fbpx

Fabio Quartararo został ukarany za jazdę z rozpiętym kombinezonem i bez ochraniacza klatki piersiowej w wyścigu MotoGP o GP Katalonii. Czy kara jest adekwatna do przewinienia? Czy zawinili sędziowie? Analizujemy.

Pod koniec wyścigu MotoGP w Katalonii można było zaobserwować, że Fabio Quartararo jedzie z rozpiętym kombinezonem i bez ochraniacza na klatkę piersiową. Powtórki pokazały, że Francuz sam w pewnym momencie wyrzucił ten ochraniacz, na szczęście nie trafiając w żadnego z jadących z tyłu rywali.

Chwilę później wyratował się jeszcze z uślizgu przodu w pierwszym zakręcie, wyjeżdżając za szeroko i wracając na tor tuż przed Jackiem Millerem. Za ścięcie szykany ukarano go dodaniem trzech sekund do jego czasu wyścigowego. W efekcie zamiast trzeciego, było tylko czwarte miejsce. Zasady są nieubłagane – jeśli wyjedziesz na wyasfaltowane pobocze, musisz wyraźnie stracić tam czas, aby nie otrzymać kary. 

Po minięciu mety Quartararo zapiął kombinezon i zjechał do alei serwisowej, jak gdyby nigdy nic. W sieci wrzało od dobrych kilku minut, a wielu domagało się natychmiastowego wykluczenia Fabio z wyścigu. Gdy tego nie zrobiono, pojawiły się wątpliwości, czy karanie El Diablo po fakcie będzie miał jakikolwiek sens. Ostatecznie otrzymał kolejne trzy sekundy kary i w końcowym rozrachunku przypadło mu szóste miejsce.

W tym miejscu nadmieniamy, że regulamin FIM stanowi wyraźnie, że „zawodnik obowiązany jest posiadać, podczas każdej rundy, co najmniej dwa kompletne zestawy bezpieczeństwa, w skład których wchodzą: kask, jednoczęściowy kombinezon, rękawice, buty, ochraniacz pleców, ochraniacz klatki piersiowej. Wszystkie te elementy muszą być założone i prawidłowo zapięte podczas każdej aktywności na torze”. 

Prawda jest taka, że zachowanie Quartararo było niedopuszczalne. Ryzykował przede wszystkim swoim bezpieczeństwem. Zapewne każdy z nas widział, co dzieje się ze skórą człowieka, gdy przejedzie się nieosłoniętym fragmentem ciała po asfalcie przy prędkości stosunkowo niewielkiej. A w MotoGP jeździ się o wiele szybciej niż po ulicach – prędkości maksymalne często przekraczają nawet 360 km/h.

Niedopuszczalne było też zachowanie dyrekcji wyścigowej, która powinna po prostu wykluczyć Fabio z wyścigu. Pozostawienie go na torze było w zasadzie proszeniem się o tragedię. Trudno oczekiwać, że gość walczący o mistrzostwo świata MotoGP z własnej woli zwolni, zdejmie obie ręce z kierownicy i zapnie kombinezon, tracąc przy tym kilka lub kilkanaście sekund. Albo że w ogóle wycofa się z wyścigu. Rolą sędziów jest dbanie o zdrowie i życie zawodników, ale też… obrona ich przed samym sobą.

Tak naprawdę do końca nie wiadomo, co się wydarzyło. Pierwsze plotki mówiły o tym, że w kombinezonie Quartararo aktywowała się poduszka powietrzna. On sam miał rozpiąć kombinezon i wyrzucić ochraniacz klatki piersiowej, by lepiej mu się oddychało. Inni sugerowali awarię zamka, albo to, że Fabio po prostu nie dopiął kombinezonu na starcie (co zdają się sugerować ujęcia z pól startowych) i ten po prostu się rozpiął w trakcie jazdy.

