Cichy warkot zamienia się stopniowo w coraz głośniejsze dudnienie. Trudno porównać ten dźwięk do odgłosów wydechu jakiegokolwiek współczesnego motocykla. Jest w nim coś czystego, pierwotnego. Tak musiały brzmieć angielskie wyścigówki z przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych – czasów świetności brytyjskich singli.
Dudnienie narasta, świdruje w uszach. Za chwilę zza zakrętu wyłania się sylwetka niskiego, pomalowanego jaskrawożółtym lakierem choppera. W słońcu lśnią potężne, chromowane „lagi” przednich teleskopów. Za szeroką „dragsterową” kierownicą rozciągnięta jest sylwetka jeźdźca. Krzysiek „strzela” aparatem raz po raz. Motocyklista mija nas, po czym rozpoczyna hamowanie. Redukcji biegów towarzyszy basowy pomruk jednocylindrowego silnika. Kiedy zawraca, motocykl zajmuje prawie całą szerokość wąskiej, asfaltowej drogi. Podjeżdża do nas i zatrzymuje się. Koniec zdjęć. Teraz mogę przyjrzeć się dokładniej temu jednośladowemu dziełu sztuki.
W solidnej, rurowej ramie, tuż nad ziemią, osadzony jest silnik pochodzący z Junaka. Jego boczne osłony zdobią wygrawerowane płomienie. Pusty wydech, wraz z nietłumionym ssaniem, tworzą odpowiedni, czysty gang tej maszyny. Tylne koło, z „kapciem” o słusznych rozmiarach, zamocowano w sztywnej, bardzo nisko poprowadzonej ramie. Paliwo mieści się w zbiorniku pochodzącym od Sportstera.
Przednie koło, o średnicy 21 cali, wsparte jest na solidnym i odpowiednio długim widelcu teleskopowym. Przednią częsc maszyny wieńczą płaska, „dragsterowa” kierownica i lampa pochodząca z H-D. Podnóżki kierowcy, wraz z dźwigniami hamulca i biegów, wysunięte są daleko do przodu. Jakości lakieru i powłok galwanicznych nie powstydziłaby się żadna renomowana firma.
Taki motocykl mógł powstać tylko z połączenia twórczej pasji, samozaparcia, dobrego gustu, dużych umiejętności i możliwości warsztatowych. Twórcą tego dzieła jest Paweł Wawrzonowski. Historia budowy tego motocykla liczy sobie pięć lat, kiedy to Paweł, po sprzedaży motorynki, zdecydował się na kupno „prawdziwego” motocykla.
Już wtedy wiedział, że musi to być solidna, czterosuwowa maszyna, która posłuży mu do realizacji odwiecznych marzeń o niepowtarzalnym motocyklu. Motocyklu, na którym będzie mógł czuć się prawdziwie swobodnym jeźdźcem, tak jak Peter Fonda na swym Harleyu w głośnym filmie „Easy Rider”.
Nadarzyła się okazja kupna Junaka i Paweł skrzętnie ją wykorzystał. Tym bardziej, że silnik Junaka dobrze pasował do wizji mającego powstać choppera. Motocykl był już zresztą lekko przerobiony. Miał schodkową kanapę i przód od MZ. Poprzedniemu właścicielowi nie starczyło zapału do ukończenia prac i Paweł musiał zacząć od szlifu cylindra i starannego złożenia całej maszyny.
Miejsce oryginalnego, tylnego koła zajęło nowe, złożone z wykorzystaniem felgi od Syreny. Część ramy, pod kanapą, została obniżona, kąt główki ramy powiększony. Z przodu znalazło się koło od MZ z hamulcem tarczowym oraz wyższa kierownica. Jednak po zakończeniu tych modyfikacji Paweł nie był zadowolony z efektu, jaki osiągnął. Motocykl był jeszcze zbyt wysoki i za krótki. Właściwie w tym stanie nie wyglądał ładniej od dobrze utrzymanego oryginału.
Trzeba było zapomnieć o jazdach i wrócić do warsztatu. Nie czułby się przecież dobrze na motocyklu, który nie spełnił jego oczekiwań. W końcu, po dwóch latach pracy, udało się wreszcie wyjechać na ulice. Dzięki zastosowaniu krótkich amortyzatorów tył maszyny znacznie się obniżył. Podnóżki kierowcy zostały przesunięte do przodu. Zbiornik paliwa był zmodyfikowaną wersją baku od motorynki. Wiele elementów maszyny Paweł wykonał własnoręcznie (puszki narzędziowe, kanapę, oparcie, mocowanie podnóżków itd.).
Motocykl prezentował się całkiem nieźle. Mimo że był już koniec sierpnia i pogoda nie rozpieszczała, Paweł ujeżdżał swą maszynę z dużym zapałem i satysfakcją z wykonanego dzieła. Zbudowana własnoręcznie maszyna działa, funkcjonuje, może żyć własnym życiem! Tego uczucia nie zazna nikt, kto jeździ fabrycznym „sprzętem”! Radość z jazdy nie trwała jednak zbyt długo. Nadeszła zima i motocykl powędrował do garażu. Oczekiwanie na następny sezon Paweł umilał sobie przeglądaniem amerykańskich pism motocyklowych.
