Pewnie nikt nie lubi być w sytuacji, gdy usiłuje coś komuś wytłumaczyć, przedstawić swoje racje, a w odpowiedzi słyszy: idź stąd synku i nie zawracaj mi głowy.
Albo jeszcze lepiej: tak, tak oczywiście, ale nie do mnie z tym problemem. I nóż się człowiekowi w kieszeni sam otwiera, na myśl o własnej bezsilności. Taki stan ducha nie jest najmilszy, rodzi w najlepszym razie frustracje, a w najgorszym, nieopanowaną agresję.
A teraz już szybko przechodzę do części właściwej, czyli: o co w ogóle chodzi? Chodzi o traktowanie motocyklisty jak przysłowiowego psa. Albo nawet jeszcze gorzej, bo psa, jak warczy i kłapie zębiskami, to każdy się trochę boi, a my, gdy usiłujemy kogoś capnąć za łydkę, jesteśmy odpędzani jak naprzykrzająca się mucha. Więc powróćmy do tematu, na chwilkę tylko zapomnianego. A właściwie nie zapomnianego, tylko ze względów na zalegające śniegi, taktycznie wstrzymanego. Chodzi, oczywiście, o autostrady.
Zbliża się wiosna – możemy zaczynać znowu. Zwłaszcza że koncesjonariusze autostrady A4 chyba uwierzyli w to, że motocykliści im odpuszczą. Ale sami dolewają oliwy do ognia, podtrzymując go (znaczy się ten ogień) procesami sądowymi. Oto jeden z uczestników grupowego przejazdu przez bramki autostrady został zawleczony do sądu, oskarżony i, niestety, ukarany grzywną, bo ponoć „tamował ruch na drodze publicznej”. A tamował go poprzez płacenie bilonem. W dodatku nie odliczonym wcześniej, więc odliczał go na miejscu, przez co tamował. I co ciekawsze, pod takim wyrokiem podpisał się Sędzia w imieniu Najjaśniejszej Rzeczpospolitej.
A mnie się zdawało, że złotówka jest w naszym kraju prawnym środkiem płatniczym, niezależnie od nominału. I tak samo dobre są grosiki, jak banknoty stuzłotowe. Mało tego, niekiedy są nawet lepsze, bo przykładowo, w naszej redakcyjnej stołówce panie „na kasie” znacznie wyżej sobie cenią klientów płacących moniakami, niż „walorami”. Nie mam prawniczego wykształcenia, ale jestem w stanie się założyć, że w żadnym zbiorze praw obowiązujących w naszym kraju nie jest ujęty limit czasu, w jakim klient ma się zmieścić przy uiszczaniu opłaty. Ale sędzia, sądzić należy, był pod tym względem lepiej wykształcony ode mnie (nie ma w tym akurat nic szczególnego) i znalazł odpowiedni paragraf. Mam tylko cichą nadzieję, że ukarany grzywną okaże się człowiekiem dociekliwym i poprosi o szczegółowe wyjaśnienia instancję wyższą naszego Wymiaru.
Ale jak już pisałem w felietonie, który rozpętał całą tę burzę – na sposoby są sposoby. Nie podobają się moniaki? To będziemy płacić banknotami dwustuzłotowymi. Wtedy nikt już nie będzie oskarżony o zbyt powolne wykładanie pieniędzy na kontuar. Sytuację wyobrażam sobie następująco: motocyklista sprawnie i szybko podjeżdża do bramki, w zębach trzyma przygotowany banknot. Nie zdejmuje kasku, rękawiczek, resztę szybko, bez przeliczania wsypuje do kieszeni i odjeżdża. I wszyscy (a najbardziej to chyba wezwani do pacyfikowania motocyklistów policjanci) są zadowoleni. Sprawnie szybko, bezboleśnie, operacja trwa 10 sekund, chociaż w ciągu dalszym przypominam, że według mojej najlepszej wiedzy, żaden kodeks nie wyznacza tutaj limitu czasu. Ale czego nie robi się dla wspólnego dobra! I tak następny, motocyklista i następny… Nagle stop! Panience w kasie musi zabraknąć moniaków do wydawania reszty!