„Wszyscy wiedzą, co się stało” – uciął krótko lider mistrzostw, gdy zapytano go o tę sytuację. No właśnie, nie do końca wiedzą. Nie pomagają też późniejsze komentarze Quartararo na Instagramie, gdy pisał: „Nie stworzyłem niebezpieczeństwa, a do tego utrudniało mi to jazdę. Fajnie zobaczyć prawdziwe oblicze niektórych osób. Chcę też podziękować wszystkim, którzy mnie wspierają i pomagają mi w trudnych momentach”.Fabio Quartararo z rozpiętym kombinezonem podczas GP Katalonii 2021Niektórzy – kibice, nie zawodnicy – zaznaczali jednak, że Quartararo po prostu ma wielkie cojones, inni są zazdrośni, kary w ogóle nie powinno być, a już tym bardziej nie powinno się mówić o wykluczeniu go z wyścigu. Dodawali, że nie stworzył żadnego niebezpieczeństwa, że jest niezwykle doświadczonym zawodnikiem i nie trzeba było bać się niczego. Sorry, ale jest 22-latkiem nabuzowanym adrenaliną, walczącym o zwycięstwo w MotoGP…

O tym, że zawodnikowi Yamahy powinno się wywiesić czarną flagę, przekonywali zarówno zawodnicy z czołowej trójki niedzielnego wyścigu, jak i dwukrotny mistrz świata MotoGP Casey Stoner. „Tak byłoby najbezpieczniej dla niego” – mówił wicelider mistrzostw Johann Zarco. Jeszcze ostrzej wypowiedział się z kolei Jack Miller, który dodawał, że „w takim momencie myślimy o wyniku i w takich sytuacjach nie można nam ufać”.

Po poniedziałkowych testach Quartararo przyznał ostatecznie, że faktycznie powinien zobaczyć czarną flagę oraz że miał ogromne szczęście. „Ściągnąłem na siebie niebezpieczeństwo, a po tym, co wydarzyło się nieco ponad tydzień temu, to byłaby prawidłowa reakcja” – przyznawał. A w międzyczasie wrzucił takie zdjęcie z takim podpisem na swoim profilu.

Faktycznie, niebezpieczeństwo dla samego Quartararo było bardzo duże. Potwierdza to też fakt wyratowanego uślizgu przodu. Nie chcemy myśleć, co by się stało, gdyby Fabio wtedy się przewrócił z rozpiętym w zasadzie do pasa kombinezonem. Albo gdyby upadł w innym zakręcie i z gołą klatą wleciał w żwir.

Ukaranie go jednak po fakcie w zasadzie mijało się z celem. Tym razem udało się uniknąć tragedii. Trzysekundowa kara nałożona na Fabio po wyścigu nie obroniła go przed nim samym. Ba, w ostatecznym rozrachunku wydaje się być totalnie losową, a o niesprawiedliwości takiego rozwiązania mówił chociażby pięciokrotny mistrz świata Jorge Lorenzo.

Może ta kara miała w pewien sposób zagłuszyć sumienie sędziów? Ci powinni zatem ostro wziąć się do roboty, bo po akcjach z wyścigu Moto3 – gdy Jeremy Alcoba celowo spowalniał zawodników i stworzył przy tym ogromne niebezpieczeństwo – nikt nie kiwnął nawet palcem. Czy zapomnieli już o tragicznych wydarzeniach z Mugello i śmierci Jasona Dupasquier?

Oczywiście nie porównujemy tutaj wypadku Szwajcara do tego, co przydarzyło się Quartararo. To dwie różne sytuacje. Warto pamiętać jednak o jeszcze jednej kwestii. Zawodnicy ścigający się w MotoGP w teorii są najlepszymi motocyklistami na świecie. Mają dawać przykład młodszym czy mniej doświadczonym. Nie da się promować kampanii bezpiecznej jazdy na ulicach i po torze, jednocześnie samemu nie reagując na takie zachowania „pod swoim nosem”. To po prostu absurdalne.

KOMENTARZE