Po przejechaniu ponad ośmiu tysięcy kilometrów po piaskach i bezdrożach Arabii Saudyjskiej, reprezentanci ORLEN Teamu dotarli do mety 44. Rajdu Dakar! Po wymarzony wynik sięgnął quadowiec Kamil Wiśniewski, a Maciek Giemza kilkukrotnie zadziwił swoim tempem wśród motocyklistów.
Na skróty:
Nie bez przyczyny Rajd Dakar uznawany jest za najtrudniejszy i najbardziej wymagający rajd na świecie. Tysiące kilometrów w siodle, zdradliwy teren i pułapki nawigacyjne rokrocznie zbierają swoje żniwo. I nie ma znaczenia, czy to doświadczony uczestnik, czy debiutant – na pustyni nie ma nieomylnych.
Tegoroczny Dakar był już dwudziestym trzecim, w którym startują zawodnicy ORLEN Teamu. Czekało na nich piekielnie trudne zadanie, bo trzeci w historii rajd organizowany w Arabii Saudyjskiej miał być jeszcze szybszy i jeszcze trudniejszy niż poprzednie edycje. Wiedząc jednak, że dakarowe zmagania to nie sprint, a maraton, najważniejsze było rozłożenie sił, zastosowanie odpowiedniej strategii i niepopełnianie błędów.
Wyrównać rachunki z Dakarem
Maciek Giemza w tym roku już po raz piąty w karierze ustawił się na starcie Dakaru. Jego dotychczas najlepszym wynikiem było 17. miejsce w klasyfikacji generalnej wywalczone w 2020 roku. I choć zapowiadało się, że w ubiegłym sezonie poprawi rezultat, to Rajd Dakar 2021 miał dla Polaka słodko-gorzki smak. Prezentował bardzo dobre tempo i kolejne etapy kończył w TOP10, lecz na dziewiątym odcinku specjalnym uderzył w duży kamień i kilkukrotnie rolował z motocyklem. Po zerwaniu więzadeł w prawym barku i dwóch złamanych kościach w stopie, dalsza jazda była niemożliwa.
W tym roku 26-latek z Kielc miał więc z Dakarem rachunki do wyrównania. Pierwszy etap tegorocznego rajdu nie poszedł jednak zgodnie z planem. Pomimo świetnego tempa na początku, na 257. kilometrze Giemza, wraz z Rickym Brabekiem, Luciano Benavidesem i kilkoma innymi czołowymi zawodnikami popełnili błąd nawigacyjny. W efekcie Maciej dotarł na metę dopiero na 43. miejscu. „Jestem zadowolony z tempa, które długimi momentami udawało mi się utrzymać. Wyniosłem z dzisiejszego etapu bardzo dużo” – zaznaczał Maciek.
Złe dobrego początki
Kolejne dni przynosiły jednak coraz szybszą jazdę Giemzy, który już na drugim etapie był dwudziestym najszybszym motocyklistą w stawce. „Gdyby każdy etap do mety układał się w ten sposób, byłoby świetnie” – przyznawał Maciek. Podczas całego rajdu Polak zaliczył tylko jeden słabszy występ – na czwartym, najdłuższym, liczącym aż 465 kilometrów odcinku specjalnym wypadł do trzeciej dziesiątki.
Giemza w tegorocznym Dakarze jechał na dokładnie tym samym motocyklu, co przed rokiem. Była to zmodyfikowana Husqvarna FR 450 Rally, wyposażona w jednocylindrowy, czterosuwowy silnik o pojemności 449,3 ccm. Lepsze osiągi jednostki napędowej i niższą masę całego pojazdu – zaledwie 139 kilogramów – zapewniał tytanowy wydech marki Akrapovič.
Przełom na 5. etapie
Przełomowy dla Polaka okazał się piąty etap, wygrany przez debiutanta Danilo Petrucciego. Giemza od początku narzucił bardzo dobre tempo i na mecie był czternasty, tracąc do lidera zaledwie dziewięć minut. „Cieszę się, że udało mi się zrehabilitować po czwartym etapie” – przyznawał wprost.
