„Zawody te były dla mnie okazją do podziwiania płynnej i bardzo szybkiej jazdy jednego z naszych czołowych zawodników – złotego medalisty Mistrzostw Świata Enduro z Assen, Andrzeja Tomiczka. Kiedy po zakończeniu eliminacji zapytałem, jak mu się jechało – skrzywił się lekko i odrzekł: Niespecjalnie. Tor w Sochaczewie jakoś mi nie leży, a poza tym nowa Yamaha 250 wymaga jeszcze dostrojenia. To jednak nie przeszkodziło Andrzejowi ostatecznie wygrać zawodów.”
Sezon motocyklowy w sportach terenowych rozpoczął się w tym roku bardzo wcześnie. W ostatnią niedzielę marca (1995 roku, przyp.red.) na torze motocrossowym w Sochaczewie miejscowy klub „Szarak” zorganizował eliminację mistrzostw strefy. Mimo panującego zimna, porywistego wiatru i przelotnych opadów deszczu, a nawet śniegu, organizatorzy nie mogli narzekać na brak frekwencji zarówno wśród startujących zawodników, jak i przybyłych na tor kibiców. Trzeba przyznać, że motocykliści z „Szaraka” mają tu wierną widownię. Mimo że były to zawody niższego szczebla, na starcie nie zabrakło utytułowanych zawodników – mistrzów i reprezentantów kraju.
Zawody te były dla mnie okazją do podziwiania płynnej i bardzo szybkiej jazdy jednego z naszych czołowych zawodników – złotego medalisty Mistrzostw Świata Enduro z Assen, Andrzeja Tomiczka. Kiedy po zakończeniu eliminacji zapytałem, jak mu się jechało – skrzywił się lekko i odrzekł: Niespecjalnie. Tor w Sochaczewie jakoś mi nie leży, a poza tym nowa Yamaha 250 wymaga jeszcze dostrojenia. To jednak nie przeszkodziło Andrzejowi ostatecznie wygrać zawodów.Andrzej startuje w imprezach motocrossowych już 11 lat, a nawet nieco dłużej, bo pierwsze starty zaliczył już w 1984 roku, oczywiście w klasie 50 ccm na Simsonku. Pierwszy kontakt ze sportem motocyklowym okazał się niefortunny. Piętnastoletni adept trudnej sztuki crossowania upadł tak nieszczęśliwie, że złamał obojczyk. W sezonie ’84 startował już w Mistrzostwach Polski w klasie 50 ccm, a w latach ’85 do ’89 w klasie 125. Pierwsze poważne sukcesy przyszły, kiedy Andrzej przesiadł się z CZ 125 na Suzuki. W 1987 roku był trzeci, w ’88 zdobył tytuł wicemistrza, a w ’89 Mistrza Polski.
W 1987 zadebiutował w innej terenowej dyscyplinie, a mianowicie w rajdach enduro, rzucając się od razu na głęboką wodę. Bierze z powodzeniem udział w odbywającej się w Jeleniej Górze motocyklowej sześciodniówce – imprezie mającej statut Mistrzostw Świata Enduro.
Andrzej jest sympatycznym, choć trochę małomównym dwudziestosześciolatkiem i swój udział w motocyklowym sporcie traktuje bardzo poważnie – jest profesjonalistą w każdym calu. Zapytany o to, dlaczego wybrał sobie taki niezbyt przecież bezpieczny sposób na życie, odpowiedział, że on po prostu kocha motocykle – nic dodać, nic ująć! Interesowało mnie, czy oprócz startów jeździ motocyklem również prywatnie, turystycznie.
– Teraz już nie, nie mam na to czasu. Sezon rozpoczynamy w kwietniu, a kończymy w październiku. Zimę wykorzystuję na majsterkowanie przy sprzęcie.
W sezonie co tydzień wypada jedno- lub dwudniowa impreza. Trzy razy w tygodniu wyjeżdżam na treningi. Resztę czasu poświęcam na utrzymanie sprzętu w ciągłej gotowości bojowej. Chcąc odnosić sukcesy w tym sporcie musisz zdecydować się na koczowniczy tryb życia.
Andrzej co roku wraz ze swym zespołem (pomagają mu ojciec i przyjaciele) przemierza całą Polskę wzdłuż i wszerz, żyjąc w mikrobusie, w którym wozi swoje motocykle. Wszystko to nie byłoby oczywiście możliwe bez pomocy sponsorów. Sponsorami Tomiczka są zakład przetwórczy Tortex z Grodkowa (przyprawy kuchenne) oraz Rafineria Trzebinia. Podczas gdy Andrzej czyścił swój motocykl z grubej skorupy sochaczewskiego błota, zapytałem go o receptę na skuteczną jazdę w crossie. Odrzekł z uśmiechem: