalgii” użyto 96 ręcznie wykonanych elementów. Aż 74 z nich samodzielnie wytwarza NMoto, bowiem znalezienie ludzi, którzy mogliby je zrobić na zlecenie, graniczyło z cudem. 

Całość powstała głównie z aluminium, co sprawia, że maszyna jest nie tylko lżejsza od prototypu z 1934 roku, ale i od oryginalnego BMW R nineT. Nadwozie korzysta z fabrycznych mocowań w ramie. Zmiany wymagała jedynie rama pomocnicza oraz błotnik, który w bazowym motocyklu jest przytwierdzony do siedziska. Takie podejście to ukłon w kierunku tych klientów, którzy zamiast gotowego motocykla będą chcieli zamówić zestaw do samodzielnego montażu.

Recepta na sukces

Współczesny motocykl, bezpośrednio nawiązujący do konceptu z 1934 roku, okazał się receptą na sukces NMoto. W ciągu kilkunastu miesięcy od premiery „Nostalgia” była prezentowana na takich imprezach, jak Amelia Island Concours d’Elegance na Florydzie, Villa d’Este Concorso d’Eleganza we Włoszech, Wheels & Waves we Francji, BMW Motorrad Days w Niemczech oraz Pebble Beach Concours d’Elegance w Kalifornii. Ponadto dołączyła do kolekcji trzech najbardziej cenionych muzeów – BMW Classic Museum w Niemczech, Nettesheim BMW Museum w Nowym Jorku i Audrain Auto Museum w Rhode Island, czego sam pomysłodawca nie spodziewał się w najśmielszych snach.

Ile kosztuje nostalgiczny motocykl?

Kolekcjonerzy doskonale wiedzą, że zabytkowe motocykle nie tylko kosztują majątek, ale i wymagają stałej konserwacji, dlatego mało który wyciąga je choćby na okazjonalne przejażdżki. Alex uważa, że podstawowa przyjemność z posiadania motocykla to jazda nim, dlatego NMoto „Nostalgia” to nie tylko piękny, ale i nowoczesny, niezawodny, wygodny i przede wszystkim bezpieczny motocykl. 

Podstawowa wersja kosztuje 49 500 dolarów (193 000 złotych). Cena obejmuje zakup fabrycznego BMW R nineT. Każdego, kto powie, że to cholernie drogo, odsyłam do aukcji Bonhams lub RM Sotheby’s.

PS. Pasja do motocykli sprawia, że niezależnie od etapu w życiu, wciąż patrzę na te sprzęty okiem małego chłopca i często wykrzykuję „łaaaaał” – dokładnie tak, jak mój dwuletni syn. To się chyba nigdy nie zmieni!

KOMENTARZE