Od tego czasu Maciek nie oglądał się za siebie i regularnie kończył kolejne etapy w czołowej dwudziestce. Podczas gdy rywale popełniali błędy i kalkulowali, on jechał swoim tempem i przy okazji piął się w górę w klasyfikacji generalnej. Postępy widać było zwłaszcza w drugim tygodniu jazd, gdy Giemza mocno podkręcił tempo. Na dziewiątym etapie, będącym 287-kilometrową pętlą wokół miasta Wadi Ad-Dawasir, zanotował wyśmienity, dziesiąty rezultat, tracąc nieco ponad sześć minut do lidera. Przy okazji zostawił za sobą takich zawodników, jak dwukrotny triumfator Dakaru Toby Price czy ówczesny lider „generalki” Sam Sunderland.
„Udało się uzyskać na tym etapie bardzo dobry wynik. Jechałem szybko i utrzymywałem to tempo od początku do końca. Moja strata do lidera była niewielka. Cieszę się szczególnie dlatego, że przed rokiem to właśnie na dziewiątym etapie musiałem wycofać się z Dakaru” – wspominał Giemza.
Historyczny wynik Giemzy
Jeszcze lepszy, historyczny wynik uzyskał dzień później na dziesiątym odcinku specjalnym. 375-kilometrowy etap tylko z pozoru był łatwiejszy od poprzednich, bo w rzeczywistości okazał się niezwykle trudny nawigacyjnie. Boleśnie przekonali się o tym faworyci: po awarii odpadł obrońca tytułu Kevin Benavides, a przez słabą nawigację wiele minut stracili liderzy – Matthias Walkner i Sam Sunderland.
W takich warunkach świetnie spisał się jednak Giemza, na mecie etapu meldując się na rewelacyjnym, ósmym miejscu, ze stratą niecałych siedmiu minut do najszybszego Toby’ego Price’a! „Za mną fantastyczny etap. To mój najlepszy dotychczasowy wynik w Dakarze. Do tankowania trasa była bardzo szybka, później bardziej techniczna. Przez większość etapu kręciłem się w okolicach czwartej pozycji. Po delikatnej wywrotce trochę obniżyłem tempo, ale skończyłem na ósmym miejscu i jestem bardzo zadowolony” – komentował Giemza.Dwa ostatnie etapy Dakaru Maciej przejechał spokojnym tempem, nie popełniając błędów i ostatecznie plasując się na osiemnastym miejscu w klasyfikacji generalnej. „Może jeszcze tego po mnie do końca nie widać, bo zmęczenie naprawdę daje się we znaki, ale jestem szczęśliwy. Na ostatnim etapie walka o wynik była drugorzędna, chciałem przede wszystkim dojechać do mety. Wziąłem rewanż za poprzedni rok i to jest dla mnie najważniejsze” – mówił na mecie.
Kamil Wiśniewski z jasnym celem!
Kamil Wiśniewski w Rajdzie Dakar zadebiutował w 2017 roku i rokrocznie dojeżdżał do mety. W edycji 2021 Polak ukończył zmagania quadowców na czwartym miejscu i wprost przyznawał, że jego celem na ten rok jest finisz na podium. 39-latek zamierzał kontynuować tendencję wzrostową swoich wyników: w 2020 roku był piąty, dwanaście miesięcy temu – czwarty, więc passę miał podtrzymać finisz w TOP3.
Pomóc w tym miał zupełnie nowy sprzęt, na jakim Wiśniewski zdecydował się wystartować w Rajdzie Dakar 2022. Jego Yamaha Raptor 700 była wyposażona w napęd na tylną oś oraz czterozaworowy, czterosuwowy silnik o pojemności 686 ccm. Dzięki zastosowaniu specjalnej konstrukcji oraz elementów wykonanych z włókna węglowego całkowitą masę pojazdu udało się obniżyć aż o 15 kilogramów. Wprowadzone modyfikacje przełożyły się też na zwiększenie mocy oraz podwyższenie prędkości maksymalnej.
