Lepszy ABS, szybszy quickshifter, większy ekran nawigacji, wygodniejsza kanapa, mniejsza masa i sprawniejszy silnik – koncerny motocyklowe nigdy nie przestaną szukać takich udoskonaleń, ale problem branży leży zupełnie gdzie indziej.
Na skróty:
Jubileusz 25-lecia Świata Motocykli był świetną okazją, by pomyśleć o przyszłości motocyklizmu. Czym przyciągnąć uwagę pokoleń bardziej skoncentrowanych na wirtualnej, niż realnej rzeczywistości? Wyjściem mogą być customowe konstrukcje!
Nie w tym problem
Dyskusje o śmierci silników spalinowych toczą się od lat. Koncerny motoryzacyjne prześcigają się w wytwarzaniu coraz lepszych pojazdów, napędzanych energią elektryczną. Tesla Model 3 w wersji Long Range ma zasięg 499 kilometrów, a od od 0 do 96,5 km/h jest w stanie rozpędzić się 3,5 sekundy. To wynik porównywalny do 500-konnego Porsche 911 GT3, a mówimy o całkiem wygodnym, rodzinnym hatchbacku.
Z motocyklami też jest coraz lepiej. Ścigający się w TT Peter Hickman w tym roku wykręcił na BMW S 1000RR czas na poziomie 16 min 42,778 s, jadąc ze średnią prędkością 217,989 km/h. Michael Rutter na motocyklu elektrycznym był wolniejszy tylko o minutę i 52 sekundy (18 min 34,965 s), pędząc ze średnią prędkością 196,056 km/h. Przyszłością motoryzacji prawdopodobnie jest napęd elektryczny. To kwestia czasu potrzebnego na rozwój technologii baterii.
W przypadku samochodów nie mam z tym problemu, bo nawet przy intensywnym rozwoju komunikacji publicznej, ludzie nadal będą potrzebowali mobilności i niezależnie od sposobu (własne auto/car sharing/Uber), będą wykorzystywali do tego auta. Niestety, motocykle czeka mniej atrakcyjny scenariusz, bo już teraz da się zauważyć, że nie cieszą się zbyt dużym zainteresowaniem wśród młodzików. Urodzeni po 1995 roku przedstawiciele generacji Z, zamiast iść na kurs prawa jazdy, wolą przeznaczyć pieniądze na nowego smartfona, koncert Imagine Dragons lub weekendowy wypad do Londynu.
Wolność nie kojarzy im się z możliwością samodzielnego przemieszczania, bo mają do dyspozycji tanie linie lotnicze, metro i aplikacje do zamawiania aut w pakiecie z kierowcą. Zamiast toczyć bój o wyższości silników spalinowych nad elektrycznymi, branża powinna skupić się na tym, by motocykle stały się po prostu atrakcyjne, jak iPhone X czy limitowana kolekcja ubrań znanego rapera. Jedyną nadzieją są motocykle customowe!
Szata nie zdobi, ale wyróżnia
Motocykl też! Dobrym wstępem do tematu jest branża odzieżowa. Wystarczy spojrzeć na ulice europejskich stolic, by zgodnie stwierdzić, że masowo produkowane ubrania przestały być czymś atrakcyjnym. Najlepsza jakość i logotyp znanej marki to za mało. Ubiór stał się środkiem ekspresji, pozwalającym wyróżnić się z pędzącej masy. I tu pojawiła się personalizacja.
Pionierem był serwis NIKEiD, który powstał pod koniec lat 90. ubiegłego wieku. Umożliwił zamówienie spersonalizowanej pary butów. Dziś bez większego problemu możemy mieć customową koszulę, buty z własnym podpisem czy kurtkę z dowolnym nadrukiem. Marka Levi’s od dwóch lat realizuje projekt Tailor Shop on Tour, czyli obwoźny punkt, gdzie można odświeżyć i zmienić swoje ubrania dzięki malowaniu, postarzaniu, haftowaniu, naszywkom i kolorowym pinom. Wszystko po to, by dostosować się do specyficznych potrzeb klientów.
Indywidualizacja
Kupując samochód, możemy zdecydować o rodzaju tapicerki, wzorze felg, kolorze nadwozia. Fiat przed wprowadzeniem modelu 500 do produkcji umożliwiła klientom opracowanie i przekazanie pomysłów na jego aranżację. Tak uzyskano ponad 160 tysięcy inspirujących wskazówek!