I nagle przyszło olśnienie! Sztywny tył! Tak, to jest to! Wtedy dopiero chopper nabiera właściwej klasy. Staje się rasowym chopperem. A więc koniec leniuchowania i do roboty! Niestety Junakowi Pawła nie dany był spokojny sen zimowy. Znowu rozebrano go do ostatniej śrubki. Znowu boleśnie cięto ramę. Motocykl musiał umrzeć, by odrodzić się w kolejnym, jeszcze piękniejszym, wcieleniu.
Rama Junaka doczekała się daleko idących modyfikacji. Zrezygnowano z wahacza, by wprowadzić „sztywny tył”. Przednie rury kołyski ramy pod główką zostały przedłużone, kąt główki zwiększono po raz kolejny. Część ramy za silnikiem również została przedłużona. Do tego doszła jeszcze zmiana tylnego błotnika, wraz z mocowaniem, a także inna kanapa, bardzo wysoka kierownica w stylu „małpiego drążka” oraz kilka innych, pomniejszych elementów.
Ostatecznie motocykl mógł wyjechać na szosy w połowie sezonu – na początku sierpnia. W nowym wcieleniu odbiegał już całkowicie od oryginału. Zdążył też pokonać w sezonie pierwsze długie trasy. Paweł wybrał się, między innymi, nad morze i „zaliczył” zlot w Jedlińsku. W trakcie sezonu wyszły na jaw pewne niedociągnięcia konstrukcyjne. Pojawiły się problemy z wyciągającym się nadmiernie łańcuchem napędowym, nie zdała też egzaminu konstrukcja tylnego błotnika. Pod ciężarem pasażerki i bagażu, błotnik, wraz z mocowaniami, przesunął się „frezując” tylną oponę. Poza tym maszyna sprawowała się bez zarzutu.
Paweł doczekał się też uznania dla swojej pracy. Jego motocykl zdobył drugie miejsce w konkursie na najlepiej wykonanego choppera, zorganizowanym przez redakcję tygodnika „Auto Motor Sport” i sklep motocyklowy Liberator. W ciągu następnej zimy Paweł zdążył tylko dokonać kompleksowego remontu silnika. Więcej uwagi swemu stalowemu rumakowi poświęcić nie mógł, gdyż musiał zająć się swoją pracą dyplomową tzn. kabrioletem na bazie „malucha”. Wraz z pracą przy „maluchu” przyszła fascynacja rajdami samochodowymi. Na szczęście podczas wakacyjnych wojaży kabrioletem, Paweł „zawadził” o jakiś zlot motocyklowy i to nawróciło go na właściwą drogę. Sezon jednak został stracony.
Nadeszła zima, a wraz z nią dalsze prace nad udoskonalaniem motocykla. Zmianie uległ cały przód. Miejsce MZ-owskich teleskopów zajęły przedłużone od Jawy. Półki przedniego zawieszenia Paweł wykonał własnoręcznie, wzorując się na wyrobach Arlena Nessa. Główka ramy została przekonstruowana tak, by pomieścić łożyska stożkowe pochodzące z piast tylnych kół Fiata 126. Motocykl otrzymał przednią lampę od H-D i zbiornik od Sportstera, miejsce wysokiej kierownicy zajęła niska – „dragbar”. Wspornik tylnego błotnika „zlał się” w jedną całość z ramą i błotnikiem.
W kolejnej wersji chopper był gotowy do jazdy w sierpniu ’94 i bezawaryjnie przejechał jeszcze więcej kilometrów niż w poprzednim wcieleniu. Zdobył też trzecie miejsce w konkursie na najładniejszy motocykl na zlocie w Kamionie koło Skierniewic. Następna zima to już tylko kilka drobnych modyfikacji. Paweł przedłużył nieco przednią część ramy, tak aby podnóżki powędrowały jeszcze dalej. Teraz wreszcie może jeździć z wyprostowanymi nogami. W dolnej części ramy, przed silnikiem, znalazł się aerodynamiczny „nos”. Cały motocykl zmienił barwę, z czarnej na żółtą. Napinacz łańcucha „załatwił” na zawsze problemy z jego wyciąganiem.
W ten sposób Junak doczekał się swojej ostatecznej wersji, z której jego twórca jest całkowicie zadowolony. Na międzynarodowym zlocie H-D w Koniku pod Warszawą w sierpniu ’95 Junak Pawła, wraz z Zaporożcem jego brata, Michała, zdobył pierwsze miejsce w konkursie motocykli nietypowych. Junak zdobył jeszcze pierwsze miejsce za najładniejszy motocykl na zlocie w Brodnicy. W taki oto sposób, w rękach Pawła poczciwy Junak przeistoczył się w dwukołową piękność zdobywającą nagrody w konkursach.
Teraz Paweł myśli o kupnie Harleya i budowaniu show-bike na jego bazie. Oczywiście będzie to maszyna równie niepowtarzalna.
Zdjęcia: Krzysztof Wydrzycki