Na moje oko tak się stanie przy najdalej dwudziestym motocykliście. I tu zacznie się problem. Przecież człowiek w dobrej wierze wręcza banknot, żeby (zgodnie z sugestią sądu) nie utrudniać i nie tworzyć zatoru – a tu taki klops! Nie ma reszty, klient nie ma innych pieniędzy, wycofać się z kolejki nie ma jak, bo za nim stoją już następni. Oczywiście karnie i w dobrej wierze dzierżąc w dłoniach dwustuzłotówki. Więc problem się pojawi. No i co począć z takim ambarasem? Przecież gość niczego nie tamuje, tylko chce jak najszybciej dostać reszty i odjechać, żeby nie „tamować ruchu na drodze publicznej”. A że ruch tamuje kasa i w dodatku nie ma gdzie polecieć do kiosku, żeby rozmienić na drobne?
Kolejny wariant: dwóch gości z dwustuzłotówkami przeplecionych dwoma z bilonem. I niech teraz Pani Młodsza na kasie blokuje przejazd na przemian licząc przyjmowaną i wydawaną kasę. Jak widzicie możliwości są. Mam nadzieję, że w takim wypadku pani kasjerki sąd nie skaże za opieszałość.
To są oczywiście tylko takie rozważania teoretyczne, bo pewnie nie każdemu motocykliście łatwo jest ot tak, wziąć w garść dwie stówki i pojechać na bramki autostrady, a poza tym jakoś głęboko jestem przekonany, że i w tym wypadku sędzia, który skazał chłopaka za „tamowanie” wynalazłby odpowiednie paragrafy i wyrok skazujący na płacącego zbyt szybko należycie uzasadnił. Ale problem w rzeczywistości leży zupełnie gdzieś indziej. Państwo polskie wszystkich nas, jako swoich obywateli powinno brać w opiekę, przed właśnie takimi poczynaniami wielkich firm, dysponujących cwanymi prawnikami i czującymi się całkowicie panami sytuacji. A czy bierze?
Mimo woli nasuwa się przed oczy obraz z komisji śledczych, gdzie biznesmen wytrząsa się nad przesłuchującymi, że mu się należy i że to wszystko wina „urzędasów”. Więc mnie (nam) się też należy i też uważam, że to wszystko wina „urzędasów”, którzy jawnie lekceważą mnie, jako obywatela. Bo jak inaczej można nazwać sytuację, w której ministerstwo twierdzi, że to koncesjonariusz ma możliwości obniżenia opłaty za przejazd autostradą, a koncesjonariusz, że leży to w kompetencjach ministerstwa. I obie strony pozostają przy swoim zdaniu, nawet nie udając, że będą próbowały rozstrzygnąć ten spór kompetencyjny.
Więc nie dziwcie się proszę drodzy, źle urzędujący urzędnicy i nietykalni prezesi, że trochę powbijamy wam jeszcze ostrogi w bok. Bo praktyka wskazuje, że z wami nie da się normalnie rozmawiać. Reagujecie tylko na dwie metody: „na górnika” i „na pielęgniarkę” (czyli metoda siłowa), albo „na biznesmena” (kupowanie racji kopertą lub ośrodkiem wczasowym). W naszym przypadku metoda „na biznesmena” nie ma racji bytu, bo motocykliści uczestniczący w proteście odpowiednich środków raczej nie posiadają. Pozostaje więc, poodkładanie wam pinezek pod tyłki na stołkach, aż się wam uprzykrzymy na tyle, że łaskawie ruszycie swoje d…. i rzetelnie zajmiecie się naszymi postulatami.
Ech, miało być przyjemnie, a zacietrzewiłem się jak zwykle. A szkoda, bo w końcu zbliża się wiosna i motocykliści z natury rzeczy powinni w tym czasie zaprzątać sobie głowę przyjemniejszymi sprawami. Chciałoby się jeździć i jeździć, a tu trzeba się z łobuzami użerać…