Mini Cooper poszedł o krok dalej, udostępniając platformę, na której klienci mogli zaprojektować grafikę, jaka następnie pojawiała się na dachu ich samochodów. Niekwestionowanym królem indywidualizacji jest Rolls-Royce, gdzie dobierając kolor nadwozia, próbnik możemy oświetlić lampą symulującą barwę, z jaką słońce świeci w dowolnej części świata, a wybierając skórę na fotele, możemy zdecydować nie tylko o jej kolorze, ale również z jakiego zwierza ma ona pochodzić. W katalogu jest dosłownie wszystko: od byka, po aligatora.
Producenci motocykli nie pozostają bierni. W salonach Harleya-Davidsona już teraz na nabywców czekają opasłe katalogi z akcesoriami, dającymi namiastkę prawdziwej customizacji.
Masowo, lecz indywidualnie
Masowa personalizacja (z ang. mass personalization), polegająca na oferowaniu i dostarczaniu produktów dopasowanych do najróżniejszych potrzeb klientów po wyższej cenie, uzasadniającej dodatkową pracę i koszty po stronie producenta, zagościła w najróżniejszych branżach. Według profesora Dominika Walchera z Uniwersytetu Nauk Stosowanych w Salzburgu, w ostatnich latach wykorzystuje ją już ponad połowa modeli biznesowych, zgłaszanych w konkursach na biznesplany. Jeśli do trendu na indywidualizację dodamy nieustanny rozwój aplikacji online, to może okazać się, że za 5-10 lat proces zakupu motocykla, jaki znamy dziś, trafi do lamusa, a klienci przestaną w końcu odbijać się od wiecznie zajętych sprzedawców. Wszystko odbędzie się „w sieci”.
Wyobraźcie sobie, że w pierwszym kroku jesteście pytani o sposób jazdy (np. miasto/sport/teren) i w ten sposób system dobiera ramę, która posłuży do zbudowania wymarzonej maszyny. Później decydujecie o silniku i zawieszeniu, by na koniec przejść do dziesiątek inspiracji i tysięcy elementów, które będą stanowiły „bodykit” motocykla. Jeśli nie jesteście pewni swoich decyzji, system kontaktuje Was z profesjonalnym designerem, który pomaga w projekcie. Wspólnie decydujecie o malowaniu i innych szczegółach. Następnie klikacie „zamawiam” i w ciągu dwóch tygodni pod Wasz dom podjeżdża ciężarówka z jedynym w swoim rodzaju motocyklem. To być może nie tak bardzo odległa perspektywa.
Dwa wcielenia, jeden sprzęt
W 2017 roku Winston Yeh, właściciel warsztatu Rough Crafts, mieszczącego się na Tajwanie, zbudował Yamahę XSR 700 w ramach projektu Yard Built. Swoje doświadczenie zdobywał pracując dla takich marek jak Roland Sands Design czy Performance Machine, dlatego było jasne, że biorąc się za siedemsetkę ze stajni Yamahy, stworzy coś na prawdę wyjątkowego. I tak się stało. Bez cięcia ramy powstał motocykl o podwójnej naturze.
Winston miał problem z decyzją, czy wykorzystać sportowe clip-ony i stworzyć cafe racera, czy wziąć płaską kierownicę, by powstał scrambler. Tak zrodził się pomysł na stworzenie gotowych zestawów typu plug-and-play, dających możliwość szybkiego przetransformowania motocykla. W ciągu niespełna godziny miejski cafe racer może zmienić się w scramblera do „dzikowania” po szutrach.
Oczywiście, bazowanie na gotowym motocyklu wymagało przerobienia półek zawieszenia, zastosowania widelca z YZR-R1 wraz z osią, hamulcami i kołem oraz zaimplementowania elektronicznie regulowanego zawieszenia X2E od Shark Factory, jednak efekt końcowy to właśnie wstęp do masowej personalizacji motocykli i produkcji jak z klocków LEGO: gotowe elementy czekają w magazynie i klient decyduje, w jakiej konfiguracji je otrzyma.
Wydrukuj swoją wizję
Jeszcze szerszą możliwość indywidualizacji motocykli stwarza technologia druku 3D. Pionierskim podejściem popisał się polski producent z Olsztyna – Zortrax. Wykorzystując swoje flagowe produkty, firma udowodniła, że drukowanie całego bodykitu do motocykla to nie pieśń przyszłości, a rzeczywistość.
