fbpx

Kultowy model z silnikiem innym niż czterocylindrowa rzędówka brzmi jak przepis na klęskę. Honda ma szansę wyjść z tego projektu z twarzą, ale nowy Hornet będzie musiał się wykazać.

Mało który motocykl jest tak bliski memu sercu, jak Honda Hornet 600. Był to mój pierwszy sprzęt o pojemności większej niż 125 ccm. Dorastałem w czasach, w których panowała ogólna fascynacja motocyklami sportowymi. Lata 90. to orgia rosnących mocy silników i spadających mas całkowitych. To przekładało się na prędkość. Osiągając wiek, w którym mogłem pójść legalnie do pracy i wziąć kredyt na motocykl, zacząłem realnie marzyć o własnym ścigaczu. W moim zasięgu finansowym i celowniku estetycznym były jednak sprzęty pokroju Kawasaki ZX6R z 1996 roku. Na szczęście miałem na tyle dużo rozsądku, żeby nie kupować gruzów, które oglądałem, po czym jadąc dwukrotnie po „ładną” sztukę miałem wypadek. To znak, gdyż były to jedyne dwa wypadki samochodowe w moim życiu. Zacząłem, więc rozglądać się za czymś bardziej „rozsądnym”, czyli nakedem. Wtedy uświadomiłem sobie, że Honda Hornet wygląda jak potulna maszyna dla aspirującego motocyklisty, ale w jej ramie drzemie sportowy silnik. 

Hornet do podstaw

Kupując czerwonego Horneta wygrałem los na loterii. Z perspektywy czasu jestem wdzięczny, że nie wskoczyłem na ścigacza, bo Honda CB600F pokazała mi niemal pełne spektrum motocyklizmu. Praktycznie z niej nie zsiadałem. Jeździłem po mieście, za miasto, na tor kartingowy (Tor Lublin na zawsze w naszych sercach), na opuszczone lotnisko, a gdy zjeżdżaliśmy na piaszczystą lub szutrową drogę, koledzy na ścigaczach zostawali daleko w tyle. To, co było dla mnie wtedy najważniejsze, to prędkość, popisy i sztuczki (znak wieku i Lubelszczyzny). Równe 100 koni mechanicznych sprawiało, że Hornet był wystarczająco szybki w niemal każdych warunkach (autostrady wtedy nigdy nie zaznałem). Wiemy, że 20 lat temu na polskich drogach prędkość nie była kluczowa tylko dla mnie. Pamiętam, jak trasy krajowe były jednym wielkim wyścigiem. Każdy miał gaz w podłodze, wyprzedzał na trzeciego, istne szaleństwo, które idealnie korelowało z nastawieniem 20-letniego Andrzeja. Sądzę, że przy życiu utrzymały mnie bardzo dobre (jak na tamte czasy) zawieszenie Horneta, dobre hamulce i niska masa. Wszystko to sprawiało, że motocykl poza prędkością oferował genialną zwrotność, która nieraz uratowała mi skórę. Poza tym Hornet bardziej niż chętnie wprowadził mnie w świat stuntu. Ostatecznie Honda Hornet jaką znamy kojarzy się z niepozornym, ale zadziornym motocyklem, który nie potrafi rozczarować. 

Czy to koniec? 

Wszelkie przecieki sugerują, że nowy Hornet będzie wyposażony w silnik dwucylindrowy. „Dramat, profanacja, skandal!” – tak wyobrażam sobie pierwsze komentarze po premierze. Zastanówmy się wspólnie, czy będą one zasadne? 

Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nowy Hornet miał silnik czterocylindrowy. Honda ma jednostkę o potencjalnie idealnych parametrach, którą montuje w CB650R i CBR650. Niemal sto koni mechanicznych zapewniłoby doznania identyczne do tych, które miałem 20 lat temu. Szkopuł polega na tym, że silniki czterocylindrowe budują emocje po wkręceniu ich na wysokie obroty. To z kolei idzie w parze z nabieraniem znaczącej prędkości, a na przestrzeni dwóch dekad postrzeganie prędkości znacząco się zmieniło. 

Nowa Honda Hornet oczami japońskiego projektanta Shinji Miyakubo. Czy tak właśnie będzie wyglądała?

Wszyscy jeździmy zauważalnie wolniej. Z jednej strony mamy coraz bardziej zaostrzony kodeks drogowy, z drugiej skuteczniejsze wychwytywanie wykroczeń, a z trzeciej – wyższą świadomość i kulturę jazdy. Dlatego pozyskiwanie emocji przy niższych prędkościach ma sens, a do tego potrzebny jest wysoki moment obrotowy dostępny przy niskich obrotach. 

Przepis? Mniej cylindrów, większa pojemność. Stąd wziął się między innymi sukces Yamahy MT-07 w Polsce i KTM Duke 890 w Europie. Wsiadasz, dodajesz gazu i od razu dostajesz to, czego wymagasz od zadziornego naked bike’a. Z tego powodu mniejsza liczba cylindrów w nowym Hornecie nie powinna mi przeszkadzać, pod warunkiem, że sprzęt zachowa swój sportowy i rozrywkowy charakter. Do tego niezbędne będzie porządne podwozie, dobre amortyzatory i skuteczny układ hamulcowy. W mojej ocenie musi to być motocykl bliższy możliwościom KTM-a, aniżeli wspomnianej MT-07. 

Jaką będzie miał pojemność? Obstawiam okolice 800 ccm. Jaką będzie miał moc? Celuję, że okolice 80-90 KM. Takie osiągi pozwolą wcisnąć się pomiędzy konkurencję. Dlaczego w ogóle nowy Hornet powstaje w momencie, gdy w ofercie znajduje się CB650R, która jest idealna na start? Tutaj mam już osobną teorię. 

Premiera Hondy Hornet na sezon 2023 wiąże się z zaprezentowaniem zupełnie nowej jednostki napędowej. Z pewnością, po naked bike’u odnajdziemy ją w kolejnych modelach, np. wyczekiwanej Hondzie Transalp. Według mnie nazwa Hornet będzie lewarem do dźwignięcia premiery nowego silnika. Zbierze recenzje, a producent zbada w ten sposób rynek i opinie o jednostce. Następnie wypuści Transalpa, o zoptymalizowanej charakterystyce. Dlaczego Honda nie pokaże Transalpa od razu? To proste. Lepiej sprzeda się motocykl turystyczny z zadziornym silnikiem z nakeda, niż zadziorny naked bike z silnikiem z turystyka… Honda ma szansę skutecznie wykorzystać nazwę Hornet, ale jeśli stworzą niemrawego golasa z tanim zawieszeniem, to będę pierwszym, który napisze: „Dramat, profanacja, skandal!”. 

Pożyjemy, zobaczymy, a w międzyczasie dajcie znać, czy moje teorie mają sens, czy może macie swoje własne przemyślenia? 

 

 

KOMENTARZE