fbpx

Dodaję gazu – ryk silnika wzmaga się – mam pod sobą przecież potężnego „lwa”. Puszczam sprzęgło – o wiele za szybko. Honda wyjeżdża spode mnie, a ja sam ląduję w kupie piachu. – Nie pan pierwszy, nie ostatni. U nas jest takie po­wiedzenie: ,,jak się z ziemią nie pocałujesz – dobrym mo­tocyklistą nie będziesz” – stwierdza filozoficznie […]

Dodaję gazu – ryk silnika wzmaga się – mam pod sobą przecież potężnego „lwa”. Puszczam sprzęgło – o wiele za szybko. Honda wyjeżdża spode mnie, a ja sam ląduję w kupie piachu. – Nie pan pierwszy, nie ostatni. U nas jest takie po­wiedzenie: ,,jak się z ziemią nie pocałujesz – dobrym mo­tocyklistą nie będziesz” – stwierdza filozoficznie sier­żant Janusz Zych. Razem z sierżantem Dariuszem Ga­jewskim skończył szkołę dla policyjnych motocyklistów w Sens pod Paryżem. Teraz przekazują swoją wiedzę i umiejętności naszym poli­cjantom w Legionowie pod Warszawą.

Żeby dobrze jeździć na Hondzie, trzeba najpierw wy­jeździć swoje na ćwiczebnej, wzmocnionej, dostosowanej do crossu MZ-ce. Do Centrum Szkolenia Policji przyjeżdżają ,,drogowcy'” z całej Polski. Wszyscy mieli już do czynie­nia ze służbowym motocy­klem. Teraz chodzi o dosko­nalenie techniki jazdy. Być może już niedługo powstanie nowa formacja policyjna – wzorem francuskim czy ame­rykańskim – kawaleria dro­gowa.

– Dlaczego motocykl jest tak ceniony przez wszyst­kie policje świata? – pytam naiwnie nadkomisarza Wiesława Krasnego. – Wszędzie nim można wjechać. Jeśli za­istnieje potrzeba, można nim jeździć po chodniku, lawiro­wać między samochodami, przecinać trawniki. Takie motocykle jak Honda czy BMW mają niesamowite przyspieszenie. Sto metrów pokonują w 4 sekundy. Mo­tocykl jest jak gepard – największe prędkości osiąga na krótkich dystansach, kiedy dogania „ofiarę”. Mimo że np. Hondą można jechać 180 km/h, motocykl nie słu­ży do długich pościgów. Jest bardzo przydatny natomiast w szybkich, krótkich ak­cjach, podczas których w ciągu paru sekund przekra­cza 100 km/h. A więc jego atutem jest przyspieszenie.

Mój debiut na crossie nie wypadł najlepiej. Być może poza umiejętnościami bra­kuje mi cech, które powi­nien mieć prawdziwy moto­cyklowy kawalerzysta. – Na poligonie uczymy techniki jazdy. Nie chodzi o szybkość, ale o jak najlepsze opanowanie maszyny. Nasi podopieczni, jak pan widzi, ani razu nie przysiedli na sio­dełku. Cały szas balansują na nogach. Dobry policjant­-motocyklista nie powinien bać się prędkości, z drugiej strony nie może być bezro­zumnym ryzykantem, gdyż wtedy prędzej czy później zginie. Musi umieć podejmo­wać ryzyko, ale w granicach rozsądku. Zwłaszcza na pol­skich szosach pełnych wyrw, pijanych rowerzystów, wra­cających z wypasu krów. Ostatnio kolega ze stołecznej drogówki miał kolizję z ło­siem. Policjantowi, mimo że przeturlał się po szosie, nic groźnego się nie stało. Moto­cykl powędrował na długo do warsztatu, a łoś, jak napisano w policyjnym rapor­cie, oddalił się w niewiado­mym kierunku. –

W policyjnych garażach coraz więcej jest Hond. To one najlepiej – jak twierdzą moi rozmówcy – sprawdzają się w polskich warunkach. Mają najmniej awarii, są bezpieczne, dobrze trzyma­ją się szosy, a jazda jest na­prawdę komfortowa. Teore­tycznie jednak najwygo­dniejszym motocyklem i najbezpieczniejszym jest BMW, w którym silnik chłodzony jest cieczą. Stąd też istnieje możliwość zastosowania lep­szego systemu osłon na nogi i korpus. A tym samym – do­skonałych nawiewów ciepła, co przy chłodzonej powie­trzem Hondzie, nie jest moż­liwe do zrealizowania.

– Ale nie ma co narzekać – mówi sierżant Gajewski. Honda to bardzo dobry motocykl, speł­niający wszystkie wymogi pracy policyjnej. Nawet to, że jego silniki tak ryczą, odpo­wiada taktyce walki psychologicznej. Policyjny limit przewiduje zużycie 7 litrów czerwonej benzyny na 100 kilometrów. Jest to oczywiś­cie średnia. Honda przy pręd­kości 160-170 km/h potrafi spalić dwukrotnie więcej. Policjanci z Legionowa mieli możność przetestowania innych motocykli, oczy­wiście pod kątem drogowej służby. Najgorzej wypadły włoskie Moto Guzzi. Okazało się, że częściej stoją w war­sztacie niż jeżdżą. Suzuki 500 zyskał sobie opinię mi­łego, sportowego motocykla, jednak mało przydatnego w policyjnej służbie. Jest po prostu za lekki.

Z kolei co­raz chętniej używany przez amerykańską policję Kawa­saki 1000 jest doskonałym motocyklem patrolowym, ale głównie sprawdza się na autostradach. W polskich warunkach jest po prostu za ciężki i za masywny, Yama­ha zaś zmusza jadącego po­wyżej 100 km/h do położe­nia się na baku. A przecież niedobrze to wygląda, jeśli policjant, który swoją posta­wą powinien wzbudzać re­spekt, leży na motocyklu jak ścigający się na MZ-etce ma­łolat.

Najważniejsze, by poli­cjant czuł, że motocykl staje się częścią jego organizmu, że jeździec i maszyna two­rzą całosć. O motocykl trze­ba dbać, jakby to było żywe stworzenie, jak dobry kawalerzysta powinien dbać o ko­nia. Wtedy uniknie się zda­rzeń pechowych i nieoczeki­wanych. Chociaż… jeden z polskich policjantów, który ukończył z wyróżnieniem kurs motocyklowy we Fran­cji, gdzie pokonywał co­dziennie karkołomne trasy – ostatniego dnia pobytu złamał sobie nogę podczas gry w piłkę. – No cóż, czło­wiek przed swoim losem nie ucieknie – mówią mi poli­cjanci z Legionowa – ale ostrożnym być warto. Na­wet jeśli się jedzie na Hon­dzie zaledwie 140 km/h… 

Tekst: Andrzej Kołodziejski

KOMENTARZE