Spokojna jazda na początek
Wiśniewski rywalizację rozpoczął spokojnie, bo od szóstego miejsca na pierwszym etapie. Potem jechał solidnym, równym tempem, jednak stracił nieco na najdłuższym, czwartym etapie. Odcinek, na którym błędy popełniali najlepsi sprawił, że Kamil spadł z piątego na siódme miejsce w tabeli generalnej.
Tak jednak jak w przypadku Giemzy, tak i u Wiśniewskiego przełomowy okazał się piąty etap, którego nie udało się jednak „odjechać” do końca. Przez brak możliwości zapewnienia wystarczających środków zabezpieczenia medycznego organizatorzy przedwcześnie przerwali rywalizację motocyklistów i quadowców. Ostatecznie okazało się, że Kamil był na tym etapie drugim najszybszym zawodnikiem, ustępując jedynie Francuzowi Alexandrowi Giroud.
Walka z rywalami i problemami
Kolejne etapy tylko potwierdzały bardzo dobrą formę 39-latka i jego aspiracje. Na ósmym odcinku specjalnym Kamil był jednak czwarty, co dało mu awans na trzecią lokatę w klasyfikacji generalnej! Jak się okazało, nie oddał jej już do mety. „Szkoda, że rajd jest taki krótki, bo wydaje mi się, że zaczynam się rozpędzać” – przyznawał.
Nie obyło się jednak bez problemów. Na ósmym etapie z jednego z kół w Yamasze Wiśniewskiego zaczęło schodzić powietrze. Quadowiec nie zamierzał ryzykować – zatrzymał się, załatał oponę i ruszył do walki. Dzień później Polaka dopadły problemy z elektroniką, przez co maszyna zgasła na 80. kilometrze, a po tankowaniu nie chciała odpalić.
Kamil Wiśniewski dotrzymał słowa!
Przez ostatnie dni 39-latek nie ryzykował i jechał spokojnym, ale szybkim tempem. Na kolejnych etapach regularnie plasował się w czołowej piątce, a dwa ostatnie ukończył na drugim miejscu! W efekcie wywalczył wymarzoną, trzecią lokatę w klasyfikacji generalnej i stał się pierwszym w historii zawodnikiem ORLEN Teamu, który stanął na podium Rajdu Dakar!
„Przed rajdem zakładałem sobie jasny cel – podium – i go zrealizowałem. Poprawiłem wynik z poprzedniego roku i jestem bardzo zadowolony. Cieszę się tym bardziej, że jestem pierwszym zawodnikiem ORLEN Teamu, któremu udało się to osiągnąć, i nie było to moje ostatnie słowo – deklarował na mecie Wiśniewski.
ORLEN Team z powodami do zadowolenia
Historyczne podium Kamila Wiśniewskiego i bardzo dobre, osiemnaste miejsce Maćka Giemzy to nie koniec powodów do radości ORLEN Teamu. Do mety w Dżuddzie dojechali także kierowcy samochodów reprezentujący zespół. Szóste miejsce w „generalce” wywalczyli Jakub Przygoński i Timo Gottschalk. Duet miał co prawda na trasie kilka sytuacji podbramkowych i problemów, ale wyszedł z nich obronną ręką. Dla „Przygona” to dwunasty w karierze ukończony Rajd Dakar.
Długo po miejsce w czołowej dziesiątce jechali także Martin Prokop i Viktor Chytka, którzy pierwszy etap rozpoczęli od finiszu na podium. Niestety przez problemy techniczne na dziesiątym odcinku specjalnym duet stracił do liderów ponad cztery godziny. W efekcie tegoroczny Dakar ukończyli na dwudziestym piątym miejscu.