Prace nad projektem rozpoczęły się od ogołocenia Triumpha Daytony z seryjnych owiewek. Następnie do akcji wkroczyły skanery 3D, dzięki którym wszystkie elementy zostały dokładnie zmierzone i przeniesione do odpowiedniego oprogramowania. Później przyszedł czas na projektowanie i w końcu drukowanie nowych elementów: owiewek, nakładki na zbiornik paliwa, siedzenia, szyby, świateł oraz lusterek. Powstały prototyp jest w pełni funkcjonalny i można nim jeździć, choć sam producent mówi, że na komercyjne wykorzystanie takiej technologii w produkcji elementów nadwozia trzeba jeszcze poczekać. Niemniej w niedalekiej przyszłości druk 3D będzie wypełnieniem luki pomiędzy masową personalizacją, a budowaniem customowych motocykli od podstaw.
Esencja indiwidualizmu
Wziąwszy pod uwagę małe zainteresowanie motocyklizmem wśród młodszych pokoleń, masowa personalizacja to pierwszy trend, który powinien rozwinąć się w najbliższych latach. Drugi, o wiele ciekawszy, to budowanie w pełni customowych motocykli nie tylko przez małe warsztaty, ale również globalne firmy.
Utworzenie wyspecjalizowanych działów budowy od podstaw motocykli na potrzeby konkretnego klienta może być świetnym motorem napędowym dla producentów. Ci, którzy będą chcieli swój jednoślad szybko i stosunkowo tanio, skonfigurują go online, bazując na inspiracjach i gotowych elementach. Jednak już teraz widać, że klientów o wyrafinowanych potrzebach nie brakuje. Dla nich motocykl, dokładnie tak jak ubranie szyte na miarę, jest czymś, co pozwala podkreślić tożsamość i wyrazić poglądy. Dziś nazwalibyśmy to hipsterstwem w motocyklizmie.
Potrzeba wyróżniania się
Subkultura rockersów w latach 60. ubiegłego wieku zrodziła się właśnie z ogromnej potrzeby wyróżnienia. Znakiem rozpoznawczym był niebanalny strój i motocykl w stylu cafe racer. Dziś żyjemy w zupełnie innych realiach, rock and rolla możemy słuchać nie tylko w przydrożnych knajpach dla kierowców ciężarówek, a do ścigania się mamy coraz więcej wyspecjalizowanych obiektów, lecz potrzeba wyróżnienia się pozostała.
Spójrzcie tylko na dzieło VTR Customs. To kompletnie przebudowane BMW R 1200R LC o nazwie „Spitfire” jest esencją motocyklowej customizacji. Inspiracją był Supermarine Spitfire – najsłynniejszy, brytyjski myśliwiec z czasów drugiej wojny światowej. Przedsięwzięcie wsparł producent zegarków – TW Steel, który w ramach projektu „Son of Time” zleca wybranym warsztatom budowanie niepowtarzalnych motocykli, tym samym promując swoje produkty, bo w każdej maszynie dyskretnie ukrywany jest zegarek.
Sultan of Spirit
Spitfire nie tylko nazwą nawiązuje do kultowego myśliwca. Zewnętrzny korpus został uformowany z gołego aluminium, z wykorzystaniem najstarszych technik, a całość utrzymują rzędy nitów. Nawet przełączniki pochodzą z kokpitu oryginalnego samolotu. Wszystko po to, by wystartować w spektakularnej serii wyścigów o nazwie Sultan of Sprint. Ranking jest oparty na wynikach sprintu na 1/8 mili, ale nagradzana jest też kreatywność w projektowaniu zarówno motocykla, jak i stroju kierowcy.
Zdaję sobie sprawę, że design tego motocykla nie każdemu przypadnie do gustu, ale z pewnością nikt nie przejdzie obok niego obojętne.
Jednak ważne, czym jedziesz!
Motocykle kochamy za możliwość nieskrępowanego eksplorowania świata, manifestowania wolności, ale również własnej indywidualności. Dlatego twierdzę, że przyszłość nie leży w pogoni za technologią i osiągami, lecz w konstrukcjach customowych, które już samym wyglądem wywołują całe spektrum emocji. To dzięki nim mają szansę znaleźć się w polu zainteresowania młodszych pokoleń!