fbpx

Unikalny event „Triple S” Harley-Davidsona to spotkanie z najnowszymi modelami marki i masa niesamowitych atrakcji.

Od wielu lat dwie pierwsze rodziny Harley’a, a więc: Softail i Sportster są najbardziej popularnie w gamie marki. Ale event „Triple S” organizowany w lutym w Hiszpanii to o wiele więcej. Harley rozbudowuje swoją ofertę o nowe produkty i powoli wchodzi także w segment popularnych motocykli typu scrambler. 

Przed wyjazdem na testy nie przekazano nam żadnych szczegółów, oprócz jednej, lakonicznej informacji: „zabiecie ze sobą offroadowe buty”. Słysząc to przed imprezą organizowaną przez Harley-Davidsona było jasne, że coś ciekawego się kroi. Dwa lata temu na podobnym wyjeździe Andrzej Drzymulski ścigał się flattrackowym modelem Street 750, wygrywając zresztą zawody

Harley-Davidson 2020 – dzień osiągów

Pierwszy dzień w Hiszpanii upłynął pod hasłem “performance”. Mieliśmy poznać nieco bliżej bardzo popularne modele z gamy Softail – LowRider S, Fat Bob i Street Bob. Sprzęty te to motocykle pozornie bardzo do siebie podobne, a jednocześnie zupełnie różne, o kompletnie odmiennych charakterach.

Co mają zatem wspólnego z hasłem “performance”, czyli z osiągami? Zacznijmy od tego, że pierwszy dzień testów nie polegał na leniwym jeżdżeniu po nadmorskich bulwarach, a dobrym gnieceniu po krętych, bocznych ulicach oraz górskich serpentynach Malagi i Antequery. W skrócie: tempo było iście „nieharleyowe”. Trasy, które tutaj spotykaliśmy są co prawda bardzo malownicze, ale stan nawierzchni i jej czystość pozostawia sporo do życzenia.

Okazuje się, że w takich warunkach motocykle radzą sobie zaskakująco dobrze! Są wygodne i bardzo przewidywalne. Nie zaskakują i nie straszą, a to gwarancja sukcesu przy szybkim przemieszczaniu się po winklach. Komfort psychiczny równa się dynamiczna jazda. 

[dd-parallax img=”https://swiatmotocykli.pl/wp-content/uploads/2020/02/AP30884.jpg” height=”500″ speed=”2″ z-index=”0″ position=”left” offset=”false” text-pos=”top”][/dd-parallax]

Pod hasłem osiągi koniecznie trzeba wspomnieć o jednostkach napędowych. Na codzień przyzwyczajeni jesteśmy do wysokich wartości mocy maksymalnych. H-D oferuje coś zupełnie innego – moment obrotowy, pojemność, „ciąg”. 1868 ccm z V2 w Fat Bobie musi robić wrażenie. Zwłaszcza, że silnik włożony jest w zaskakująco kompetentne podwozie, ze skutecznymi hamulcami i sprawnym zawieszeniem. Każdy z rodziny Softail oferował odpowiedni ciąg, skuteczne hamulce i spokojnie radzące sobie z tempem zawieszenie. Dokładamy do tego stabilność wynikającą z gabarytów i uśmiech na twarzy gwarantowany.

Na koniec dnia okazało się, że LowRider S przypadł mi do gustu najbardziej. Luz jaki daje w połączeniu ze świetnym wyglądem. To musi się podobać! 

Mój faworyt testów: H-D Lowrider S.

Harley + hillclimb? 

Na koniec dnia wisienką na torcie  był hillclimbing, a więc wspinaczka motocyklem na szczyt wzniesienia. Sport bardzo przypominający wyścigi na ¼ mili tyle, że tutaj jedziemy pod górę i w terenie. Jak wiele dyscyplin związanych z jazdą na wprost, hillclimbing popularny jest w Stanach Zjednoczonych. Tam każdy startuje na tym, co sam zbuduje. Ma być szybko i praktycznie, niekoniecznie pięknie. 

My dostaliśmy motocykle zupełnie ładne, bo przerobione H-D Street 750. Największą zmianę w prowadzeniu wnosiło zawieszenie marki Ohlins. Do tego szerokie, motocrossowe kierownice, terenowe opony, sportowe wydechy i brak zbędnych elementów. Zadanie? Jak najszybciej dostać się na szczyt wzniesienia.

Zabawa była przednia, a zadanie by zrobić to szybko wcale nie takie proste! Przed wyjazdem Andrzej udzielił mi jednak doskonałej rady: “mocno trzymaj gaz”. Okazało się, że taktyka okazała się skuteczna. Trzymałem przepustnicę otwartą na tyle mocno, że wdrapałem się na górę najszybciej spośród dziennikarzy z mojej grupy. Do kraju wróciłem z pucharem.

Harley tym samym chciał nam przypomnieć, że motorsport i marka z Milwaukee mają ze sobą sporo wspólnego. To właśnie sukcesy w sporcie, szczególnie na początku istnienia firmy, pozwoliły marce H-D zyskać popularność i rozwinąć skrzydła.

Fakt faktem, że sukcesy w amerykańskim flattracku, a nie wspinaniu się na góry, ale nadal. Kierunek w którym zmierza Harley w najbliższych latach będzie odwoływać się do tej tradycji. Zresztą, wystarczy popatrzeć na prototypy i model Bronx.

Dzień relaksu i… elektryk 

[dd-parallax img=”https://swiatmotocykli.pl/wp-content/uploads/2020/02/MI_8707.jpg” height=”500″ speed=”2″ z-index=”0″ position=”left” offset=”false” text-pos=”top”][/dd-parallax]

Drugi dzień jeżdżenia to więcej relaksu i spotkanie z zupełnie niesamowitym modelem. Kto by pomyślał, że tyle ekscytacji może wzbudzić motocykl elektryczny z logiem Harley-Davidson na zbiorniku. A jednak! LiveWire to suma skrajnych emocji, ale na koniec dnia najważniejsza jest jedna informacja: tym modelem trzeba się przejechać. Sposób w jaki przyspiesza LiveWire, jaką kulturę pracy oferuje jednostka napędowa i na koniec jakich doznań dźwiękowych przysparza jest ciężki do opisania. Napewno LiveWire ma coś w sobie i to bezwględnie coś z ducha amerykańskiej marki.

Obok elektrycznego LiveWire do dyspozycji mieliśmy także model Sport Glide i Heritage Classic 114. O nich więcej już niedługo, przy okazji większego opisu wrażeń z wyjazdu. 

Więcej o motocyklach Harley-Davidson na stronie H-D Polska.

Harley-Davidson 2020: Zdjęcia


Autor: Maciej Strzaliński. 

KOMENTARZE